Jesteś Polakiem i tworzysz gry? Rób je po polsku – z szacunku do nas
To dziwne, gdy odpalam grę rodaka i wita mnie język angielski. Polski? Nie ma, bo przecież na polskim graczu się nie zarobi.
11.07.2014 | aktual.: 10.03.2022 11:07
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Tak było między innymi z Top Hat, grą Nikodema Szewczyka (przeczytaj nasz wywiad!), o której ostatnio zrobiło się bardzo głośno. Na szczęście twórca z Pabianic już zapowiedział polską wersję, która dodana zostanie, gdy gra wyląduje na Steam.
Top Hat dla Polaków
Czemu my, Polacy, musieliśmy dłużej czekać? Nikodem tłumaczy mi:
Staraliśmy się pokierować grę raczej na rynek zagraniczny, a język angielski jest dosyć uniwersalny, więc z początku uznaliśmy, że może zostać tylko on. Na GreenLight jednak zauważyliśmy dużo komentarzy od naszych rodaków, że fajnie, jeśli byłaby polska wersja gry, skoro jest to właśnie polska gra. Stwierdziliśmy, że mają rację, więc zabraliśmy się do roboty.
Rozumiem takie tłumaczenia. Wiem, że w Polsce nie da się zarobić na grach. Nawet seria Wiedźmin, a więc gigantyczny hit, który miał u nas porządną kampanię promocyjną, sprzedał się w bodaj 200-300 tysiącach egzemplarzy. Na świecie – grubo ponad 5 milionów. Musimy znać swoje miejsce w szeregu.
Top Hat - Steam Greenlight Trailer [2014]
A niezależni mają jeszcze gorzej. Trudno im się przebić, raczej nie mogą liczyć na to, że zainteresuje się nimi mainstream. Jeżeli ktoś liczy na sukces, to musi otworzyć się na zachód, innego wyjścia nie ma. Dlatego priorytetem jest angielski.
Tyle że niezależni twórcy i tak nie odpuszczają naszego rynku. Starają się tutaj promować. Wydają swoją grę na Greenlight? Owszem, atakują Reddita, profile społecznościowe, ale nie zapominają też o Wykopie czy polskich redakcjach.
Apel jest prosty: rodakom nie pomożecie? No pewnie, że pomożemy, w końcu solidarność, patriotyzm i inne pięknie brzmiące hasła. A potem okazuje się, że to jednostronna akcja, bo twórcom nie chciało się przetłumaczyć gry dla osób z tego samego kraju. Smutne.
Smutne, tym bardziej że wielu zagranicznych twórców potrafi znaleźć czas, żeby dodać nasz język. A przecież dla nich to znacznie trudniejsze zadanie. Nie muszą, bo nie są stąd, a jednak szanują nas za to, że wpłacamy pieniądze na ich gry. Polskim twórcom czasami takiego podejścia brakuje.
Myślę, że zainteresowanie grą w ogóle się nie zwiększy przez dodanie polskiego języka – niejako tłumaczy się Nikodem, gdy pytam go, czy dodanie polskiej wersji sprawi, że Top Hat stanie się u nas popularny. Jednak dodaje od razu: Uważam jednak, że sporo rodzimych graczy patrzy na to czy jest spolszczenie danej produkcji, jednak myślę, że to bardziej w przypadku gier AAA.
Pisałem o tym przy okazji lokalizacji gier. Wielu klientów pyta się sprzedawców, czy polska wersja jest dostępna i od tego uzależnia zakup. W przypadku niezależnych produkcji wymagania są mniejsze, gra raczej nie musi trafić do masowego odbiorcy. To specyficzna rozrywka.
Wciąż jednak nie uważam, żeby to było jakieś usprawiedliwienie. Nie oszukujmy się – język polski dla Polaka jest... naturalny. Przetłumaczenie tekstów nie jest wielką filozofią, nie trzeba zatrudniać tłumacza. Można nawet zaszaleć, wymyślić nowe dialogi, z mrugnięciem oka do rodaka.
Zgoda, to dodatkowa robota, ale jednak łatwiejsza niż w przypadku zagranicznych twórców. Oni mają gorzej, a mimo to dodają język polski.
Gry z Kickstartera po polsku
Przykłady? The Banner Saga czy chociażby Project Eternity. Twórcy nie musieli szykować polskiej lokalizacji. Nie oszukujmy się – pewnie nie byliśmy liderami jeżeli chodzi o wpłaty. A tymczasem doczekaliśmy się (lub doczekamy się, w przypadku Project Eternity).
Można? Można. Wystarczy chcieć. Dlatego miło by było, gdyby polscy twórcy pamiętali o rodzimych graczach. Najlepiej podsumował to Nikodem Szewczyk: Poza tym mamy nadzieję, że tym rodakom, którzy będą w grę grali, będzie po prostu milej.
Zapewniam, będzie. Może to głupio zabrzmi, ale... fajnie tworzyć z polskimi twórcami jakąś więź. My pamiętamy o was, wy – o nas. Jest rodzinnie. Nie ma czegoś takiego, gdy autorzy zapominają o polskiej wersji i koncentrują się na karierze na zachodzie. Trochę to smutne i przykre.