Internetowa rewolucja serialowa się rozkręca. Amazon też robi własne seriale
Po tym jak Netflix zaprezentował "House of Cards, serial internetowy przestał być synonimem dziadostwa. W 2013 roku prawdopodobnie zacznie się poważna rywalizacja internetowych platform ze stacjami TV. Kilkanaście pilotów seriali (w tym kontynuację filmowego "Zombielandu") przygotowuje Amazon.
21.03.2013 | aktual.: 10.03.2022 12:19
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Po tym jak Netflix zaprezentował "House of Cards, serial internetowy przestał być synonimem dziadostwa. W 2013 roku prawdopodobnie zacznie się poważna rywalizacja internetowych platform ze stacjami TV. Kilkanaście pilotów seriali (w tym kontynuację filmowego "Zombielandu") przygotowuje Amazon.
Półtora miesiąca temu pisałam o początku ery seriali, które zobaczymy tylko w Sieci. Było to związane z pojawieniem się "House of Cards" na platformie Netflix. Co się zmieniło od tego czasu? Przede wszystkim widać, że Amazon wyrasta na coraz mocniejszego gracza.
Netflix i Amazon Instant Video, czyli czego brakuje w Polsce
Amazon Instant Video to usługa bardzo podobna do Netfliksa, to znaczy umożliwiająca oglądanie przez Sieć filmów i seriali dzięki technologii strumieniowego przesyłu danych. Ceny trochę się różnią – Netflix oferuje pierwszy miesiąc za darmo, a potem płaci się 7,99 dol. za kolejne miesiące. W każdej chwili można zrezygnować. Amazon kosztuje 79 dol. rocznie, czyli teoretycznie mniej niż Netflix. Ale w abonamencie nie ma wszystkiego – za najnowsze odcinki seriali i nowe filmy (których na Netfliksie nie ma wcale) trzeba płacić dodatkowo.
Ale i tak oferty obu serwisów są konkurencyjne i w stosunku do HBO GO (które w USA działa na tak samo kuriozalnych zasadach jak w Polsce – trzeba płacić za kablówkę, żeby móc wykupić dostęp do usługi VoD), i w stosunku do w zasadzie wszystkiego, co mamy w Polsce. I Netflix, i Amazon mają w swojej bazie mnóstwo różnych tytułów.
Netflix jako pierwszy wyszedł do swoich subskrybentów z ofertą seriali własnej produkcji. Rok temu wypuścił serial "Lilyhammer", który stał się w branży pośmiewiskiem. W tym roku, po tym jak pojawił się "House of Cards" z Kevinem Spaceyem, plany internetowej platformy już nikomu nie wydawały się śmieszne.
Plany Netfliksa na ten rok obejmują jeszcze m.in. nowy sezon kultowej komedii "Arrested Development" i horror "Hemlock Grove" Eli Rotha. O obu z pewnością będzie głośno, o obu będziemy też dyskutować w Polsce, mimo że o oficjalnym dostępie do Netfliksa wciąż możemy tylko pomarzyć.
Amazon robi 12 pilotów
Amazon wziął przykład z Netfliksa i też produkuje własne seriale. W planach jest 12 pilotów, w tym sześć seriali dla dzieci i sześć komedii. Entertainment Weekly zwraca uwagę na dwa projekty – "Alpha House" i "Onion News Empire". Ten pierwszy to komedia o polityku (gra go John Goodman we własnej osobie), który nienawidzi kampanii, ale będzie musiał się do niej zabrać, kiedy okaże się, że ktoś już czyha na jego miejsce. Z kolei w "Onion News Empire" zobaczymy media w krzywym zwierciadle.
Jeffrey Tambor, który gra w "Onion News Empire" telewizyjną legendę, pojawi się również w "Arrested Development" Netfliksa. Jak mówi na łamach EW, bardzo dobrze mu się współpracowało i z Netfliksem, i z Amazonem – widać entuzjazm, jaki normalnie można dostrzec co najwyżej u fanów.
Amazon wymyślił specyficzny system wybierania projektów, z których powstaną pełne sezony: piloty będą prezentowane za darmo w serwisie, dostępne dla każdego (choć pewnie z ograniczeniami geograficznymi). Widzowie będą mogli ocenić, które są najlepsze, i na tej podstawie wybrane zostaną seriale do kontynuacji. Prawdopodobnie jakością nie będą się one różnić od seriali telewizyjnych (tak jak nie różni się od nich "House of Cards").
Dla geeków cenna jest jeszcze jedna wiadomość: to właśnie Amazon zrobi serialową wersję "Zombielandu". Trwa już kompletowanie obsady.
