Drony [cz. 1]. Od pierwszych konstrukcji do drugiej wojny światowej
Drony stały się jednym z symboli globalnej walki z terroryzmem, warto jednak pamiętać, że ten symbol nowoczesnej wojny nie jest wcale tak nowy, jak mogłoby się wydawać. Historia dronów sięga początków lotnictwa! Skąd się wzięły, kiedy użyto ich po raz pierwszy i co wspólnego ma z nimi Marilyn Monroe? Zapraszam do lektury pierwszej z trzech części nowego, poświęconego dronom cyklu artykułów.
04.03.2013 | aktual.: 13.01.2022 12:27
Drony stały się jednym z symboli globalnej walki z terroryzmem, warto jednak pamiętać, że ten symbol nowoczesnej wojny nie jest wcale tak nowy, jak mogłoby się wydawać. Historia dronów sięga początków lotnictwa! Skąd się wzięły, kiedy użyto ich po raz pierwszy i co wspólnego ma z nimi Marilyn Monroe? Zapraszam do lektury pierwszej z trzech części nowego, poświęconego dronom cyklu artykułów.
Austriacy chcą zbombardować Wenecję
Jeśli nie będziemy zbyt rygorystycznie trzymać się współczesnej definicji drona, to dalekiego praprzodka Predatorów i Reaperów znajdziemy jeszcze w XIX wieku. Co więcej, jego platformą startową okażą się okręty wojenne!
Wszystko zaczęło się od powstania, jakie w 1848 roku wybuchło we Włoszech. Darujmy sobie nakreślanie historycznego tła tego wydarzenia – dość, że austriackie okręty zablokowały wówczas Wenecję od strony morza. Podjęto wówczas próbę zbombardowania miasta za pomocą niewielkich balonów na ogrzane powietrze, które dzięki mechanizmowi zegarowemu miały zrzucić nad miastem ładunki wybuchowe.
Plan jak na rok powstania był całkiem sprytny, jednak nie uwzględniał kaprysów natury. Wypuszczone z okrętu Vulcano balony początkowo rzeczywiście leciały w stronę Wenecji, ale zmienny wiatr zawrócił je z drogi i akcja zakończyła się niepowodzeniem.
Pionierzy lotnictwa, pionierzy dronów
Na kolejną próbę skonstruowania praprzodka dronów trzeba było czekać ponad pół wieku. W międzyczasie bracia Wright zaliczyli swoje pierwsze próby, pionierzy lotnictwa doprowadzili nowinkę techniczną do stanu używalności, a w Europie wybuchła wojna, nazwana później światową. A nic tak nie sprzyja rozwojowi technicznemu jak chęć zrobienia krzywdy wrogowi.
Już w 1916 roku w Wielkiej Brytanii powstała koncepcja sterowanych radiowo samolotów, których zadaniem było taranowanie niemieckich Zeppelinów. Pomysł wydawał się niezły, zwłaszcza że – wbrew stereotypom – zestrzelenie sterowca wcale nie było proste. Pojawiły się jednak problemy natury technicznej – technologia wciąż jeszcze nie nadążała za pomysłami wynalazców. Próby prototypu o nazwie Ruston Proctor AT dowiodły jednak, że możliwe jest zdalne kontrolowanie samolotu.
Milowym krokiem okazał się opracowany zaledwie rok później automatyczny samolot Hewitt-Sperry. Gdyby ściśle trzymać się terminologii, można uznać go za prekursora pocisków samosterujących. Dzięki żyroskopom i czujnikom ciśnienia bezzałogowy samolot był w stanie samodzielnie wystartować, a następnie na zdefiniowanej przed misją wysokości podążać w zadanym kierunku.
Po osiągnięciu rejonu celu samolot zaczynał nurkować i rozbijał się w samobójczym ataku razem z przenoszonymi ładunkami wybuchowymi. Pomysł był karkołomny, jednak przeprowadzone próby dowiodły, że w ten sposób można bez narażania życia pilotów zaatakować cele odległe nawet o 100 kilometrów, choć celność takiego zestawu była zapewne niewiele większa od zera.
