Jaki jest najlepszy serial o technologiach? Założę się, że go nie oglądacie!
Zastanawialiście się kiedyś, jaki serial najlepiej pokazuje świat technologii? Który najtrafniej wyjaśnia kolejne, ważne wynalazki ostatnich lat, pozwala zrozumieć jak działają i daje szansę oswoić się z technologicznymi nowinkami także tym, którzy nie są nimi zainteresowani? Jestem pewny, że odpowiedź może Was zdziwić!
25.03.2015 | aktual.: 10.03.2022 10:26
Pozory mylą. Nie pierwszy raz
Gdy przeczytacie opis lub niezbyt wnikliwą recenzję serialu „The Good Wife”, znanego w Polsce jako „Żona idealna”, raczej nie będziecie zachwyceni. Historia zdradzonej przez męża kury domowej z prawniczym wykształceniem, która zmuszona trudną sytuacją stara się wrócić do wyuczonego zawodu, wydaje się tasiemcem dla wielbicieli romansideł albo prawniczych przepychanek na sali sądowej. Jednym słowem: nuda?
Jak to często w takich przypadkach bywa – nic bardziej mylnego. Pierwszym zwiastunem, że serial może pozytywnie zaskoczyć, są nazwiska producentów – m.in. nieżyjącego już Tony’ego Scotta i jego brata, Ridleya. Tak, tego od „Obcego”, „Łowcy androidów” i „Prometeusza”.
A gdy zaczniecie ten serial oglądać, odkryjecie coś jeszcze – historia, przedstawiana w zapowiedziach to tylko tło dla pokazania czegoś zupełnie innego, bowiem TGW to moim zdaniem najlepszy serial o technologiach. Nie najlepszy, jaki zamówiła CBS, nie najlepszy spośród rozgrywających się na sali sądowej, ani nie najlepszy w tym sezonie. To serial o technologiach najlepszy w ogóle.
Seriale o technologiach
Pod tym względem „The Good Wife” jest lepszy od mokrego snu geeków w postaci „Black Mirror”, od transhumanistycznej wizji rodem z „Almost Human” czy od „Person of Interest”, karmiącego nasze najbardziej pesymistyczne wyobrażenia o totalnej inwigilacji.
Dlaczego moim zdaniem prawniczy tasiemiec ma przewagę nad wymienionymi – i skądinąd świetnymi – serialami? Próbę odpowiedzi na to pytanie podjęła niedawno Ewa Lalik, która zwróciła uwagę na jeden z ostatnich odcinków TGW, skupiony na druku 3D.
Chodziło w nim o kwestię odpowiedzialności za obrażenia, spowodowane wydrukowaną bronią, która eksplodowała w ręku strzelca. Kto ponosi winę? Projektant modelu broni? Producent drukarki? A może twórca, który wniósł do opensourcowego modelu własne poprawki?
Problemy na czasie
Takich rozważań jest w „The Good Wife” znacznie więcej i zazwyczaj są – biorąc poprawkę na cykl produkcyjny serialu – bardzo na czasie. Możemy zatem prześledzić sądowe batalie o bitcoina (w serialu z oczywistych względów niektóre nazwy serwisów i produktów są fikcyjne), o manipulowanie wynikami wyszukiwania, o działalność haktywistów, Deep Web, o bezkarność blogerów, czy choćby o funkcjonowanie serwisów randkowych. Albo o masową inwigilację. Albo o odpowiedzialność za ofiary po ataku drona.
The Good Wife- WTF
Co istotne, wszystko to jest w mistrzowski sposób wplecione w całą historię. Nie ma tu grubo ciosanych wstawek w stylu zachwalania przez któregoś z braci Mroczków usług internetowych. Jest za to naturalne nawiązanie do rankingu blogów z Gizmodo i rozsądnie wynikające z fabuły wyjaśnienia.
Fakt, że część serialu toczy się na sali sądowej jest tu wyjątkowym atutem. Ławnicy czy sędzia są zwykłymi ludźmi – oni również chcą zrozumieć, jak działają technologie, którymi przyszło się im zajmować. Padają zatem pytania, eksperci wyjaśniają, prawnicy szukają dziury w całym, a wszystko to razem sprawia, że widz po obejrzeniu serialu zupełnie mimowolnie zdobywa wiedzę o technologiach, na które w innych okolicznościach nie zwróciłby uwagi.
Jak oswoić technologie?
To ważne dla nas wszystkich. Nie chodzi mi w tym miejscu o zarażanie całego świata własną pasją i zainteresowaniami, ale o coś innego – o świadomość, że świat jest inny, niż choćby dekadę temu. Dla wielu, zwłaszcza starszych osób, nie jest to oczywiste.
Właśnie dzięki serialowi, który przy pierwszym kontakcie nie odstrasza swoją technologiczną otoczką dowiedzą się, że kamera w komputerze może posłużyć do inwigilacji, przedmioty można ściągnąć z Sieci i wydrukować w domu, a cyberprzestępca może przejąć kontrolę nad naszym laptopem.
