Growa popkultura, czyli dlaczego Sapkowski trafił kulą w płot?
Andrzej Sapkowski przegiął - taka opinia dominuje w Internecie. Pisarz po raz kolejny chlapnął coś nienajmądrzejszego, ale tym razem ktoś nagrał, ktoś inny zobaczył, a potem wszyscy zaczęli komentować. Prawda zaś jest taka, że gry wideo już dawno popularnością przeskoczyły książki i filmy.
O co poszło?
Całą afera zaczęła się na spotkaniu ASa z fanami podczas Polconu – najważniejszego w naszym kraju konwentu miłośników fantastyki. Twórca Wiedźmina nie pierwszy raz pokazał, że nie rozumie współczesnego świata rozrywki. I o ile dryg do pisania ma, o tyle wyczucia nowych mediów całkowicie mu brak.
Polcon 2016 piątek Spotkanie z Sapkowskim
Podczas tego spotkania Andrzej Sapkowski kilkukrotnie dowodzi swej niewiedzy i braku ogłady. Ciesząc się choćby, że Wiedźmin od Metropolis nigdy się nie ukazał lub dając do zrozumienia, że inteligentni ludzie w gry wideo nie grają.
Szczególnie dużo hałasu wywołała ta wypowiedź:
Jak słusznie zauważył Adrian Chmielarz (jeden z twórców nieskończonej gry) – podpierając się stosownymi wykresami z Google Trends – AS nie ma po prostu racji.
Można też dodać, iż pierwsze wydanie pierwszego tomu sagi po angielsku ukazało się po pierwszej grze – w 2008 roku. „Ostatnie życzenie” pojawiło się wcześniej, bo w 2007. W tym samym roku co „The Witcher”. A krótko po premierze trzeciej odsłony gry wideo angielska wersja „Ostatniego życzenia” zawędrowała na 15 miejsce listy bestsellerów New York Times - to był duży sukces na nienową tak wiekową pozycję. Na Amazonie e-book tego samego tytułu wylądował na 9 miejscu najlepiej sprzedających się książek fantasy. Ogromna koincydencja!
Nie tylko wiedźmin
Ofiarą rozwoju cyfrowej rozrywki padł nie tylko Andrzej Sapkowski. Współczesny świat coraz mniej potrzebuje literatury rozrywkowej, którą zastępuje już nie kino, ale właśnie gry wideo. Wspomniał o tym choćby Łukasz Orbitowski, pisząc, że przecież dziś choćby MacLeana czytać nie ma po co, bo znacznie większe emocje przeżyjemy przechodząc „Call of Duty”.
Współczesna popkultura żywi się sobą nawzajem. Gatunki i media się przenikają. Część historii poznajemy w kinie, część w komiksie, by potem zanurzyć się w świecie gier. Te same opowieści – choćby powstanie Spidermana, Batmana czy Wolverine'a – możemy przeżyć na kartach komiksów, w książeczkach dla dzieci, kilku filmach i grach. A cyfrowa rozrywka odciska swe piętno na wszystkim, co nas otacza.
Gry są wszędzie
W marcu 1982 roku na dziewiąte miejsce rankingu amerykańskiego muzycznego magazynu Billboard awansował singiel Pac-Man Fever, dzieło Jerry’ego Brucknera i Gary’ego Garcii. Muzycy – zachęceni sukcesem – wydali płytę długogrającą z takimi utworami jak Do the Donkey Kong, Ode To A Centipede czy Froggy's Lament. Dziś ścieżki dźwiękowe z gier wideo cieszą się większą popularnością niż kilka lat temu muzyka filmowa.
Buckner & Garcia - Pacman Fever (Extended version)
Jakiś czas temu zaskakujące było pojawienie się postaci Mario i pewnej księżniczki w amerykańskim Tańcu z gwiazdami. Nie tak dawno cały świat otrzymał zaproszenie na Igrzyska Olimpijskie do Tokio – w odpowiednio growym klimacie.
Tokyo 2020 - Olympic Games Teaser (Mario is coming)
Nikogo już nie dziwią reklamy wykorzystujące motywy z gier. W filmach dla starszych i młodszych pojawiają się nawiązania a to do platformówek, a to do FPS-ów. Dziś gry wideo to globalna kultura i to nie tylko ludzi młodych, ale wszystkich.
Czego AS nie rozumie?
Twórca postaci Wiedźmina doskonale zdaje sobie sprawę z istnienia gier – nie tylko tych wideo. W swoim czasie napisał narracyjną grę fabularną, która sprzedała się w całkiem niezłym (jak na owe czasy) nakładzie. Przed laty rozumiał inne media, wspominając w wywiadach, że trzyma rękę na pulsie, ogląda programy o grach, ale nie umie ich tworzyć.
W odróżnieniu jednak od George’a Martina, który świetnie wykorzystuje popularność serialu, Andrzej Sapkowski zdaje się nie rozumieć, że współczesny odbiorca oczekuje właśnie różnych mediów opowiadających historie z jakiegoś uniwersum. Kiedy pierwsza wiedźmińska gra powstawała, oddał jej twórcom pełną swobodę – podobnie jak filmowcom. Uważał, że on się zna tylko na jednym medium, więc specjaliści od innych lepiej sobie poradzą. Raz się przejechał. A raz nie.
Ale w oparciu o wiedźmińską prozę powstał bardzo fajny konglomerat opowieści i gier, który cały czas się rozwija. Jest on jednak w dużej mierze owocem pracy CD Projekt RED, które konsekwentnie ulepszało swoją wersję sagi. Bez sukcesu „Witchera” nie byłoby powrotu do ani ekranizacji, ani papierowego RPG-a.
I nikt nie chce twórcy Geralta odbierać praw do pierwowzoru. Fajniej jednak by było, by stał się takim Stanem Lee. Bo to dzięki popularności gry wideo „Witcher” stał się produktem masowym, rozpoznawanym na całym świecie i wręczanym prezydentom.