Gra strategiczna na żywo. Gadżetomania była w Wiosce Fantasy pod Przemyślem
18.06.2013 12:00, aktual.: 10.03.2022 12:07
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W niedzielne popołudnie zawitaliśmy na Podkarpacie, do Wioski Fantasy budowanej w leśnej głuszy przez fanów fantastyki. Obejrzeliśmy wszystko dokładnie, zrobiliśmy mnóstwo zdjęć, wypytaliśmy też, jak mieszkańcom tego miejsca żyje się na co dzień z dala od cywilizacji. Ja czegoś takiego jeszcze w życiu nie widziałam.
W niedzielne popołudnie zawitaliśmy na Podkarpacie, do Wioski Fantasy budowanej w leśnej głuszy przez fanów fantastyki. Obejrzeliśmy wszystko dokładnie, zrobiliśmy mnóstwo zdjęć, wypytaliśmy też, jak mieszkańcom tego miejsca żyje się na co dzień z dala od cywilizacji. Ja czegoś takiego jeszcze w życiu nie widziałam.
Jechaliśmy autem z Przemyśla. Do wsi Kuńkowce, w obrębie której znajduje się nasz cel, prowadzi prosta i równa droga. Potem zaczynają się schody. Wioska Fantasy położona jest na wzgórzu, z dala od cywilizacji. Żeby się tam dostać, trzeba przejechać kilka kilometrów krętą, polną drogą. Stoją już na niej znaki postawione przez twórców wioski, więc można obyć się bez nawigacji.
Bez samochodu czy innego własnego pojazdu jest już trudniej – da się jednak przyjechać autobusem z Przemyśla do Kuńkowiec i pokonać ostatnią część drogi pieszo.
Parkujemy na polanie przed wioską, gdzie miejsca dla aut nie ma za wiele – zmieści się ich może kilkanaście – i wchodzimy. Na początku z pewną nieśmiałością, bo wiadomo, człowiek z butami nikomu do domu wchodzić nie będzie, nawet jeśli ten dom to drewniana chata.
Wioska piękna, ale jeszcze nie bogata
Przechodzimy przez bramę, w której stoi całkiem współczesny samochód, i zaglądamy do budynku zwanego karczmą, trafnie odgadując, że to właśnie tam spotkamy mieszkańców wioski. W środku, w ciemnościach, siedzi kilku facetów i gra w planszówkę "Chaos in the Old World" (na terenie wioski są też kobiety, ale, jeśli mnie wzrok nie zmylił, one akurat graniem się nie zajmowały).
Pytam o mojego dawnego znajomego, który prezentował wioskę w mediach zimą, w czasie kiedy wszyscy o niej pisali i mówili (niedługo po bardzo popularnym AMA na Wykopie). Okazuje się, że nie ma go, wyprowadził się. Ale my oczywiście możemy wejść. Nie czujemy się jak intruzi, ale też to początkowe powitanie szczególnie ciepłe nie jest, odnosimy raczej wrażenie, że panowie woleliby pozostać przy swoim zajęciu.
W sumie jesteśmy w stanie to zrozumieć, każdy by wolał grać, zamiast oprowadzać jakichś mieszczuchów.
Na razie nie mówię nikomu, że jestem z Gadżetomanii, bo wolę obejrzeć wszystko na spokojnie, bez żadnych osób podpowiadających mi, co jest czym i co jest ciekawe, a co mniej. A trzeba przyznać, że jest co oglądać. Wioska prezentuje się świetnie i na zdjęciach, i na żywo. Na razie jeszcze bardzo duża nie jest, ale już widać, że to przedsięwzięcie zrobione z rozmachem. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam, ani w Polsce, ani nigdzie indziej.
Wioska Fantasy składa się z drewnianego fortu z dwiema bramami i sześcioma wieżami, a także karczmy, kuźni i dziewięciu małych chat. Całość otoczona jest dwoma pierścieniami palisady. Jest fosa, w której pływają ryby – płotki, karasie, a nawet sum. Nie niepokojeni przez nikogo, zaglądamy do każdego kąta (jak widać na zdjęciu poniżej), wdrapujemy się na każdą wieżę i głośno wyrażamy swój zachwyt, jak dzieci na wielkim placu zabaw.
