Brytyjski didżej stwierdził, że ma alergię na WiFi. Okazało się, że reklamował nową płytę
Pewien brytyjski didżej postanowił wypromować swoją nową płytę "Electrosensitive" opowiadając mediom o swojej alergii na WiFi. Prasa potraktowała ten marketingowy chwyt poważnie.
Pewien brytyjski didżej postanowił wypromować swoją nową płytę "Electrosensitive" opowiadając mediom o swojej alergii na WiFi. Prasa potraktowała ten marketingowy chwyt poważnie.
Muzyk stwierdził, że za każdym razem, gdy przebywa w zasięgu hotspotu boli go głowa i męczą nudności. Odwołał się tym samym do choroby znanej jako elektronadwrażliwość (electrosensitiveness). Stwierdził, że coraz trudniej jest mu pracować w swoim zawodzie, a także prowadzić normalne życie prywatne.
Temat podchwyciły czołowe brytyjskie dzienniki - "The Sun", "The Telegraph" czy "The Daily Mail". Sprawą zainteresowała się także amerykańska sieć telewizyjna Fox News, a nawet media indyjskie. Problem polega na tym, że elektronadwrażliwość to fikcja. Większość osób wmawia sobie, że na nią choruje.
Naukowcy przeprowadzili badania na osobach, które twierdziły, że czują się źle w zasięgu hotspotów czy wtedy, gdy rozmawiają przez telefony komórkowe. Ludzie ci nie byli w stanie ocenić "na ślepo" które urządzenia elektroniczne są włączone. Nie potrafili odgadnąć czy sieć WiFi aktualnie działa.
Oczywiście nie oznacza to, że na świecie w ogóle nie ma ludzi, którzy reagują na fale elektromagnetyczne. Liczba osób twierdzących, że choruje na elektronadwrażliwość jest jednak wielokrotnie wyższa od odsetka tych, którzy faktycznie cokolwiek wyczuwają.
W przypadku brytyjskiego didżeja na pewno mieliśmy do czynienia z zabiegiem marketingowym. Muzyk chciał po prostu wypromować swoją nową płytę. "Stare" media, nieobeznane w technologicznych kwestiach, oczywiście połknęły haczyk i zapewniły artyście darmową reklamę.
Źródło: ArsTechnica