Koniec tanich lotów? W walce o środowisko staną się przywilejem najbogatszych [Opinia]
Za szkodliwą działalność wielu firm i miliarderów zapłacą... ci z najmniejszymi portfelami. Właśnie tak wygląda nowy pomysł austriackiego rządu, mający na celu wyeliminowanie tanich biletów.
15.06.2020 | aktual.: 15.01.2022 16:48
Koronawirus uderzył nie tylko w zwykłych ludzi, ale również w duży biznes. Problemy na całym świecie ma branża lotnicza. Austriacki rząd postanowił wyciągnąć rękę i wspomoże linie Austrian Airlines kwotą 600 mln euro. Władze postawiły jednak twarde warunki: koniec z tanimi biletami za loty.
Klauzula antydumpingowa zakłada, że nie będzie więcej biletów poniżej 40 euro. Ministerstwo środowiska chwaląc się pionierskim pomysłem, zaznacza, że w ten sposób austriacki rząd dba o ekologię.
Pomysłowi przyklaśnięto też w Polsce. W teorii wydaje się genialny. Im mniej tanich lotów, tym mniej klientów, a więc środowisko będzie nam wdzięczne.
Loty szkodzą
Loty odpowiadają za 2 proc. globalnej emisji dwutlenku węgla. Niby niewiele, ale należy pamiętać, że większość lotów odbywa się pomiędzy krajami rozwiniętymi. Gdyby wziąć pod uwagę na przykład tylko Europę czy Stany Zjednoczone, to ten procent byłby wyraźnie wyższy.
Ale sam dwutlenek węgla nie jest problemem. Loty odpowiedzialne są też za inne zanieczyszczenia.
Obrońcy środowiska od lat powtarzają, że żadna inna czynność nie pozostawia tak dużego śladu węglowego jak latanie. Jeśli chcemy zredukować swój wpływ na środowisko, to rezygnacja z latania jest pierwszym krokiem, który my, jako indywidualne jednostki, powinniśmy wykonać.
Austriacki rząd rzeczywiście zmusi do tego część swoich obywateli i być może liczba lotów spadnie. Tylko kto tak naprawdę na tym straci i jako jedyny weźmie ciężar odpowiedzialności? Przeanalizujmy.
Linia lotnicza? Niekoniecznie, bo rząd wspiera ją niebagatelną kwotą.
Bogaci pasażerowie? Raczej i tak nie korzystali z tanich lotów, więc jak latali, tak będą latać.
Zostają "zwykli" pasażerowie. Wprawdzie sam słyszałem o pasażerach, którzy lecieli z Gdańska do Krakowa tylko po to, żeby się przelecieć, bo bilet kosztował nie więcej niż 5 zł. Nie opuszczali nawet lotniska. Podejrzewam, że takich "turystów" jest jednak mniej i znaczna większość korzystała z tanich biletów, bo tak było taniej i szybciej.
Zobacz także
Potwierdzi to każdy, kto miał okazję polecieć z Lublina do Warszawy, zamiast tłuc się pociągiem czy jechać wiecznie remontowanymi drogami.
Nowy światowy trend
Austriacy pewnie sobie poradzą, bo rząd dba też o rozwój kolei. W innych państwach pasażerowie nie muszą mieć taniej i wygodnej alternatywy. A można spodziewać się, że inne linie lotnicze pójdą podobną drogą. Choćby ze względów wizerunkowych, bo dziś coraz częściej latanie to powód do wstydu. Przewoźnicy muszą iść na pewne kompromisy. Łatwo obstawić, że w walce o świadomych pasażerów poświęci się tych, którzy podróżują najtańszą klasą, kupując bilety w promocjach.
Wydaje się to zwyczajnie niesprawiedliwe, że odpowiedzialność za klimat spada na najsłabszych. Celebryci dalej będą latać swoimi prywatnymi maszynami, najbogatsi dalej będą wypoczywać w biznes klasie. Tymczasem ci z mniej zasobnymi portfelami będą zmuszeni dopłacić albo wybrać inną formę transportu.
Jestem za tym, żeby doprowadzić do ograniczenia lotów samolotami, ale nie w ten sposób. Ciężar odpowiedzialności powinien spaść na najbogatszych i tych, którzy najbardziej szkodzą - a tak bardzo często jest w przypadku miliarderów podróżujących prywatnymi samolotami.