Będzie nowy podatek od szybkiego Internetu. Sorry, taki mamy rząd
Ministerstwo Finansów i część samorządów chcą opodatkować kable i światłowody znajdujące się w studzienkach. Dla państwa oznacza to dodatkowe miliony w budżecie, a dla Polski to, że cyfrowe wykluczenie jeszcze długo będzie u nas smutną rzeczywistością.
22.01.2014 | aktual.: 10.03.2022 11:35
Serwis NaTemat donosi, że nasz "liberalny" rząd planuje nałożyć kolejny podatek na szerokopasmowy Internet. Podatek, który wygląda co prawda nieco absurdalnie, ale to bez znaczenia, skoro ma pomóc w łataniu budżetowych dziur.
Masz kable, płać jak za nieruchomość
Pomysł polega na tym, by kable i światłowody znajdujące się w studzienkach potraktować jak nieruchomość i jak nieruchomość opodatkować. Nie jest to nic nowego – tak miało być już kilka lat temu. Ale kiedy wchodziła w życie megaustawa telekomunikacyjna, mająca zachęcać do inwestowania w szerokopasmowy Internet, operatorom udało się przekonać ustawodawcę, że płacenie haraczu i od studzienek, i od kabli byłoby podwójnym opodatkowaniem. Teraz przestaje to mieć znaczenie.
Sytuacja jest kuriozalna: samorządy z jednej strony mają ambitne projekty związane z szerokopasmowym Internetem, z drugiej – widzą szansę na "dorobienie" paru groszy. Paru groszy, czyli nawet 400 mln zł w skali całego kraju. Zgadnijcie, co zwycięży.
60% kosztów budowy szybkiego Internetu to podatki
"W tej chwili tworzymy niezbędną infrastrukturę, ale później musimy ją także przez wiele lat utrzymywać. Już w tej chwili ok. 60% kosztów utrzymania sieci szerokopasmowych stanowią różnego rodzaju podatki i opłaty. Kolejne obciążenia sprawią, że utrzymanie takiej infrastruktury będzie jeszcze bardziej kosztowne" – mówi w NaTemat Jacek Protas, prezes Zarządu Związku Województw RP. Politykę rządu i samorządów, które to popierają, nazywa krótkowzroczną.
Jakie będą jej skutki? Wzrosną koszty budowy i utrzymania sieci. Część projektów zapewne całkiem stanie, bo okaże się, że to się nie opłaca. W Polsce wciąż będą żyć miliony osób cyfrowo wykluczonych. A przecież dostęp do Internetu to nie tylko Facebook i filmiki z kotami, to też większe możliwości znalezienia pracy, edukacji itp. To mniejsze bezrobocie i bardziej świadome społeczeństwo. Ale czymże są te argumenty wobec 400 mln zł?
38% Polaków nie korzysta z Internetu
O tym, że cyfrowe wykluczenie to nie żaden wymysł wykształciuchów, nie trzeba już chyba nikogo przekonywać. W listopadzie prezentowaliśmy infografikę World Internet Project, z której wynikało, że aż 38% Polaków w ogóle nie korzysta z Sieci. Owszem, są tacy, którzy mówią, że bez Internetu "jest im lepiej", są też tacy, którzy uważają, że to nie jest przydatna rzecz. Ale wielu też wskazuje jako przyczynę niekorzystania brak umiejętności.
Niezależnie od tego, jakie przyczyny są podawane w oficjalnych ankietach, widać jedno: ponad jedna trzecia naszego społeczeństwa nie ma w ogóle z Internetem do czynienia i zwyczajnie się go boi. Tak jak każdy z nas boi się nowych rzeczy, których obsługi trzeba nauczyć się od zera.
Na tle krajów z Europy Zachodniej wypadamy źle; w Szwecji, Norwegii czy Holandii ponad 90% społeczeństwa korzysta z Sieci. W Polsce te statystyki też by się poprawiły, gdybyśmy mieli lepszą infrastrukturę. No ale sorry, taki mamy rząd.