Chaty w środku nie mają właściwie nic – leży w nich słoma i jakieś koce, będące dowodem, że mieszkają tu ludzie. Życie wioski toczy się w karczmie, budynku najbardziej solidnym, w którym mieszkańcy mogą przetrwać zimę, i to w przyzwoitych warunkach (jest piec). To tutaj kwateruje się gości, chociaż właściwie każdy może spać, gdzie chce. "Wiedźmin to nawet spał w wieży" – opowiadają mi potem mieszkańcy wioski.
Ciągłe budowanie, jak w Settlersach
Wioska budowana jest od trzech lat. Na każdym kroku widać ogrom pracy, który już włożono w przedsięwzięcie. Widać też, że to nie koniec, to dopiero początek. Remigiusz Maciupa (albo raczej Wircyn), który opowiada nam o wiosce, żartuje, że takie budowanie to jak gra strategiczna na żywo. Zapewnia nas, że wszystko jest budowane solidnie i że wioska zapewnia poziom bezpieczeństwa wymagany przy grach i inscenizacjach.
"A czy sprawdzał to inspektor?" - pytamy. "Tak, przyjeżdża tu czasem inspektor, ale dla nas to po prostu pan Józek, który buduje razem z nami" - słyszę w odpowiedzi.
Wioska powstała z prywatnych funduszy jej mieszkańców i dzięki pomocy innych ludzi, były też na początku środki unijne (ale niewielkie). W przedsięwzięcie wkładanych jest coraz więcej pieniędzy, a w budowie uczestniczą wolontariusze przybywający z różnych części kraju. W wiosce jest stała załoga, ale zamieszkać w niej i pomóc w budowie może każdy.
"Tu zawsze będzie plac budowy" – mówi Maciupa, i wymienia, jakie są plany na najbliższą przyszłość: zamknięcie całego terenu i otoczenie go palisadą, kolejne chaty. "Jeszcze parę miesięcy temu nie zobaczylibyście kuźni, nie zobaczylibyście też bramy" – opowiada. Wioska ma kuźnię, ma też własnego kowala, który przyłącza się do rozmowy.
"Same narzędzia kosztują mnóstwo kasy. Kowadło to wydatek rzędu 300 zł, a to dopiero początek" – słyszymy. W najbliższym czasie priorytetem będzie wyposażenie wszystkich chat, a nie dalsza rozbudowa.
Tu średniowiecze jest cały czas
Wi-Fi? "Nie, oczywiście, że nie ma". Prąd? "Korzystamy z dóbr cywilizacyjnych, na przykład z laptopów czy komórek, ale zawsze idziemy do wsi podładować nasze urządzenia". Jak traktują ich okoliczni mieszkańcy? "Wyżynamy ich i łupimy!" - krzyczy jeden z naszych rozmówców. "Nie uważają nas za bandę hipisów i zależy nam na ich sympatii. Czasem robimy pikniki rodzinne, ludzie przychodzą z dziećmi" – dodaje już na poważnie.
A co w wiosce jedzą i piją? "Interesuje nas konstrukcja, a nie rekonstrukcja. Nie odtwarzamy tutaj historii, nie robimy piwa, tylko kupujemy je w okolicznym sklepie. Nie jemy posiłków w średniowiecznym stylu. Tu średniowiecze jest cały czas, udawanie nie ma żadnego sensu" – mówi Maciupa. "Odtwórstwo ma za dużo ograniczeń, pozbawia człowieka wolności wyboru" – dowodzi, i dla jasności dodaje, że w wiosce nie odtwarzają też na stałe żadnego świata fantasy.
Co w takim razie dzieje się w wiosce? Są rozmaite wydarzenia skierowane do różnych grup odbiorców, w tym dni otwarte, pikniki rodzinne i dwa duże LARP-y na rok. Ale jeśli ktoś przyjedzie na dłużej, to może zauważyć, że LARP trwa w zasadzie cały czas. Człowiek przyjeżdża, od razu staje się jakąś postacią i zostaje nią do końca, bez żadnej przerwy. Czyli jest trochę inaczej niż na konwencie.
