GRRRecenzja – WALL-E (PC)

GRRRecenzja – WALL-E (PC)

GRRRecenzja – WALL-E (PC)
Szymon Adamus
26.08.2008 12:00

Twórcy Pixara mają opanowane do perfekcji dwie sztuki. Po pierwsze umieją z wszystkiego, ale to dosłownie wszystkiego zrobić bohatera filmu. Bez względu na to czy są to ciekawi z definicji superbohaterowie, czy na pozór nudna lampka, oni zrobią to tak, że będziemy patrzeć w ekran z otwartymi buziami.

Druga zdolność to niesamowita umiejętność opowiedzenia historii tych postaci w taki sposób, że na sali kinowej czy przed telewizorem dobrze bawią się zarówno małe dzieci, jak i ich rodzicie, a nawet dziadkowie.

W przypadku komputerowej wersji przygód sympatycznego robota WALL-E'go, to drugie niezbyt się udało. Co wcale nie znaczy, że gra jest słaba.

Twórcy Pixara mają opanowane do perfekcji dwie sztuki. Po pierwsze umieją z wszystkiego, ale to dosłownie wszystkiego zrobić bohatera filmu. Bez względu na to czy są to ciekawi z definicji superbohaterowie, czy na pozór nudna lampka, oni zrobią to tak, że będziemy patrzeć w ekran z otwartymi buziami.

Druga zdolność to niesamowita umiejętność opowiedzenia historii tych postaci w taki sposób, że na sali kinowej czy przed telewizorem dobrze bawią się zarówno małe dzieci, jak i ich rodzicie, a nawet dziadkowie.

W przypadku komputerowej wersji przygód sympatycznego robota WALL-E'go, to drugie niezbyt się udało. Co wcale nie znaczy, że gra jest słaba.

MM jak Mechaniczna Miłość

Ci z Was, którzy mieli już przyjemność obcowania z najnowszym dziełem Pixara wiedzą o co chodzi. Ludzie zaśmiecili planetę do granic możliwości, więc nie myśląc długo uciekli w czerń kosmosu. Na opuszczonej planecie zostały tylko tony śmieci, burze piaskowe i Wysypiskowe Automaty Likwidująco-Lewarujące klasy E – WALL-E.

700 lat później najciężej pracujący (i o dziwo nadal „żyjący”) robot tego typu w przerwie między sprzątaniem góry odpadków i zbieraniem zapalniczek wytworzył coś czego jego programiści pewnie się nie spodziewali – osobowość. Jest to o tyle istotne, że niedługo na opuszczonej planecie WALL-E nie będzie już sam. Wylegujący się na pokładzie okrętu kosmicznego Aksjomat ludzie nawet nie wiedzą, że wysłali na Ziemię Ewę. Super nowoczesnego robota poszukującego (nie powiem czego) który zupełnie przypadkowo jest gorący jak rozgrzana patelnia!

Dużo się tu dzieje! O dziwo

Jak na grę zręcznościowo-logiczną z elementami platformowymi kierowaną dla młodszego odbiorcy komputerowy WALL-E umie przykuć do ekranu. Tytuł opiera się na bardzo prostych zasadach, które można streścić w czterech słowach: jedź, skacz, myśl, atakuj. Jedyne różnice, jakie pojawiają się podczas rozgrywki to natężenie poszczególnych elementów. Na początku przygody musimy więcej myśleć i skakać, potem jeździmy, aż w końcu więcej strzelamy.

Brzmi dość monotonnie, ale o dziwo wcale takie nie jest. Rozbijanie skrzyń i ładowanie baterii mogłoby się znudzić, ale na szczęście jest tu więcej do roboty. Już sam WALL-E oferuje swoją osobą sporą dawkę atrakcji. Podobnie jak w filmie umie on jeździć z różnymi prędkościami, skakać i produkować sześciany śmieci, którymi ciska w grze w przeciwników i przyciski.

Obraz

A to tylko główna postać. Są jeszcze poukrywane artefakty (fani nowej postaci Pixara wiedzą, że to ogromny kolekcjoner przeróżnych dziwactw) za znalezienie których możemy odblokowywać bonusy (zdjęcia, cheaty itp.). Fani słodkiej Ewy będą też mieli możliwość wskoczenia w jej krzemową skórę i poszybowania, a to nad Ziemią, a to w kosmosie. Szkoda, że bardzo krótko i w zasadzie tylko jako dodatek.

Chasing Wall-E!

Są nawet mini gierki „celowniczkowe”, w których strzelamy z pierwszej osoby do np. meteorytów, sekcje strzelania do przeciwników z pojazdów, a nawet zatłoczone korytarze lub baseny, których przejście wymaga opanowanie mechanizmów znanych z klasycznego Froggera.

Nie wspomniałem jeszcze o zagadkach logicznych takich jak odpowiednie ustawienie klocków by otworzyć drzwi, zapamiętanie kolejności wyświetlanych kolorów itp.

