Dżojstik nasz powszedni, czyli legendy manipulatorów drążkowych
Przytłaczająca większość graczy (zmiana pokoleniowa, co zrobić...) nie wyobraża sobie życia bez duetu WSAD + myszka. Ale kiedyś sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Właściciele C64, Atari i Amig prawie w ogóle nie używali klawiatur. Dla nich istniał tylko dżojstik. Włączmy zatem autofire i przyjrzyjmy się legendom.
17.06.2013 16:30
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Przytłaczająca większość graczy (zmiana pokoleniowa, co zrobić...) nie wyobraża sobie życia bez duetu WSAD + myszka. Ale kiedyś sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Właściciele C64, Atari i Amig prawie w ogóle nie używali klawiatur. Dla nich istniał tylko dżojstik. Włączmy zatem autofire i przyjrzyjmy się legendom.
Na początek nieco osobistych wspomnień. Moim pierwszym dżojstikiem był bezimienny manipulator wyprodukowany z najtańszego plastiku w Polsce. Został zmontowany w jednej z kilku spółdzielni pracy inwalidów i nie nadawał się absolutnie do niczego (choć szczerze wierzyłem w dobre intencje jego konstruktorów).
Rączka miała absurdalny profil i nie można było mówić o jakiekolwiek wygodzie użytkowania. Miało to zresztą proste wytłumaczenie - drążek był pierwotnie komponentem do lutownicy transformatorowej! Fire znajdował się pod kciukiem i praktycznie nie dało się go wcisnąć. Kilka minut zabawy i kciuk był pocięty ostrymi krawędziami łączeń obudowy (widoczne na zdjęciu poniżej). Oczywiście później przesiadłem się na sprzęt opisywany poniżej, ale wspomnienia i wysportowany kciuk pozostały.
Najbardziej rozpoznawalny dżojstik na świecie
Był niemalże bezpośrednim przeniesieniem mechaniki automatowej. Fire znajdował się obok drążka, a sam drążek wyglądał jak... no cóż, drążek. Ten obłędnie wytrzymały sprzęt bazował na "blachach", czyli blaszanych stykach we wnętrzu urządzenia. Technologia cechowała się lekką topornością, ale konkurowała z późniejszymi mikrostykami (KlikKlikKlikKlikKlik!!) na polu wytrzymałości. Forma ta przetrwała bardzo długo i także dziś można kupić dżoje stylizowane na ten legendarny sprzęt. Co ciekawe, dżojstik ten już wtedy używał portu DE-9, czyli tak zwanego gniazdka gracza.
Najbardziej awaryjny dżojstik na świecie
Co ważne, był bardzo wygodny w użytkowaniu. Profilowanie drążka było IDEALNE i śmiem twierdzić, że wygodniejszego dżojstika do dziś nie spotkałem. Zniszczyłem trzy egzemplarze (dwa własne i jeden cudzy). W zasadzie to dwa, bo jeden jakimś cudem naprawiłem po dość losowym wyginaniu śrubokrętem chińskiej elektroniki.
Dżojstiki najmilsze sercu
Drugi dżojstik to Sigma, czyli tak zwany gumiak (styki gumowe). Był szczególnie lubiany przez graczy ze względu na błogą ciszę podczas grania. Styki gumowe nie generowały takiego hałasu jak mikrostyki i pozwalały skupić się na niszczeniu wroga. Niestety, nie były urządzeniami wytrzymałymi. Guma nie wytrzymywała zbyt intensywnej gry, a drobne zabrudzenie powodowało awarię. Rzesze graczy rozkręcało wtedy swoje Sigmy i szorowało alkoholem pozdejmowane gumki, aby doprowadzić do zmartwychwstania dżojstika. Operacja ta zazwyczaj nie przynosiła efektu, bo w tajemniczy sposób ginęły śrubki od obudowy...
Najsłynniejszy dżojstik analogowy
Premiera tego urządzenia miała miejsce w 1995 r. i był to gigantyczny krok w rozwoju profesjonalnych rozwiązań dla zaawansowanych symulatorów lotu. Była to konstrukcja niesamowicie wytrzymała, szalenie wygodna i niezawodna. Błyskawicznie podbiła serca "poważnych" graczy i stała się przedmiotem pożądania całej reszty growej gawiedzi. Kultowość tego modelu potwierdza przywiązanie inżynierów do swojej kreacji - w środku obudowy znajdują się podpisy wszystkich osób, których praca przyczyniła się do powstania Precision Pro. Czyż to nie wspaniałe?
Źródło: Wikipedia • UGO • Atarionline