Homo internetus, czyli dlaczego jesteśmy cyborgami
Po cichu spełnił się sen cyberpunkowych fantastów.
Po cichu spełnił się sen cyberpunkowych fantastów.
Terminator i książki Williama Gibsona zdefiniowały nasze postrzeganie cyborga, jako nienaturalnego połączenie maszyny i człowieka. Trudno wyobrazić go sobie inaczej, niż z stalowymi ramionami i serwomotorami oraz jarzącymi się demoniczną czerwienią kamerami zamiast oczu. Jednak, jak zwykle okazuje się, że bajki poszły swoją drogą, a rzeczywistość swoją.
Wielokrotnie w historii rasa ludzka była na skraju wyginięcia, ale ocalała dzięki rosnącej inteligencji. Neuropsycholog William Calvin twierdzi, że właśnie 2 miliony lat okresowych zlodowaceń wymusiły na kolejnych generacjach człekokształtnych, aby wykształciły zdolność planowania i pierwociny języka. To co zadecydowało, że choć nie mamy pazurów, to zwierzęta boją się teraz ludzi, a nie my ich.
W naszych czasach człowiek dalej podąża tą drogą, inwestując w zwiększanie swojej inteligencji - tym razem już świadomie. Nie oznacza to jednak montowania gniazdek w karku jak w Matrixie, ani łączenia się z siecią kabelkiem wyciągniętym z za ucha, jak w Ghost in the Shell. Pierwszą prawdziwą cyborgizacją, jaka weszła do powszechnego użycia jest najzwyczajniejsza komórka i laptop.
Zamiast wszczepiać sobie urządzenia, które umożliwiają nam lepsze zarządzanie czasem i informacją nosimy je teraz ze sobą. Bez nich stajemy się we współczesnym społeczeństwie kalekami, jak po amputacji. Okazało się, że połączenie człowieka i maszyny nie musi oznaczać operacji chirurgicznej. Elektronika podpięta do sieci stała się po prostu nowym organem, który zastępuje nam to czego nie zdążyła zapewnić ewolucja.
Coraz skuteczniejsze narzędzia destrukcji, rosnąca komplikacja wysoce stechnicyzowanego życia, ludzka populacja i zalewający ją coraz szerszy strumień informacji wymusił po prostu, abyśmy po raz kolejny stworzyli narzędzia, które umożliwią nam przetrwanie. Wyrwaliśmy się z ciągu długotrwałych biologicznych zmian, ponieważ człowiek porusza się już znacznie szybciej niż natura.
Nieco ponad 300 lat temu w powietrze wzniósł się pierwszy balon, jakieś 200 lat później dołączył do niego samolot, a 57 lat później pierwszy człowiek poleciał w kosmos, a po ośmiu kolejnych latach postawił nogę na księżycu. Teraz prywatne firmy walczą o Google Lunar X PRIZE, a rządowe agencje spoglądają na Marsa. Jednocześnie, sprawdza się wciąż Prawo Moor'a i "moc obliczeniowa komputerów podwaja się co 24 miesiące".
Aby nadążyć za tymi zmianami cyborgizujemy się od zewnątrz, uzależniając się coraz bardziej od wytworów technologii, bez której pogubilibyśmy się w współczesnym świecie. Nowe narzędzia do pracy grupowej i komunikacji w połączeniu ze "zbiorowym umysłem" jakim stał się internet, oferując nam kocioł pełen informacji i wiedzy (nie, to nie to samo), powodują, że pracujemy znacznie efektywniej nadążając za kolejnymi zmianami.
Jednocześnie podstarzali socjologowie i psycholodzy wieszczą "globalne ogłupienie", twierdząc, że sieć i punkty dostępowe na naszych biurkach i w kieszeniach(iPhone? G1?) spowodowały, że "wychowani w sieci" nie mają skłonności do zastanawiania się, porządkowania, refleksji, jak podkreśla socjolog, prof. Hanna Świda-Ziemba. Sugerują, że wieczny bieg za nowymi bodźcami i awersja do dłuższych form przekazu oznaczają spadek IQ.
To rozumowanie ma kilka słabości, z czego najważniejsza jest ewolucyjna. Natura inteligencję weryfikuje zdolnością przetrwania, a w 2006 roku wytworzono i skopiowano 161 eksabajtów cyfrowych informacji. To około trzy miliony razy więcej informacji niż wszystkie napisane kiedykolwiek książki, a według firmy IDC do 2010 ich ilość wzrośnie ponad sześciokrotnie. Homo internetus nauczył sobie z tym radzić. Homo sapiens padnie ofiarą doboru naturalnego.