Oczywiście wszystko to jest podane w bardzo uproszczonej wersji. Nie ma tu mowy o super skomplikowanych zadaniach logicznych nad którymi ślęczelibyśmy kilka godzin wyrywając włosy z głowy. Niemniej w grze zaskoczyło mnie to, że jako starszy odbiorca wcale tak bardzo się nie nudziłem. Niestety jest to także minus.

Dzieci do łóżek!

Na początku wspomniałem, że komputerowy WALL-E różni się od kinowego tym, że nie do końca dobrze sprawdza się w różnych przedziałach wiekowych. To niestety prawda. Mimo, że gra oferuje wiele atrakcji i nie pozwala się nudzić, to pewne elementy zostały rozwiązane... dziwnie.

Na pudełku z grą widnieje napis Kupuj dzieciom gry dla dzieci! wspomagany kolejnym informującym o tym, że to gra zalecana od 6 lat. Jak więc widać to produkcja kierowana do dzieci. Zastanawiam się tylko, czy maluchy będą miały do niej wystarczająco dużo cierpliwości? Nie martwię się o sekcje strzelane, które szczególnie w dalszej części rozgrywki stają się dłuższe i trudniejsze. Dzisiejsze dzieciaki rodzą się z padem w ręku i pewnie gdyby nie ograniczenia wiekowe i zdrowy rozsądek rodziców umiałyby rozłożyć Ninja Gaiden II na łopatki w półtorej godziny.

Obraz

W moim odczuciu podczas testów spadałem stanowczo zbyt wiele razy. Z drugiej strony jeśli ktoś kupuje grę zręcznościowo-platformową licząc na to, że nie będzie musiał przeskakiwać z podestu na podest nad basenem pełnym wody, to trochę sam jest sobie winien.

Niemniej stopień trudności mógłby być dostosowany bardziej dla młodszego odbiorcy. To on ma się bawić najlepiej przy tej grze. Starsi gracze przecież i tak podejdą do WALL-E'go raczej z sympatii dla postaci lub uwielbienia dla filmu, a nie szukając czegoś odkrywczego.

Ładne opakowanie

Jak widać z oferowanych możliwości gra nie prezentuje się najgorzej. Na szczęście podobnie jest z oprawą audio wizualną. WALL-E wygląda nieźle i podobnie dobrze brzmi.

Przyczepię się tylko do dwóch rzeczy.

Po pierwsze niektóre dźwięki na statku Aksjomat, przez swoją powtarzalność mogą przyprawić o ból głowy. Ile razy można słuchać tego samego komunikatu? Z kolei muzyka w grze jest świetna, ale czasem zdarza się jej być jakby wyrwaną z kontekstu..

W przypadku wyglądu gry trudno mówić o jakichś wielkich niedociągnięciach. Twórcy postarali się by tytuł wyglądał jak najlepiej.

Pod względem konstrukcji nie jest już tak różowo. Szczególnie w przypadku późniejszych misji na okręcie czuć czasem monotonię otoczenia. Lokacje Aksjomatu są zbyt ubogie. Szczególnie po bardzo ciekawie prezentujących się misjach na Ziemi.

WALL-E Robot Rescue part 1

Na szczęście całości wiele to nie ujmuje. Nadal czujemy klimat filmu wylewający się z ekranu, a odwiedzenie niektórych lokacji znanych z kina sprawia ogromną frajdę. Tak powinno to wyglądać.

Do kina czy przed komputer?

Gra WALL-E została wydana na wszelkie możliwe platformy i nie na każdej radzi sobie najlepiej. Na PC najlepiej też nie jest, ale tytuł się broni. Kamera czasem wariuje nie ułatwiając i tak frustrujących, „skakanych” misji, save'y mogłyby być częstsze, a znakomicie rokujące poziomy z Ewą w roli głównej mogłyby nie być tak krótkie, proste i liniowe (do bólu). Mimo wszystko jest to tylko kilka wpadek, które można wybaczyć. Szczególnie, że nowa gra kosztuje 65 zł, a używaną można dostać nawet poniżej 50 zł.

Tak więc odpowiedź na pytanie czy iść jeszcze raz do kina, czy spędzić kilka godzin przed komputerem jest prosta – najpierw jedno, potem drugie. Kinowej jakości gra nie dorównuje, ale dzieciaki spędzą przy niej kilka fajnych chwil. Dla rodziców będzie to też ciekawa odskocznia od tych wszystkich Gears Of Warsów, Metal Gear Solidów i innych Grand Theft Auto.

Tylko zróbcie sobie zawczasu zieloną herbatę. Trzeba zachować spokój gdy robot znowu wpadnie w przepaść.

Obraz

Za udostępnienie gry do testów dziękujemy firmie CD Projekt.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)