Bill Gates i Mark Zuckerberg walczą z koronawirusem. Mogliby pomóc inaczej - tylko że tego nie chcą
Koronawirus to kolejna po Notre-Dame czy pożarach w Australii okazja, by miliarderzy mogli się wykazać, szastając pieniędzmi. Ich zapomoga nie jest jednak wcale powodem do radości. Gdyby nie wcześniejsze ustępstwa wobec wielkich korporacji, dzisiejsze wsparcie być może nie byłoby potrzebne.
16.03.2020 | aktual.: 09.03.2022 08:34
Bill Gates zrezygnował z roli członka zarządu Microsoftu, by w całości skupić się na działalności filantropijnej. Od niedawna głównym celem fundacji Bill and Melinda Gates Foundation jest walka z koronawirusem. Z kolei Facebook zdecydował się przekazać Światowej Organizacji Zdrowia 10 mln dol.
Koronawirus to kolejna szansa dla miliarderów, by mogli "ratować świat". Kiedy pojawia się tragedia łącząca ludzi na całym świecie, uaktywniają się najbogatsi. W kryzysowych sytuacjach, gdy brakuje środków i narzędzi, wyciągają portfel i mówią: nie martwcie się, zajmiemy się tym.
Czasami wychodzi im to komicznie - jak stosunkowo drobna suma rzucona przez najbogatszego człowieka na Ziemi w trakcie gaszenia australijskich lasów. Jednak znacznie częściej wdzięczna ludność bije im brawo.
Żyjemy w społeczeństwie prezesów
To najlepsze dowody na to, że żyjemy w społeczeństwie prezesów - jak ujęli to autorzy książki "Świat według prezesów. Jak korporacje kontrolują nasze życie?". Stojący na czele wielkich korporacji - bogaci, zaradni, przedsiębiorczy - są dziś dla wielu popkulturowymi herosami, którzy mogą rozwiązać wszelkie problemy. Tam, gdzie zawodzi państwo, pomoże firma.
Dla coraz większej liczby polityków państwo powinno być zarządzane tak, jak dobra, zarabiająca korporacja. Ma się liczyć zysk i szybkie działanie. Przykładem prezesa-polityka jest Donald Trump, który - jak podaje New York Times - chce mieć szczepionki na wyłączność. Dlatego przedstawiciel rządu USA miał, rzekomo, próbować przekupić niemiecką firmę, by ta pracowała nad badaniami w Stanach Zjednoczonych. Zwykła akwizycja, jak to w biznesie.
Bogaci szefowie korporacji mogą się wykazać, bo państwo zawodzi. Brakuje lekarzy, badania są kosztowne (w Stanach Zjednoczonych test na obecność koronawirusa dla osoby nieubezpieczonej - w USA to 28 mln obywateli - wynosił 1,6 tys. dol.!), a sprzęt przestarzały. Zapomoga od ludzi takich jak Gates, Zuckerberg czy Bezos jest więc na wagę złota.
Zapomoga zamiast regularnych podatków
Zapomina się jednak, że miliarderzy mogą się dzielić, bo wcześniej państwa stworzyły im idealne warunki do bogacenia się. Zukcerberg dopiero niedawno łaskawie stwierdził, że Facebook jest gotowy na płacenie podatków w Europie. Bill Gates niby jest za tym, by miliarderzy byli zmuszeni do dzielenia się majątkiem, ale kiedy na horyzoncie pojawili się politycy, którzy mogliby takie prawo wprowadzić, wcale ich nie popierał. Co więcej, nie zachęcał do tego również firmy, w której ciągle był członkiem zarządu.
Według niedawnego raportu Fair Tax Mark, na przełomie ostatnich 10 lat wielkie korporacje technologiczne, w tym Facebook, Google, Microsoft czy Netflix, znalazły kruczki prawne bądź uchyliły się od zapłacenia ponad 100 miliardów dolarów podatków.
Miliardy uciekają
Adrian Zandberg prognozował, że podatek cyfrowy mógłby przynieść do budżetu państwa nawet 2 mld zł. A więc tyle samo, co krytykowana przez wielu kwota, jaka trafi do TVP. Populizmem byłoby głoszenie, że przez wielkie technologiczne firmy polska służba zdrowia jest biedniejsza o 2 mld, bo kwestią dyskusji jest, gdzie te pieniądze miałyby trafić. Ale jak na dłoni widzimy, co tracimy.
I jednorazowe zapomogi nie poprawią sytuacji. Wręcz przeciwnie, są argumentem dla tych firm: jakie podatki, jaka krytyka, skoro pomagamy, gdy sytuacja nagli!
10 mln dol. od Facebooka na walkę z koronawirusem to teoretycznie duża kwota, ale tylko w samej Wielkiej Brytanii Facebook zaliczył rekordowe obroty wynoszące 1,65 miliarda funtów. Płacąc zaledwie 28,5 miliona funtów podatków. Facebook ani inne korporacje nie są hojne - one oddają zaledwie ułamek tego, co udało im się dzięki bierności polityków zachować.
Działalność dobroczynna sprawia, że obecni i byli prezesi – od Marka Zuckerberga do Billa Gatesa – mogą zajmować się filantropią, zamiast sprzyjać progresywnej i demokratycznej polityce - piszą autorzy książki "Świat według prezesów".
Społeczeństwo prezesów to nie tylko politycy, którzy ku uciesze przedsiębiorstw wprowadzają "tanie państwo", zaciskanie pasa czy ulgi dla wielkich firm, które dają przecież "miejsca pracy". Również zwykli obywatele zaczynają rozumować tak, jak prezesi - działając jednorazowo, reagując na palący problem.
Każdy chce działać jak prezes
Stąd bardzo chętnie rzucamy pieniędzmi w trakcie zbiórek, które rosną jak grzyby po deszczu w trakcie światowych kryzysów. Facebook już odpalił możliwość zbierania funduszy na wsparcie dla WHO. Świetnie, wzruszający gest, ale kiedy mówi się np. o służbie zdrowia, bardzo często pojawiają się głosy o prywatyzacji, zamiast podniesienia nakładów na ochronę zdrowia.
W społeczeństwie prezesów "obywatele są zdani na własny spryt i odwagę, ponosząc całkowitą odpowiedzialność za wynik zmagań z przeszkodami, na które nie mają wpływu" - pisał Zbigniew Bauman. Zauważamy to doskonale teraz, patrząc na szturm na sklepy. Panika była niepotrzebna i nielogiczna, ale po części zrozumiała. Jesteśmy przyzwyczajeni, że w dzisiejszym świecie poradzą sobie tylko "zaradni". Ci, którzy chcą żyć jak prezesi.
Koronawirus to kolejny przykład na to, że współczesne wyzwania są tak skomplikowane i nieprzewidywalne, że jeden lider nie poradzi sobie z nimi w pojedynkę. Kolejni miliarderzy będą próbować, dopóki nie zrozumiemy, że społeczeństwo prezesów nie ma szans na normalne funkcjonowanie.