Kilka tygodni "zaniedbania" wystarczyło, by moje osiedle... wypiękniało. Niestety - tylko na chwilę
Pandemia i susza - ostatnie miesiące nie są łatwe. Szukając pozytywów w nieciekawym położeniu, wystarczy rozejrzeć się po okolicy. Moja dzielnica dzięki "zaniedbaniom" stała się dużo ładniejsza.
15.06.2020 | aktual.: 08.03.2022 15:23
Jesienią nie grabić, wiosną i latem nie kosić - apelowali miejscy aktywiści, ale ich głos na betonowej pustyni był niesłyszalny. Jeszcze do niedawna polityka w wielu miastach była taka sama. Wystarczyło, że trawa choć odrobinę urosła, a do akcji wjeżdżały kosiarki. Chęć okiełznania natury była tak duża, że doprowadzała do naprawdę absurdalnych zdarzeń:
Przyszła pandemia, a zaraz po niej susza, by wszystko się zmieniło. Najpierw pracownicy nie wychodzili z domów, więc nie mogli kosić. Potem było to zabronione ze względu na suszę. Przez brak opadów m.in. Kraków czy Warszawa zakazały cięcia traw. W środę 10 czerwca nawet Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad podjęła decyzję, że ogranicza koszenie trawy na pasach zieleni. Będzie to robić tam, gdzie zbyt bujna roślinność mogłaby wpłynąć na bezpieczeństwo.
Dzika łąka w mieście wygląda pięknie
Również w mojej okolicy od tygodni nie kosi się traw. Efekt? Trawniki zaskakują różnorodnością. Pod blokiem mam małą łąkę.
Przejeżdżając ścieżką rowerową, mogę obserwować kwiaty, których w mieście, ot tak rosnących przy domach się nie spodziewałem.
Nawet zwykłe pójście do apteki może mieć w sobie coś z wyprawy do parku.
I tak jest w całej Łodzi. I nie tylko. W innych miastach też zauważają i doceniają fakt, że natura korzysta z wolności i bez strachu przed kosiarką roślinność podnosi głowy. Na Twitterze powstał nawet specjalny hashtag, pokazujący, jak może wyglądać przestrzeń, jeśli zrezygnuje się z kosiarek.
Zielono, ale tylko na chwilę
Dzikie łąki nie pożyły zbyt długo. Do akcji już wkroczyły kosiarki. Zamiast bujnych traw, oglądać można teraz suchy placek ziemi. Niby coś tam zielonego zostało, ale już widać, że susza swoje zdążyła zrobić.
Owszem, argument "mi się podoba i tak ma zostać" w mieście nie przejdzie. Znajdą się osoby, dla których zapach świeżo skoszonej trawy i widok suchych, gołych placków ziemi pośród resztek trawy to idealne połączenie.
Niekoszenie traw ma jednak duże korzyści dla wszystkich mieszkańców. Trawa obniża temperaturę. Upały powoli zaczynają nam doskwierać, a pamiętając poprzednie gorące lato w betonowych dżunglach, wiemy, że o przegrzanie będzie nietrudno. Poza tym trawniki wspierają bioróżnorodność, produkują tlen i pomagają w walce z suszą, bo utrzymują wilgoć.
Kosić - tak, ale nie zawsze
Są jeszcze alergicy, którzy może i zgodziliby się z tym, że trawy i dzikie miejskie łąki ładnie wyglądają, ale przez to, że rośliny pylą, ich życie staje się gorsze. Miasta powinny być bardziej wspólnotowe i dostosowane do potrzeb wszystkich.
Decyzja o tym, by całkowicie zakazać koszenia traw, byłaby więc nierozsądna. Ale miasta potrzebują dyskusji na temat tego, jak podchodzić do tematu zieleni. Gdzie można ją zachować, w których miejscach doprowadzić do tego, aby było jej więcej.
Pandemia i susza pokazują, że dzika łąka przy krawężniku to nic złego. Ba, może się podobać i uatrakcyjnić okolicę, która do tej pory wyróżniała się dziurawymi drogami i odrapanymi kamienicami.
Ogródki dla każdego
Tym bardziej że to światowy trend. Nie przez przypadek w futurystycznym projekcie mostu w Paryżu jego centralnym punktem była zielona przestrzeń z publicznym ogródkiem. Rosłyby w nim owoce i warzywa, które bezpłatnie byłyby dostępne dla mieszkańców.
Zobacz także
To tylko wizja, ale podobne działania już mają miejsce. Rotterdam zachęca mieszkańców, by ci tworzyli na chodnikach ogródki:
Geveltuinen
Jane Jacobs, autorka biblii miejskich aktywistów "Śmierć i życie wielkich miast Ameryki", uważała, że to chodniki są najważniejszym elementem miast. To na nich spotykają się i wchodzą w interakcje mieszkańcy. Im chodniki będą bardziej zielone i kolorowe, tym chętniej będziemy chcieli po nich chodzić i na nich przebywać, rezygnując np. z samochodów czy komunikacji miejskiej. Mini-parki są w zasięgu wzroku, co pokazała pandemia i susza. Pozostaje mieć nadzieję, że je zauważymy i nie będziemy chcieli z nich rezygnować.