Dron zawsze dzwoni dwa razy: latające maszyny w roli listonoszy. W Polsce to się nie uda!
Drony, które jeszcze od niedawna kojarzyły się przede wszystkim z zabójczymi maszynami, znajdują coraz więcej cywilnych zastosowań. Zaledwie kilka dni temu w artykule „MIT SkyCall – latające drony w roli przewodników” pisałem o latających maszynach, wskazujących drogę w kampusie jednej z uczelni, gdy pojawił się nowy pomysł. Australijska firma chce za pomocą dronów doręczać przesyłki!
16.10.2013 | aktual.: 10.03.2022 11:49
Drony, które jeszcze od niedawna kojarzyły się przede wszystkim z zabójczymi maszynami, znajdują coraz więcej cywilnych zastosowań. Zaledwie kilka dni temu w artykule „MIT SkyCall – latające drony w roli przewodników” pisałem o latających maszynach, wskazujących drogę w kampusie jednej z uczelni, gdy pojawił się nowy pomysł. Australijska firma chce za pomocą dronów doręczać przesyłki!
W powiedzeniu, głoszącym, że potrzeba jest matką wynalazków nie ma wiele przesady. Zookal to australijska firma, zajmująca się handlem i wypożyczaniem podręczników. Jednym z poważnych problemów, z jakim musi się mierzyć są koszty dostawy przesyłek.
Na szczęście rozwój technologii pozwolił znaleźć rozwiązanie tego problemu. Dzięki współpracy ze startupem Flirtey już niebawem przesyłki będą dostarczane za pomocą latających, bezzałogowych maszyn. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to pierwsze przesyłki trafią w ten sposób do rąk australijskich odbiorców już w 2014 roku, a rok później podobna usługa ma być dostępna w Stanach Zjednoczonych.
Kwestią, która hamuje rozwój usługi są w tej chwili nie tyle problemy techniczne, co prawo, które nie nadąża za rozwojem technologii. Czy wykorzystywanie bezzałogowych maszyn w roli listonoszy nie jest jednak przerostem formy nad treścią?
Zdaniem przedstawicieli Flirtey drony mają kilka istotnych zalet. Przede wszystkim koszt dostarczenia przesyłki spadnie z 8,6 dolara australijskiego do zaledwie 80 centów. To jednak nie wszystko – wdrożenie systemu dostawy przesyłek dronami sprawi, że w większych miastach klienci otrzymają przesyłki już kilka minut po złożeniu zamówienia!
Jak informuje Matthew Sweeny z Flirtey, aby było to możliwe konieczne stało się opracowanie dronów, zdolnych do poruszania się w trudnym środowisku, jakim są tereny zurbanizowane. Chodzi o to, by drony były w stanie unikać kolizji nie tylko z budynkami, ale również z drzewami czy ptakami.
Maszyny muszą być również zdolne do stabilnego zawisu i powolnego zmniejszania wysokości. Co istotne, drony będą działać w pełni autonomicznie, jednak w każdej chwili operator będzie mógł przejąć nad nimi kontrolę.
Jest to wyzwaniem m.in. z tego powodu, że w dostawczych dronach nie będzie zainstalowanych kamer. Zrezygnowano z nich ze względu na kwestie, związane z prywatnością i chęcią przełamania obaw mieszkańców, którzy prawdopodobniej łatwiej zaakceptują latające maszyny wiedząc, że nikt ich z góry nie podgląda.
O ich obecności będzie powiadamiany – za pomocą odpowiedniej aplikacji – odbiorca przesyłki, który na bieżąco będzie mógł sprawdzić, gdzie znajduje się jej dostawca. Jak stwierdził Ahmed Haider, CEO Zookal i współzałożyciel Flirtey:
Większość ważnych innowacji, jak Internet, GPS czy satelity ma wojskowe korzenie, jednak zostały z pozytywnym skutkiem zastosowane również na rynku cywilnym. Naszym celem jest zrobić coś podobnego z dronami. (…) Podręczniki to świetny sposób na przetestowanie tego rozwiązania. Jeśli będziemy w stanie dostarczać podręczniki, to wykonalne będzie również dostarczanie w taki sam sposób ubrań, butów, jedzenia czy lekarstw.
Warto w tym miejscu zastanowić się, jak taka usługa mogłaby wyglądać w Polsce. W końcu rodzima poczta stara się (moim zdaniem z całkiem niezłym rezultatem) zerwać ze swoim stereotypowym i niezbyt korzystnym wizerunkiem, a dostarczanie przesyłek dronami z miejsca teleportowałoby tę firmę w XXI wiek.
Mój entuzjazm do tego pomysłu słabnie, gdy wyglądam za okno. Co widzę? Pomiędzy dwoma pobliskimi blokami przeciągnięty jest jakiś przewód. Głowy nie dam, ale to prawdopodobnie zrobiona oddolną inicjatywą instalacja jakiejś lokalnej sieci. A przy tym wyśmienita pułapka na drona.
Przesadzam? Przyznaję, świadomie przejaskrawiam, snując wizję katastrofy internetowo-pocztowo-lotniczej, ale przypuszczam, że jeśli rozejrzycie się wokół siebie to prawdopodobnie znajdziecie więcej podobnych pułapek, nie wspominając o potencjalnym, nowym sporcie narodowym o nazwie „upoluj drona kamieniem”.
Gdyby jednak udało się rozwiązać kwestię długotrwałości loty tych niewielkich przecież maszyn, drony z powodzeniem mogłoby się sprawdzić tam, gdzie obecnie z przyczyn ekonomicznych poczta jest dostarczana z opóźnieniem – do niewielkich osiedli na odludziu czy pojedynczych, oddalonych od cywilizacji domów.
Z drugiej strony już teraz z powodzeniem mogłyby funkcjonować choćby na uczelnianych kampusach, np. dostarczając za rozsądną opłatą książki z biblioteki. Albo – w zależności od priorytetów – zimne piwo. Mógłby to być świetny poligon doświadczalny, pozwalający na rozwijanie i testowanie takiej technologii również w Polsce.
Bo niezależnie od tego, co sądzimy o wizji roju krążących nad naszymi głowami maszyn, drony są przyszłością wielu usług. Imponująca droga, jaką przebyły w ciągu zaledwie kilku lat to przecież dopiero początek, czas zatem przyzwyczajać się do myśli, że któregoś dnia zamiast zaglądać do paczkomatu, wyjdziemy po prostu na balkon, a przesyłkę do rak własnych dostarczy nam maszyna.
I sądzę, że nastąpi to znacznie szybciej, niż się teraz spodziewamy.