Edycja “Game of the Year” - marketingowa ściema czy dobry powód, żeby kupić grę? Potrzebujemy growych nagród?
Gra roku to nie tylko jeden, obiektywnie wybrany tytuł. Znaczkiem “Game of the Year” chwalić się może nawet dużo słabszy konkurent GTA V. Czy to fair w stosunku do graczy?
02.10.2014 08:05
Logo lub pasek “Game of the Year” na pudełku wygląda bardzo prestiżowo. Mówi - weź mnie, jestem w końcu najlepszą grą wybraną przez ekspertów. Brzmi ładnie, ale tak jest tylko w teorii.
"Game of the Year" to nie tylko GTA V
Problem w tym, że dziś z tego prestiżu niewiele zostało. Owszem, hasło jest piękne, ale podobnie jak z tytułem magistra - ma go każdy, kto tylko chce mieć. A skoro tak, to niewiele on znaczy.
Game of the Year Awards 2013 - Best Graphics
Nie wierzycie? Nie tak dawno pojawiła się plotka, że wydania “Game of the Year” doczeka się np. Need for Speed: Rivals. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że gra pojawiła się przecież w tym samym roku, co GTA V czy The Last of Us. Naprawdę to była najlepsza produkcja w 2013?
Ktoś powie - OK, nie ma sensu się czepiać, Need for Speed: Rivals mogło zostać uznane grą roku w swoim gatunku, czyli w klasie gier wyścigowych. Ale i to budziłoby wątpliwości, skoro kilka tygodni później ukazało się Gran Turismo 6, które do dziś ma wyższą średnią ocen.
I w tym rzecz. To sami wydawcy przyznają sobie tytuł “Game of the Year”, sugerując się na przykład ocenami i nagrodami wybranych przez siebie portali. Niedawno takie podejście obśmiał jeden z youtuberów, pokazując, że w roku, w którym ukazało się wiele wybitnych gier, łatkę GOTY przykleiło sobie też kilka co najwyżej dobrych produkcji, ewidentnie niepasujących do doborowego towarzystwa.
Game of the Year
Po co to wszystko? Odpowiedź jest prosta. Obu stronom takie podejście pasuje. Wydawcy, który może chwalić się recenzjami i pięknymi ocenami, przyciągającymi oko klienta. Czasami aż za bardzo…
Mikołaj Dusiński, dziennikarz "Magazynu Gamer”, dodaje:
Teraz każdy większy magazyn, portal czy impreza chcą mieć swoje statuetki, a dla developerów i wydawców też jest to korzystniejsze. W obecnej sytuacji dla każdego lepszego tytułu przypadną jakieś wyróżnienia, a te topowe zbierają ich po kilkanaście - kilkadziesiąt. W efekcie taka ścianka orderów prezentuje się doskonale w siedzibie firmy albo na jej stronie WWW.
Dla portali i magazynów pojawienie się na pudełku to także dodatkowa reklama. Więc chętnie obsypują gry tytułami, licząc na ewentualne, dodatkowe korzyści w postaci promocji na pudle, po które gracze chętnie sięgną.
Tylko czy na pewno marka “Game of the Year” działa na klientów jak magnes? Paweł Musiolik, redaktor naczelny pssite.com, ma wątpliwości, czy “gra roku” ma dla graczy jakąś wartość:
Tytuł Gry Roku został kompletnie zdewaluowany i oznacza tylko tyle (ale i tak nie zawsze) "masz tu graczu kompletne wydanie, a tytuł gry roku to my niekoniecznie...". Kiedyś były Złote Edycje, później Kompletne, teraz mamy edycję Gra Roku. Co później? Strach myśleć.
Zgadza się z tym także Mikołaj, który już z punktu widzenia konsumenta ocenia, czym dla nie niego jest gra roku: *GotY na pudełku traktuję tylko jako wyznacznik, że mam do czynienia z wydaniem zawierającym wszystkie DLC (co akurat niestety nie zawsze jest prawdą).
GOTY to marketing
Tytuł “Game of the Year” już więc nic nie znaczy, jest tylko “przedłużeniem marketingowych ruchów wydawcy”, jak mówił Paweł. Ale to chyba dla graczy bardzo zła wiadomość. Bo brakuje nam obiektywnych, rozsądnych werdyktów. W branży wszystko jest ustawione, a już na pewno dogadane z wydawcami. Gdzie głos publiki?
IGN's Game of the Year Nominees Revealed! - GOTY Watch 2013
Sam w sobie pomysł nagradzania gier jest jak najbardziej dobry, tylko jak większość rzeczy w tej branży - jest źle egzekwowany. - ocenia Paweł, przy okazji wskazując największy problem tego typu ocen - Media boją się wyróżniać tytuły, które są przełomowe lub po prostu świetne. Wybiera się to co popularne, by zaspokoić większość, która niekoniecznie zrozumie fenomen Zeldy na 3DS-a lub Danganronpy na Vitę.
Mimo wszystko trudno też ufać ocenom od graczy, skoro te często są dziełem fanbojów albo wręcz przeciwnie, zagorzałych przeciwników. Swego czasu Wiedźmin 2 bombardowany był niskimi notami od fanów Dragon Age II.
Niestety napis “Game of the Year”, tak chętnie powielany na wielu różnych pudełkach, pokazuje nam smutną stronę branży gier. Że liczy się tylko marketing i opinie, które pasują wydawcy. Obiektywność? Średnia ocen? To nie istnieje i nikt tego nie potrzebuje.
Game of the Year 2013
Czy branża gier po prostu nie dorosła to jednej, prestiżowej nagrody? Jeszcze nie ma swoich autorytetów, ekspertów, którzy byliby szanowani chociaż przez większość i moglibyśmy im zaufać? Sęk w tym, że nawet jeśli takich się doczekamy, to raczej nikt nie będzie chciał ich słuchać.
Oczywiście w idealnym świecie mielibyśmy jeden, najbardziej prestiżowy plebiscyt, ale moim zdaniem jest na to zdecydowanie zbyt późno. - ocenia Mikołaj Dusiński. A Paweł Musiolik dodaje: Firmom pasują obecne zasady (a raczej ich kompletny brak), bo na ludzi mimo wszystko działają wyróżnienia i nagrody. Skoro coś otrzymuje 100 tytułów gry roku złe być nie może, prawda?