Dziś Dzień Kobiet! Wspominamy superkobiety popkultury
Popkulturowy wizerunek kobiety to bardzo skomplikowany fresk, który malowano każdą możliwą techniką i farbą. Niektóre jego części zasłaniano i zdrapywano, inne pielęgnowano i retuszowano. Popkobieta przesłania jednowymiarowego macho w każdym możliwym aspekcie. Oto kobiece popikony, tak bardzo różne, niezmiennie fascynujące.
08.03.2013 | aktual.: 13.01.2022 12:24
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Popkulturowy wizerunek kobiety to bardzo skomplikowany fresk, który malowano każdą możliwą techniką i farbą. Niektóre jego części zasłaniano i zdrapywano, inne pielęgnowano i retuszowano. Popkobieta przesłania jednowymiarowego macho w każdym możliwym aspekcie. Oto kobiece popikony, tak bardzo różne, niezmiennie fascynujące.
Siła złamanego stereotypu
Na początku chciałbym wyjaśnić pojęcie superkobiety i uniknąć powieleń ze współczesnych zestawień. Nie chodzi mi o postacie obdarzone nadnaturalnymi zdolnościami, latające w przestworzach z pelerynami, ubranymi w kolorowe i obcisłe stroje. Nie miały one i nie mają tak dużego wpływu na kobiecy wizerunek jak kobiety realne, czujące i myślące, wrzucone w męski, bezlitosny świat nowoczesnych technologii, nieznanych nam zagrożeń i skrajnie odmiennych realiów społecznych.
Opowieść o heroinach srebrnego ekranu chciałbym rozpocząć od jednego z największych dzieł kina SF - "Gwiezdnych wojen". Lata poprzedzające pamiętny 1977 r. były okresem, gdy powstawały pierwsze, surowe wersje scenariusza "New Hope". W najwcześniejszym z nich Leia była 15-letnią, rozpieszczoną córeczką wielkiego króla Kayos. Chodziła w balowych sukniach z pistoletem laserowym w dłoni, a ostoją rozsądku i zrównoważenia miało być jej rodzeństwo, dwóch braci. Stereotyp w pełnej krasie, słodka idiotka z charakterkiem.
Czwarta wersja scenariusza przyniosła rewolucyjne zmiany. Leia Organa stała się dorosłą kobietą o bardzo silnym charakterze, bez cienia infantylności kosmicznej księżniczki. I choć była księżniczką, to zachowywała się jak surowa królowa angielska. Nie tylko była wytrawnym przywódcą, ale miała w sobie duszę kobiety wojownika. Często osobiście brała udział w bitwach, nasuwając tym samym skojarzenia z prawdziwą królową Icenów, Boudiką, która oparła się tyranii Rzymu, prowadząc swoich żołnierzy prosto w wir walki.
Ale była też druga strona Lei. Ta, która rozgrzewała i nadal rozgrzewa wyobraźnię geeków z całego świata. Przy całej swojej sile, niezłomności i bohaterstwie Leia była nie tylko kobieca, ale też szalenie seksowna. Aby to podkreślić, Lucas posunął się nawet do postawienia jej w roli erotycznego niewolnika ("seksualnego" byłoby słowem na wyrost) Jabby.
Rzesze fanów komentowały jej słynne "metalowe bikini" i nienaganną figurę, podkreślając aspekt poddaństwa i podporządkowania w kontraście z jej charakterem i urodzeniem. Mieszanka iście wybuchowa. Wielu krytyków twierdziło, że romans z Hanem Solo był zupełnie nierealistyczny. Przecież taka kobieta nie mogła chcieć burakowatego awanturnika z kiepskimi manierami. Przez kolejne dwa lata Leia była obiektem westchnień męskiego (i nie tylko) środowiska kinomanów. Aż nadciągnęła groza...
Receptą na sukces jest wyczucie trendu i posunięcie go do granic ekstremum. Wiedział o tym Ridley Scott, powołując do życia największą heroinę współczesnego kina SF - Ellen Ripley - i obsadzając w tej roli Sigourney Weaver.
Oficer transportowy Ellen Ripley. Mam poważne wątpliwości, czy dzisiejsze feministki, w dobie politycznej poprawności i nowomowy, chciałyby zmienić to słowo na "oficerkę" lub inną żeńską mutację. Męska odmiana zdecydowanie bardziej pasuje do Ripley, bo ma ona cechy przypisywane do tej pory wyłącznie silnym postaciom męskim. Ba, posługując się tym stereotypem, można stwierdzić, że jest ona bardziej męska od wielu mężczyzn, wciąż pozostając kobietą. Warto przy tym podkreślić, że nie stała się jednocześnie bezdusznym robotem, niewzruszoną maszyną, której celem jest przeżycie. Widzimy ją także, gdy płacze, pragnie, boi się, jest na krawędzi rezygnacji i załamania.
