"Koniec lodu. Jak odnaleźć sens w byciu świadkiem katastrofy klimatycznej" to najważniejsza książka o klimacie, jaką trzeba przeczytać
Jest ważna z dwóch powodów. Po pierwsze, pokazuje, dlaczego doprowadziliśmy do agonii i że niemal każdy dołożył do tego malutką cegiełkę. Po drugie, to dowód na to, dlaczego "hojne" wpłaty od takich korporacji jak Amazon to jałmużna.
28.06.2020 13:14
W książce "Koniec lodu. Jak odnaleźć sens w byciu świadkiem katastrofy klimatycznej" to podtytuł był dla mnie najważniejszy. Nie dlatego, że nie robi na mnie wrażenie jeszcze jedna opowieść o tym, jak Ziemia pogrąża się w klimatycznym kryzysie.
Wręcz przeciwnie - Dahr Jamail napisał najbardziej przejmujący, odważny i konkretny reportaż na temat agonii. Lawina statystyk na temat gatunków czy lodowców, które bezpowrotnie przepadną, nie pozostawia obojętnym.
"Koniec lodu" nie mówi tylko o tym, jak żyć w żałobie - bo właśnie tak należy traktować konsekwencje klimatycznego kryzysu. Ziemia, jaką znamy, odchodzi. Jamail wyjaśnia, jak doszło do tego, że ostrzeżenia i raporty powstające od lat (a naukowcy walkę toczyli już na przełomie lat 70. i 80. XX) były ignorowane nie tylko przez polityków, ale i zwykłych ludzi.
Straciliśmy kontakt z przyrodą
"Oceany są bardziej narażone na naszą obojętność, bo łatwiej je zignorować" - zwraca uwagę autor "Końca lodu".
Reportażysta rozmawia z ludźmi, którzy na co dzień obserwują skutki zmian klimatycznych. To nie są wyłącznie naukowcy, ale też mieszkańcy, którzy na własne oczy widzą, jak ich okolica zmieniła się w ciągu dekad, a nawet ostatnich lat.
Problem jest jednak szerszy. Trudno nam zatroszczyć się o oceany i lodowce, bo w ogóle przestaliśmy być wrażliwi na przyrodę. Remigiusz Okraska zauważał:
Jesteśmy pierwszym pokoleniem wychowanym bez obcowania z przyrodą. Zamknięci w czterech ścianach, wożeni samochodami, w najlepszym razie przebywamy na powietrzu na obszarach sterylnych, pozbawionych przejawów niekontrolowanej natury. (...) Spędzam sporo czasu w lasach i na łąkach (...) Spotykam podczas tych włóczęg niewielu ludzi, a jeszcze mniej takich, którzy chcą po prostu przebywać w otoczeniu przyrody. Turystyka piesza niemal zanikła, a jej resztki koncentrują się w miejscach estetycznie uroczych, rozreklamowanych, mogących się pochwalić spektakularnymi atrakcjami. Większość napotkanych rowerzystów i biegaczy jest całkowicie skoncentrowana na własnej aktywności.
Okolica, o której pisze Okraska, to nie dzicz, lecz "obszar między nieodległymi miastami i wsiami". A mimo to łatwo o to, by nie spotkać człowieka.
To ma poważne konsekwencje. Nie uwierzymy w topniejące lodowce czy problemy gatunków żyjących na dnie oceanów, jeśli nie będziemy wiedzieć, że las, po którym chodziliśmy jako dzieci, dziś w większości jest wyschnięty lub wyniszczony przez wycinkę. Że strumyków, które dawały ochłodę w letni dzień, już nie ma. Że dawne łąki stają się dziś pustyniami.
Nawet trudno zatroszczyć się o bliski Bałtyk, z którym ma się kontakt co najwyżej latem. A sinice, będące efektem zachodzących zmian, irytują, bo psują urlop. Nie są jednak sygnałem ostrzegawczym czy wręcz wołaniem o pomoc.
Właśnie na to zwraca uwagę Jamail i jego rozmówcy - człowiek oderwał się od przyrody. Autor "Końca lodu" jest brutalnie szczerzy. Jest już za późno, by cokolwiek zmienić. Nawet gdyby nagle ludzkość otrzeźwiała i przestała emitować do atmosfery dwutlenek węgla, Ziemia potrzebowałaby mnóstwo czasu, by "odchorować" aktualny wynik.
