Blokada porno w Polsce. Kto i dlaczego chce nas pozbawić internetowej pornografii?
W Sieci gruchnęła wieść: chcą nam zabrać porno! Oburzeniu i gniewnym komentarzom nie było końca. Problem w tym, że protestowano zakaz, którego nikt nie wprowadza.
Porno nie oddamy!
W polskim Internecie powiało dzisiaj grozą. „Chcą nam zabrać porno” – zajęczał Twitter i Facebook, a razem z nimi miliony użytkowników Sieci. Głośny jęk zawodu nie powinien dziwić – jest przecież tajemnicą poliszynela, że Internet wymyślono nie dla jakichś bzdur w rodzaju przesyłania danych naukowych czy komunikacji po ataku nuklearnym, ale dla celów znacznie poważniejszych.
O tym, że internetowy lud zniesie wszystko z wyjątkiem zakazu porno, wiadomo nie od dzisiaj. Nie przypadkiem protesty przeciwko ACTA nasiliły się, gdy milionom użytkowników serwisów dla dorosłych zajrzała w oczy ponura wizja odcięcia od golizny.
Nic zatem dziwnego, że gdy groźba zakazu porno przemknęła dziś przez łącza, na barykady ruszyli publicyści, blogerzy i dziennikarze, gotowi własną piersią osłonić wolność oglądania innych piersi.
Ile padło przy tym mądrych argumentów, ile rzeczowych analiz, ile mądrych słów… Sam podpisałbym się pod gniewnymi apelami, co zresztą – przy innych okazjach – czyniłem, gdyby nie pewien drobny problem. Dzisiejsza informacja o zakazie porno jest nieprawdziwa.
Wymyśl problem do zwalczania
Wszyscy ci mądrzy i szanowani przeze mnie autorzy z zapałem komentowali dzisiaj plotkę, której przed publikacją nikt porządnie nie zweryfikował. Szanowni publicyści dyskutowali zatem sami ze sobą, celnie punktując wytwory własnej imaginacji. Dlaczego?
Wszyscy rzucili się na niejasną, opartą na wypowiedziach jednego z posłów publikację „Wprost”. Problem w tym, że posłowie wygadają czasem różne bzdury, myląc własne marzenia i fobie z realiami.
Tymczasem według weryfikowalnych, przekazanych oficjalnymi kanałami informacji, odbyło się spotkanie Ministerstwa Cyfryzacji z organizacjami pozarządowymi, dotyczące blokowania internetowego porno. Rzecznik Ministerstwa poinformował że nie ma żadnego projektu dotyczącego blokady. Nie ma też planów aby taki projekt powstał.
Warto przy tym wspomnieć, że dwa lata temu był projekt zmian dotyczących porno w sieci, zakładający ograniczenie nieletnim dostępu poprzez blokadę u operatora, którą każdy dorosły mógłby sobie zdjąć.
To wszystko. Tyle faktów.
Na tym mógłbym – nieco złośliwie – zakończyć ten tekst, gdyby nie smutny fakt, że to świetny przykład, jak działają współczesne media.
Cykl życia newsa
Sensacja, emocje i czas życia wiadomości, liczony już nie w dniach, ale w godzinach i minutach, to przekleństwo świata, w którym obieg informacji został zdominowany przez wrzutki na Twitterze i Facebooku. I minutowe wideo z nadaktywnym prowadzącym, który umarłby, gdyby choć przez moment nie był szalenie błyskotliwy i ironiczny.
Rzucam kamieniem, choć – przyznaję – sam nie jestem bez winy (spójrzcie choćby na tytuł tego artykułu – przecież mógłby być znacznie bardziej wyważony). Współczesne media nie pozostawiają wyboru: miarą sukcesu w Sieci jest klikalność, liczba wyświetleń, lajków i szerów, a Google premiuje szybkość publikowania informacji.
Aby było jasne – nie uważam się za lepszego od tych, którzy dzisiaj z zapałem przekazywali i komentowali nieprawdziwe informacje. Ot, po prostu tym razem miałem odrobinę więcej szczęścia.
Zmiana z Internetu
Właśnie dlatego marzę o tym, że kiedyś świat mediów się zmieni. Że powróci jakościowe dziennikarstwo gdzie zamiast pogoni za newsem będzie liczyła się rzetelność, chęć przekazania czegoś naprawdę ważnego, poszerzenia wiedzy i zmieniania świata na lepsze. Że zamiast ciekawych, ale nieważnych wieści w cenie będą te, które naprawdę mają wagę. Że - przywołując rysunkowy żart (chyba) Andrzeja Mleczki - opinią publiczną przestanie każdego dnia wstrząsać seria informacji bez znaczenia.
Jestem przy tym przekonany, że ożywcza zmiana nie nadejdzie ze strony tradycyjnej telewizji czy tracących na znaczeniu i coraz bardziej tabloidyzujących się tytułów prasowych. Jej przebłyski dostrzegam w Internecie, patrząc na dokonania moich koleżanek i kolegów po fachu. Na to, co każdego dnia robi Katarzyna Pura, Joanna Sosnowska, Aleksandra i Piotr Stanisławscy, Przemysław Pająk czy Grzegorz Marczak. Albo – spoglądając bliżej – na pracę Mirona Nurskiego, Krzysztofa Basela czy Mariusza Zmysłowskiego.
Wymieniam ich wszystkich po nazwisku, bo – zarówno w przypadku siostrzanych serwisów, jak i tych w jakiś sposób konkurujących – uważam, że nawet jeśli komuś zdarzy się jakaś wpadka, to ci ludzie robią wspaniałą robotę. Odbudowują to, co w mediach najcenniejsze: wiarygodność i odpowiedzialność za słowo.
Wierzę, że wraz ze świetną redakcją Gadżetomanii mam wyjątkową możliwość uczestniczenia w tej zmianie. Wierzę też, że lepsze, skoncentrowane na jakości media są wartością, którą doceniają i będą cenić coraz bardziej nie tylko ich twórcy, ale również Czytelnicy i Widzowie. Niezależnie od tego, czy ktoś w końcu zablokuje nam to porno w Internecie, czy jednak nie.