I tak cię w końcu dopadną

I tak cię w końcu dopadną

I tak cię w końcu dopadną
Wojciech Jankowski
02.04.2014 08:38

Śledzą i zapisują w co klikasz i kiedy, jakie strony otwierasz, z kim korespondujesz i co piszesz w mailach. Rozwój technik inwigilacji to niedoceniany wątek historii Internetu albo – jak kto woli – historii ograniczania wolności przez prywatne firmy i przez rządy.

Jak to z wolnością w Sieci było?

Obraz
© http://m.forsal.pl/wiecej/internet/prawaautorskiewsieciartyscizarabiajanacyfryzacji

Dawno, dawno temu, kiedy Sieć dopiero zaczynała funkcjonować, internauci – którzy jeszcze nie znali słowa: „internauci” – czuli się całkowicie wolni. Mogli pisać wszystko i czytać wszystko, co w Internecie znaleźli, nie obawiając się, że będzie ich inwigilować. Przekonanie, że człowiek, który wszedł do Internetu jest tam niewidzialny było powszechne. I prawdziwe – trzeba dodać – bo choć można było zidentyfikować komputer łączący się z Siecią, nikt tego nie robił.

Internet przypominał amerykański Dziki Zachód w wersji łagodnej, bo dziejącej się najpierw tylko w słowach i grafice. Internet należał – wedle mniemania równie powszechnego jak fałszywego – do naukowców i studentów. Rządy nie interesowały się nim, bo nikt jeszcze nie wiedział, jak jest ważny, politycy go nie rozumieli i nie dostrzegali w nim żadnych zagrożeń.

Żadne prawo w Internecie nie obowiązywało i nikomu nie przychodziło do głowy, że jest tam potrzebne. Medioznawcy z właściwym sobie brakiem wyobraźni uznali Internet za jeszcze jeden środek masowej komunikacji, taki jak prasa, radio czy telewizja, a większość ludzi im uwierzyła.

Internet rozwijał się bez przeszkód, aż stało się oczywiste, że to jednak nie środek masowego przekazu, ale cały świat, tyle że cyfrowy i że nie tylko naukowcy oraz studenci nim się posługują, ale ludzie różnych zawodów i w różnym wieku. Tak oczywiste, że nawet niektórzy medioznawcy to zrozumieli.

Szmal i władza są w Sieci

I wtedy ocknęli się przedsiębiorcy, szczególnie ludzie szołbiznesu. Uświadomili sobie, że w cyfrowym świecie można zarobić kupę forsy na informacjach, którymi ludzie tam się dzielą. Część wzięła się za uczciwe interesy, ale część uznała, że w Internecie można wzbogacić się zagarniając swobodnie krążącą informacje, z których Sieć jest utkana, tak jak kiedyś na Dzikim Zachodzie można było wzbogacić się zagarniając niczyją ziemię.

Ocknęli się też ludzie sprawujący władzę w świecie rzeczywistym, to znaczy politycy. Uświadomili sobie, że choć państwa przez nich kierowane słabiej lub mocniej trzymają ludzi w garści, w cyfrowym świecie oni oraz ich władza nie liczą się zupełnie.

I tak zaczęła się historia inwigilacji. Żyjemy w czasach bujnego jej rozwoju. Inwigilują firmy i rządy. Internauci protestują, ale są to protesty zbyt slabe, żeby cokolwiek zmienić.

Akcja topienia internetowego szpiega zamiast Marzanny. Fajna, ale raczej malo skuteczna.
Akcja topienia internetowego szpiega zamiast Marzanny. Fajna, ale raczej malo skuteczna.© http://splywajszpiegu.pl/galeria/

Google gromadzą informację o każdym, kto korzysta z przeglądarki. Firma zapewnia, że dane te służą tylko do dystrybucji reklam i wydaje się, że dotychczas rzeczywiście tylko temu służyły. Nikt jednak – łącznie z zarządem Googli – nie może zagwarantować, że nikt ich nie przejmie siłą albo podstępem i nie wykorzysta. Ktoś, to znaczy rząd, policja polityczna, Cosa Nostra czy ktokolwiek, komu to przyniesie korzyść.

Gromadzą też informacje rządy tworząc specjalne tajne policje polityczne śledzące ruch w internecie. Tu niebezpieczeństwo jest znacznie poważniejsze, bo wszystko odbywa się niejawnie, a większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, że ich maile są czytane, że rejestrowane są kontakty i odwiedzane strony. Wybuch afery z amerykańskim programem PRISM pokazał skalę i możliwości w tym względzie.

Ujawnienie przez Snowdena programu PRISM pokazało skialę zjawiska
Ujawnienie przez Snowdena programu PRISM pokazało skialę zjawiska© http://antyweb.pl/prismnowefaktyczybylatoakcjaograniczonegoujawnienia/

W Polsce Sejm zmienił prawo ograniczając możliwość zakładania podsłuchów, Trybunał Konstytucyjny zajął się sprawą kontrolowania bilingów przez przeróżne służby specjalne. Pytanie tylko, czy nie są to ruchy pozorne, maskujące rozwój tajnej inwigilacji Internetu i sieci komórkowych. Nie sprawdzania bilingów, ale czytania maili, esemesów i podsłuchiwania rozmów.

Temu, kto się w tym miejscu obruszy na podejrzenia, że rządowe służby specjalne mogą łamać prawo, odpowiem: mogą. Technicznie jest to wykonalne. A jeśli coś można zrobić, to w końcu ktoś to na pewno zrobi.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)