Jaka jest więc odpowiedź na pytanie z podtytułu? Cieszyć się przyrodą, póki jest. Banalne, ale to w tej chwili jedyne wyjście.
Pieniądze niczego nie załatwią
Tym bardziej więc dyskusyjne są "hojne" datki szefów wielkich korporacji. Amazon poinformował niedawno, że przekaże 2 mld dolarów "na technologie, które pozwolą ograniczyć wpływ na zmiany klimatu".
Wcześniej Jeff Bezos, szef koncernu, uruchomił specjalny fundusz "Bezos Earth Fund", w ramach którego 10 miliardów dolarów trafi do naukowców, organizacji pozarządowych i aktywistów działających na rzecz klimatu.
W rozmowie z "Nowym Obywatelem" dr Ewa Bińczyk tak komentowała podobne nadzieje na to, że pieniądz wszystko rozwiąże:
W przypadku korporacji (w tym spółek skarbu państwa) tylko 100 z nich odpowiada za 71 procent wszystkich emisji CO2 na świecie - przypomina Dahr Jamail. Względnie niewielka grupa producentów paliw kopalnych (w tym najwięksi, czyli Exxon Mobil, Shell, BP i Chevron) to najgorsi truciciele należący do sektora prywatnego. Z nimi współpracują takie firmy jak Amazon, co wytknęli pracownicy, narażając się tym samym na zwolnienie.
Straty większe niż jałmużna
2 mld od Amazona to teoretycznie dużo. Tyle że "Koniec lodu" pokazuje, jak śmieszna jest to suma. Według niektórych szacunków bioróżnorodność raf koralowych warta jest nawet 9,9 biliona dolarów. Z szacunków wynika, że zatopienie wybrzeża Florydy grozi obecnie prawie milionowi nieruchomości, wartych razem ponad 400 miliardów dolarów.
A przecież to tylko ułamek problemów, jakie nas czekają - uchodźcy klimatyczni czy kurczące się zasoby. Straty są pewnie nie do wyliczenia. Tym bardziej że jedna zmiana pociąga za sobą kolejne. Ciekawym przykładem jest Amazonia.
Trucizna odkryta w Amazonii dziś jest używana w kontrolowaniu ciśnienia tętniczego i przy chorobach serca. Kaptopryl poszerza naczynia krwionośne, ułatwiając sercu pompowanie krwi. Większość zażywających go ludzi nie wie, że przedłużający im życie lek pochodzi z Amazonii.
Naukowiec cytowany w książce "Koniec lodu" zauważa, że "że jeśli będziemy dalej niszczyć Amazonię w tym tempie, możemy nigdy się nie dowiedzieć, jak mogłaby w przyszłości pomóc uratować miliony, a może nawet miliardy ludzkich żyć".
Sztuczna troska?
Jeszcze bardziej szokujący wydaje się fakt, że wielu na zmianach klimatycznych po prostu zarabia. Nie chodzi tu nawet o współpracę z firmami odpowiedzialnymi za wydobycie paliw kopalnianych czy lobbowanie za politykami, którzy ignorują protesty aktywistów.
"Utrzymywaliśmy się z darów ziemi i morza i byliśmy zdrowi" - mówił jeden z mieszkańców regionu, który dotknięty jest dziś zmianami klimatycznymi. Porzucenie tradycyjnego stylu życia zmusiło do przyjęcia zachodnich norm. Efekt? Cukrzyca, nadciśnienie, zawały i inne choroby, które biorą się z zachodniej diety.
Ktoś powie - typowe gadanie "kiedyś to było". Ale wypowiedź mieszkańca Alaski dobrze współgra z tym, co pisał Okraska. Korporacje, które doprowadziły do takiego stanu rzeczy, promując i zarabiając na konsumpcjonizmie, zyskują na zmianach klimatycznych. Bo cóż zostało, jeśli nie siedzieć w domu na portalu społecznościowym, oglądać jeden z serwisów VOD i zamawiać przedmioty z Amazona.
Jest jeszcze jedno wyjście, zdaje się przekonywać autor "Końca lodu". Poszukać jeszcze dzikie, żyjące tereny i spróbować się nimi nacieszyć. To ostatnia chwila.