Po pierwszych pokazach nastąpiło tąpnięcie wśród męskiej części widowni. Jedni zastanawiali się, dlaczego Scott zdecydował się na Weaver. Jest mało kobieca, a właściwie to jest brzydka. Nie ma biustu, jest muskularna, szorstka, aseksualna. No i niekończące się komentarze na temat zawartości jej skąpych majtek w ostatniej ze scen filmu - Ripley ewidentnie ma penisa!
Druga część, zdecydowanie większa, zupełnie pominęła fizyczność Ellen, bo postać ta miała coś znacznie, znacznie ważniejszego - niesamowitą wewnętrzną siłę i niezłomność, które to elementy emanowały z ekranu z potężną mocą. Mężczyźni bali się jej, czuli respekt, pragnęli się jej podporządkować i jednocześnie zdominować, widzieli w niej partnera i wroga. Ellen Ripley była magnesem dla męskiego ego.
Ripley doprowadzała wielu do szaleństwa. Feministki szybko rzuciły się na tę postać, zawłaszczając ją na własny użytek. Susan Faludi słusznie (i dość przewrotnie jak na feministkę) twierdziła, że "twarda pani inżynier, która ratuje osierocone dziecko, jest przedstawiona w sposób ciepły. Kierują nią instynkty macierzyńskie, jej postać ratuje dziewczynkę przed potworzycami (!)". Podobnych analiz psychologiczno-socjologicznych było mnóstwo. W opozycji do powyższego cytatu roiło się od porównań obcych do męskich członków (to w dużej mierze zasługa H.R. Gigera) i dzielnej Ripley walczącej z męską dominacją.
W 4 części Ripley została sklonowana. Tak też mniej więcej wyglądała ewolucja postaci silnej kobiety w filmie SF i gatunkach pokrewnych. Schedę po Ellen przejęły Sarah Connor, Beatrix Kiddo, Selene, Trinity, Alice. Szkoda tylko, że w tak uproszczonej formie. W dalszym ciągu czekamy na nową, wyrazistą bohaterkę, która zmusi nas do ponownej zmiany sposobu myślenia o kobietach.
Uwielbienie i uprzedmiotowienie
Ponownie chciałbym pominąć zalew sztampy spod znaku DC, Marvel, czy Dark Horse. Zdecydowanie więcej o kobietach mają do powiedzenia twórcy europejscy, uznani artyści, tak graficy jak i scenarzyści. Jednym z nich jest urodzony w Wenecji Paolo Eleuteri Serpieri, który łączy obie te funkcje.
Najważniejszym i jednocześnie najbardziej kontrowersyjnym dziełem Paolo jest cykl Druuna. Zetknąłem się z tą serią stosunkowo niedawno i po przeczytaniu pierwszego tomu "Morbus Gravis" byłem pod olbrzymim wrażeniem nie tylko grafik, ale też historii. Był to najlepszy komiks od kilkunastu lat, z jakim miałem przyjemność się zetknąć.
Główną bohaterką cyklu jest młoda dziewczyna, Druuna. Żyje ona w postapokaliptycznej rzeczywistości, w miejscu zwanym "Miasto". Dekadenckie społeczeństwo jest rządzone przez oligarchiczną sektę tyranizującą mieszkańców za pomocą despotycznej biurokracji. Miasto jest ponadto toczone przez nieuleczalną chorobę zmieniającą ludzi w mutanty. Dziewczyna postanawia wyrwać się z tragicznej rzeczywistości i uciec, ratując przy okazji swojego chorego kochanka, Shastara.
Druuna została przedstawiona w sposób ekstremalnie erotyczny. Często jest zupełnie naga lub w skąpej bieliźnie. Dla męskich bohaterów jest jedynie obiektem seksualnym, co Serpieri podkreśla na każdym kroku. Aby przeżyć, Druuna godzi się na seks, czasami wręcz na gwałt. Wszystko jest przedstawione naturalistycznie, często w sposób pornograficzny, choć nie zawsze. Co ciekawe, Druuna czerpie z tych wydarzeń przyjemność, choć nie dąży do tego typu przygód. Korzysta ze swej seksualności jak z tarczy, wychodząc z każdej opresji poprzez "wykupienie" się ciałem.
Czy to sprawia, że cykl staje się tanim świerszczykiem? W żadnym wypadku! Historia opowiedziana w serii jest jedną z najlepszych, jakie czytałem. Rysunek stoi na najwyższym poziomie, a sam Serpieri sympatyzuje ze swoją bohaterką, dając jej nadzieję i siłę do dalszej walki. Druuna to superkobieta, której jedynym orężem jest ciało. Czy autorowi chodziło o ukazanie kobiecej seksualności jako narzędzia do osiągnięcia celu? Jako supermocy, która pozwala przetrwać najgorsze momenty i pokonać śmierć? Nie wiem, sam cykl jest zbyt skomplikowany, by tak prosto go interpretować. Istotne jest to, że ktoś odważył się wykorzystać ten element kobiecości i wyeksploatować go w tak bezpośredni i niezwykle ambitny sposób.