Zdobędą wiedzę, której przekazanie w inny sposób byłoby nierealne („ale po co mam to wiedzieć?”) albo zanudziłoby ich na śmierć, zrażając do technologicznych nowinek do końca życia. Mądrze nakręcony serial ma tu przewagę – bawi i uczy, a przy tym nie straszy i nie demonizuje zagrożeń.
Technologie retro
Co istotne, TGW – choć moim zdaniem najlepszy – nie jest jedynym serialem, traktującym technologie w taki sposób, Cofnijmy się nieco wraz z serialową rzeczywistością w przeszłość, do lat 80. Jakie technologie były wówczas nadzieją świata? Co rozpalało wyobraźnię ówczesnych geeków?
Trailer: CTRL The Future: Halt and Catch Fire: Series Premiere
Odpowiedź na pozór jest prosta – wystarczy obejrzeć bardzo przeze mnie lubiany serial „Halt and Catch Fire”. To przyjemna opowieść o pracy nad pierwszym laptopem i na pozór jest tam wszystko, co powinno zainteresować rasowego gadżetomaniaka. Mamy zatem pracę nad oprogramowaniem, pisanie sterowników i walkę inżynierów o upchnięcie wszystkich komputerowych podzespołów w niewielkiej obudowie.
Mamy też targi komputerowe, a nawet rewolucję, jaką był interfejs graficzny Apple’a (choć zbieżność losów głównych bohaterów z prawdziwą historią Steve’a, Stephena i firmy z nadgryzionym jabłkiem w logo wydaje się tu aż nadto wyraźna).
Dlaczego zatem napisałem że odpowiedź jest prosta, ale tylko na pozór? Bo – moim zdaniem – „Halt and Catch Fire”, choć ogląda się go wyśmienicie, niewiele mówi nam o technologii. Choć wydaje się, że wszędzie jej pełno, to jest w tym serialu zaledwie tłem, a sednem są pokręcone losy głównych bohaterów.
Stealth i ARPANET
O tych samych, mniej więcej, czasach opowiada serial „The Americans”. Z pozoru to świetna opowieść szpiegowska, pokazująca życie i działalność sowieckich agentów w Stanach Zjednoczonych w pierwszej połowie lat 80. Pokazująca od środka – skupiona na postaciach, ich przeżyciach i emocjach, dzięki czemu wbrew logice zaczynamy lubić bezwzględnych antybohaterów, podobnie jak wielbimy esbeka i mordercę, pułkownika Mariana Bońkę z serialu „Służby specjalne” Patryka Vegi.
Tylko gdzie tu miejsce na technologię? Jak to gdzie? Wszędzie!
„The Americans” to nie tylko opowieść o szpiegach i grze wywiadów, ale zarazem kapitalna kronika rozwoju technologii tamtych czasów. Bo do nich tak naprawdę wszystko się sprowadza – w kolejnych odcinkach zupełnie mimochodem dostrzegamy, jak ogromne znaczenie miał ARPANET, zdalny dostęp do baz danych, naukowy wyścig mocarstw czy technologia stealth, zmieniająca dotychczasowy układ sił.
The Americans Season 3 First Promo (HD) NEW FOOTAGE
Dzięki temu serialowi nienachalnie, bez zanudzania szczegółami technicznymi zupełnie nietechniczny widz poznaje najważniejsze technologie lat 80. i ich znaczenie dla świata.
Serial idealny: bawiąc uczy, ucząc bawi
I właśnie o to chodzi. Gdy garstka geeków zachwyca się kolejnymi odcinkami „Black Mirror”, tak naprawdę nic z tego nie wynika – serial oglądają przede wszystkim ci, którzy i tak nie dowiedzą się z niego niczego nowego.
Ambasadorem technologii są dzisiaj seriale, które na pozór dotyczą czegoś zupełnie innego. Sądzę, że to najlepszy sposób, by edukować społeczeństwo o nowych, związanych z rozwojem technologii szansach i zagrożeniach. Słowa uznania należą się twórcom tych seriali, którzy potrafią przemycić w nich sporą dawkę wiedzy, pozwalającej milionom widzów dostrzec i zrozumieć obce dla nich zagadnienia. A przy tym dostarczają solidną porcję dobrej rozrywki sprawiając, że kolejne odcinki są wyczekiwane z niecierpliwością.
Właśnie dlatego uważam, że „The Good Wife” to najlepszy serial technologiczny, jaki możemy sobie wyobrazić. Nie skupia się na technologii i nie stawia jej na piedestale. Skupia się za to na świecie, którego te technologie są nieodłączną częścią. Pokazuje je w jakimś życiowym kontekście, wyjaśnia i pozwala oswoić, a dzięki temu, że jest ciekawą, wartą uwagi opowieścią, mówi o tym nie tylko do gadżetomaniaków, ale również do całej reszty, jak w ostatnim odcinku, gdzie na przykładzie gry Halo pokazał sieciową rozgrywkę.
Twórcom należą się za to wielkie brawa. A Wy – jeśli nie oglądaliście – nadróbcie to koniecznie. Jeśli macie okazję, „The Good Wife” możecie oglądać nawet z babcią. Zdziwicie się, gdy po którymś odcinku zainteresuje się, czy – gdy jeszcze działał – odwiedzaliście Silk Road.