Dlaczego amerykańska telewizja jest bez sensu
Zmienia się sposób, w jaki Amerykanie oglądają seriale, a co za tym idzie - my oglądamy inaczej zrobione produkcje niż te sprzed kilku lat. Ponieważ większość seriali, które interesują fanów tego typu rozrywki, pochodzi z USA, pozwolicie, że na koniec przybliżę jeszcze w skrócie rynek telewizyjny w USA.
Są stacje ogólnodostępne (ABC, FOX, NBC, CBS), które co sezon zamawiają po kilkanaście albo i więcej pilotów, z nich wybierają kilka seriali, które będą realizowane, umieszczają je w ramówkach, a potem okazuje się, że większość z nich do niczego się nie nadaje. Dla tych stacji świętością są wyniki oglądalności, a przede wszystkim demo, to znaczy oglądalność wśród osób w najatrakcyjniejszym dla reklamodawców wieku 18-49 lat. Jeśli coś ma słabą oglądalność, może wylecieć z ramówki nawet po jednym czy dwóch odcinkach (jak ostatnio "Zero Hour").
Kablówki wybierają projekty bardziej z głową, a kiedy już coś wybiorą, to taki projekt dostaje od razu cały sezon. Nawet jeśli na początku oglądalność nie dopisuje, nie zdejmuje się serialu z anteny przed końcem sezonu. A często nawet mimo słabej oglądalności na zachętę zamawia się też kolejny sezon – jeśli stacja widzi potencjał danej historii.
Ten rozsądek procentuje – podczas gdy seriale stacji ogólnodostępnych mają z roku na rok coraz gorsze wyniki (coraz częściej zamawiane są kolejne sezony produkcji, które ogląda po 3-4 mln osób, a 2,0 demo uważane jest już za dobry wynik), "The Walking Dead" płatnej telewizji AMC bije rekordy popularności. Kolejne odcinki 3. sezonu ogląda ponad 10 mln Amerykanów, co jak na małą dotychczas kablówkę jest rewelacyjnym wynikiem.
O czym ćwierka Internet?
Przestarzały sposób myślenia szefów stacji ogólnodostępnych wyczerpująco opisał ostatnio Wired, który zauważył jedną ważną rzecz: że o wartości serialu nie stanowią wcale miliony widzów oglądających go co tydzień. Gdyby tak było, wszyscy by żyli tym, co się dzieje w "NCIS" i "Dwóch i pół".
A tymczasem w Sieci ludzie chętniej dyskutują o "Dexterze", "Mad Men", "Breaking Bad" albo notujących fatalne wyniki w NBC komediach "Community" i "Parks and Recreation". Co z tego mają telewizje emitujące wymienione seriale? Badania dowodzą, że wpływ twitterowych rozmów na oglądalność istnieje. Skoro jednak oglądalność "Community" i "Parks & Rec" wciąż jest bliższa zera niż jakiegoś rozsądnego wyniku, to chyba nie jest on zbyt duży. Ale czy to znaczy, że można lekceważyć internetowy szum wokół niektórych seriali?
Internet, czyli serialowa przyszłość?
Widzowie stali się wybredniejsi, bo i mają z czego wybierać. Produkcje kablówkowe z roku na rok są coraz ciekawsze i coraz bardziej zróżnicowane. W Internecie HBO nie radzi sobie zbyt dobrze ("Gra o tron" jako najchętniej piracony serial to chyba nie sukces?), ale na szczęście są inni, którym wiedzie się lepiej.
Być może rok 2013 jeszcze nie będzie należał do seriali internetowych, ale nie mam wątpliwości, że to jest przyszłość seriali. Współpracę z platformami internetowymi, takimi jak Netflix i Amazon, chwalą twórcy i aktorzy, a widzowie cieszą się, że od razu dostają po kilkanaście odcinków, które można obejrzeć przez weekend jak bardzo długi film.
Ciekawa jestem, jak ten rynek będzie wyglądał za rok. Bo gdyby rok temu ktoś mi powiedział, że Netflix będzie robił dobre seriale, nie uwierzyłabym. Dziś nie uwierzyłabym, gdyby ktoś mi powiedział, że za rok będziemy mieć dostęp do bazy Netfliksa w Polsce. Ale w zasadzie... czemu nie? Deezer i Spotify cieszą się w naszym kraju dużym zainteresowaniem. Ich filmowo-serialowe odpowiedniki też nie miałyby problemu ze znalezieniem u nas klientów.