Kim Dotcom nie poddaje się. Był Megaupload, będzie Megabox
Na krótko przed aresztowaniem Dotcoma i zamknięciem Megaupload informowaliśmy o planach Kima dotyczących branży muzycznej. Okazuje się, że pomysł, choć jego realizacja siłą rzeczy trochę się opóźni, nie został zapomniany. Kim Dotcom wraca do swoich wcześniejszych planów i zamierza uruchomić serwis Megabox.
Na krótko przed aresztowaniem Dotcoma i zamknięciem Megaupload informowaliśmy o planach Kima dotyczących branży muzycznej. Okazuje się, że pomysł, choć jego realizacja siłą rzeczy trochę się opóźni, nie został zapomniany. Kim Dotcom wraca do swoich wcześniejszych planów i zamierza uruchomić serwis Megabox.
Choć założyciel Megaupload ciągle przebywa w areszcie domowym w Nowej Zelandii, nie porzucił ambitnych planów. Zapowiadany wiele miesięcy temu nowy serwis miał zmienić zasady panujące w branży muzycznej. Założeniem przyświecającym pomysłowi było wyeliminowanie pośrednictwa i prowizji wytwórni i dystrybutorów.
Muzyk, sprzedający muzykę bezpośrednio swoim fanom, miał zachowywać 90 proc. zysku z transakcji, a korzystać mieli wszyscy. Wykonawca miał dostawać więcej pieniędzy za swoją muzykę, a internauci mieli ją kupować taniej, niż dzieje się to w przypadku innych kanałów dystrybucji. Stratni na tym mogli być jedynie pośrednicy i wytwórnie, bo z pewnością nie artyści i fani.
Nie znam zasad rządzących branżą muzyczną na tyle, by autorytatywnie ocenić szanse powodzenia biznesu opartego na takim modelu, ale dla mnie, jako klienta, zapowiedzi te brzmiały bardzo obiecująco. Pomysł wydawał się korzystny dla obu stron transakcji.
Jak wynika z tweeta opublikowanego niedawno przez Dotcoma, problemy prawne nie odwiodły go od zamiaru wejścia w branżę muzyczną. Wpis jest bardzo lakoniczny i zawiera m.in. zapowiedź uwolnienia artystów z łańcuchów. Czyżby miał na myśli zasady narzucane przez wielkie wytwórnie?
Ciekawostką, która może dopełnić obraz planów Kima, jest fakt, że jego żona, Mona, jest od pewnego czasu zaangażowana w rozwijanie projektu dysku internetowego.
Co więcej, niedawno na Twitterze Dotcom pokazał światu fotkę z pewną bardzo znaną postacią.
Nie wiadomo dokładnie, jaki był cel wizyty Wozniaka w Nowej Zelandii, choć tweet wskazuje na jego zaangażowanie we wspieranie organizacji Electronic Frontier Foundation. Organizacja stara się odzyskać od władz pliki użytkowników Megaupload.
Niezależnie od tego, co wyjdzie z Megaboksu, w kontekście uruchamiania tej usługi fakt aresztowania Dotcoma i całe zamieszanie, jakie powstało po zamknięciu Megaupload, wydają się dość dziwne.
Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych i nie chcę rzucać tu jakichkolwiek oskarżeń. Mimo tego sądzę, że sytuacja, w której Kim ogłasza chęć ograniczenia zysków wielkich wytwórni, a krótko po tym staje się wrogiem numer jeden dla „obrońców” praw autorskich, wydaje mi się mocno dwuznaczna.
Źródło: Dobre Programy