Do wioski przyjechać może każdy, po to by w niej zamieszkać i pomóc w budowie albo po prostu ją odwiedzić. Dni otwarte są w weekendy – wtedy mieszkańcy mają czas, by oprowadzać spragnionych wiedzy turystów. Ale jeśli pojawicie się w zwykły dzień, też nikt Was nie wyrzuci, po prostu będziecie musieli oprowadzić się sami. Zanim przyznałam się, że jestem z Gadżetomanii, zdążyłam obejrzeć każdy kąt i nikt nie miał nic przeciwko temu.
Spędziliśmy w wiosce jakieś dwie godziny. W tym czasie przewinęło się przez nią kilka grupek, głównie osób z małymi dziećmi. Mieszkańcy wioski pokazywali dzieciakom, jak się walczy na miecze, oczywiście z pianki. Czy dużo ludzi zagląda w odwiedziny? "To zależy, czasem przychodzi 500 osób, a czasem nikt".
Szum medialny nie cichnie
Moje pytanie, jak żyje się w wiosce kilka miesięcy po medialnym szumie, zostało powitane zdziwionymi spojrzeniami. Dopiero po chwili moi rozmówcy zrozumieli, o czym mówię: o tych zimowych dniach, kiedy wioska była pokazywana przez ogólnopolskie telewizje. Ale tylko ci, którzy nie mieszkają na Podkarpaciu, mogą odnieść wrażenie, że szum wokół wioski trwał kilka tygodni i już się skończył.
W rzeczywistości tak nie jest. W Przemyślu ciągle się mówi o przedsięwzięciu, mieszkańcy wioski twierdzą wręcz, że mówi się o nich coraz więcej i więcej. "Wioska w mediach pojawia się, kiedy my chcemy, żeby się pojawiała" – tłumaczy Remigiusz Maciupa. Dowiadujemy się też, że utrzymywane są kontakty z zagranicą, z innymi stowarzyszeniami tego typu oraz z podobną wioską, która powstaje w Czechach.
O dokładniejsze informacje pytam po powrocie do cywilizacji wujka Google. Wystarczy rzut oka na GoldenLine, by poznać liczne talenty Remigiusza Maciupy, absolwenta socjologii na AGH, współtwórcy Przemyskiej Gildii Fantastyki, właściciela nieistniejącego już sklepu internetowego.
Z artykułu Nowin24 sprzed prawie trzech lat można się dowiedzieć, że budowę wioski wspierało Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju Ziemi Przemyskiej. "Cieszymy się i wspieramy każdą inicjatywę, która służy mieszkańcom. A ta na pewno będzie. Zwłaszcza młodym. Liczymy także, że w niedługim czasie stanie się atrakcją turystyczną dla większej ilości osób" – mówił wtedy dziennikarzom Nowin24 wiceprezes stowarzyszenia, Władysław Maciupa, radny PO i właściciel firmy w Kuńkowcach.
Szybkie guglowanie pozwala więc zorientować się, że za wioską stoją osoby, dla których takie przedsięwzięcia to nie pierwszyzna. Jednym może się to podobać, innym niekoniecznie, ale nie ulega wątpliwości, że mamy do czynienia z projektem robionym profesjonalnie.
A co z zarabianiem?
Na pytania o kwestie finansowe otrzymujemy lakoniczne odpowiedzi. Czy będą kiedyś zarabiać na turystach? "Na razie nie ma takich planów". Czy wioska utrzymuje się sama? Jej mieszkańcy twierdzą, że tak. Wioskowy kowal opowiada nam o robieniu zbroi, które następnie są sprzedawane. W karczmie można kupić pocztówki i inne pamiątki, głównie biżuterię. Wioska chwali się też własnym systemem monetarnym.
Projekt jest unikatowy na skalę Polski. Wioska wydaje się idealnym miejscem dla każdego, kto chciałby na parę miesięcy uciec od cywilizacji i żyć spokojnie w środku lasu. Czym będzie za kilka lat? Tego dokładnie nie wiedzą nawet jej twórcy. Na razie w Kuńkowcach trwa wielkie budowanie.
Jak w grze strategicznej, tylko na żywo.