Cel dla artylerii przeciwlotniczej
Zakończenie pierwszej wojny światowej zahamowało rozwój zdalnie sterowanych, latających maszyn. Przez kilka lat w Stanach Zjednoczonych próbowano rozwijać samolot Hewitt-Sperry. Mimo pewnych postępów podstawowym problemem było lądowanie samolotu sterowanego radiowo. Z powodu licznych kraks rozwijanie tego rodzaju broni przerwano w 1927 roku.
Coraz większym zainteresowaniem cieszyły się za to maszyny z założenia jednorazowe. Brytyjska marynarka wojenna jeszcze w latach 20. rozpoczęła próby maszyn o nazwie RAE Larynx (pełna nazwa to Long Range Gun with Lynx engine), które miały być wystrzeliwane z okrętów jako broń dalekiego zasięgu. Osiągnięto przy tym kilka sukcesów: w sumie wykonano 7 udanych startów, jednak celność była niezadowalająca - w najlepszym wypadku samoloty spadały kilka kilometrów od wyznaczonego celu.
Dla zdalnie sterowanych maszyn znaleziono jednak inne zastosowanie: od lat 20. zaczęto używać ich w roli ruchomych celów dla artylerii przeciwlotniczej. W tej funkcji występowały pamiętające czasy pierwszej wojny światowej samoloty de Havilland Tiger Moth, które po zamontowaniu aparatury pozwalającej na zdalne sterowanie zyskały nazwę Queen Bee. To właśnie zespół konstruktorów udoskonalający te maszyny w 1936 roku po raz pierwszy zaczął nazywać je dronami.
Marilyn Monroe pracowała w fabryce dronów
Niedługo później rozpoczęła się druga wojna światowa i - jak nietrudno zgadnąć - postęp technologiczny gwałtownie przyspieszył, a rosnące potrzeby szkoleniowe spowodowały, że amerykańska armia, szkoląca przeciwlotników, zaczęła potrzebować tysięcy zdalnie sterowanych maszyn.
W 1940 roku ruszyła produkcja pierwszego masowo wytwarzanego drona. Był to niewielki, liczący zaledwie niecałe 3 metry długości bezpilotowiec o nazwie Radioplane OQ-2. Do końca wojny wyprodukowano prawie 15 tys. egzemplarzy!
To właśnie w fabryce tych maszyn fotograf David Conover, wysłany tam przez oficera, a przyszłego prezydenta Ronalda Reagana, wypatrzył i sfotografował przy linii montażowej Normę Jeane. Uwieczniona na zdjęciach brunetka okazała się wyjątkowo fotogeniczna i już rok później porzuciła montowanie dronów, przefarbowała włosy na blond i zaczęła robić karierę jako Marilyn Monroe.
Operacja Afrodyta
W tym samym czasie wdrożono do służby pierwsze maszyny, które można uznać za odpowiednik współczesnych bojowych dronów. W przeciwieństwie do wcześniejszych konstrukcji nie były to sterowane żyroskopowo, latające bomby ani cele dla artylerii. Nie były to również typowe bomby kierowane, ale pełnoprawne samoloty, wyróżniające się tym, że swoją ostatnią misję miały wykonać bez załogi na pokładzie (podczas startu na pokładzie byli pilot i mechanik, którzy opuszczali samolot na spadochronach po wyprowadzeniu go na odpowiedni pułap).
W 1944 roku Amerykanie rozpoczęli dwa niezależne, choć bardzo podobne przedsięwzięcia - operację Afrodyta (projekt amerykańskiego lotnictwa wojskowego) i projekt Anvil (realizowany przez marynarkę). Oba polegały na przebudowie wyeksploatowanych bombowców strategicznych - odpowiednio B-17 i B-24 - na latające, zdalnie sterowane bomby.
W przypadku B-17 ciekawym rozwiązaniem były kamery transmitujące obraz do lecącego wyżej samolotu bazy. Jedna z nich pokazywała obraz sprzed samolotu będącego pociskiem, a druga, umieszczona w kabinie, pozwalała na kontrolę przyrządów pokładowych. Mimo przeprowadzenia kilku misji bojowych w żadnym przypadku nie udało się trafić w cel. Czas skutecznych bojowych dronów miał dopiero nadejść.