„Legendy polskie: Operacja Bazyliszek”: jak przestałem się bać i uratowałem świat?
10.11.2016 20:54, aktual.: 09.12.2016 16:15
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jak na nowo opowiedzieć historię bestii, której spojrzenie zmienia ludzi w kamień? Ekipa Platige Films ma na to niezły pomysł. Po Smoku i Twardowskym nadszedł czas na nową wersję kolejnej, polskiej legendy!
Co straszy w borach i lasach?
Darujmy sobie opowiadanie, czym są „Legendy polskie” i jak idea za nimi stoi – omawialiśmy to dokładnie przy okazji premiery poprzednich części cyklu. W tym miejscu niezmiennie wspomnę tylko, że mecenasem filmów jest Allegro, któremu należy się ta wzmianka za sypnięcie groszem i odwagę promowania się w taki właśnie sposób.
Tym razem – po krakowskim rynku, Księżycu, Raczkach i pierścieniu Saturna - przenosimy się za siedem marketów i pięć parkingów, czyli na idylliczne zadupie. Boguś Kołodziej i Eugeniusz Bardacha (Paweł Domagała i kapitalny Olaf Lubaszenko) oddają się tam błogości rodem z „Osobliwości narodowego wędkarstwa”, czyli łowią i piją. Albo na odwrót.
Oszczędzając Wam spoilerów (ktoś jeszcze nie oglądał?) dodam tylko, że gdzieś tam przemknie nam dziarskie komando na Hummerach, urocza agentka (Michalina Olszańska), na której widok Boguś nie może odmówić sobie wzmianki o popchnięciu, Olaf Lubaszenko zza kierownicy Poloneza wyrecytuje starożytne, krasnoludzkie zaklęcie, a w tle usłyszymy ponadczasowe, polskie szlagiery.
Bazyliszek na miarę naszych potrzeb
Fabuła jest w tym przypadku prosta jak autostrada A4 w rejonie 517. kilometra (szybki konkurs: kto pierwszy odpowie w komentarzu, co się tam znajduje?), na wielkie zawiłości i wieloznaczność nie ma tu miejsca, a bazyliszek wygląda jak skrzyżowanie generała Grievousa z „Gwiezdnych wojen” z wielkim kurczakiem. To nie zarzut – tak mi się skojarzyło.
Całość wydaje się słabsza od obu części Twardowsky’ego. W niczym nie psuje to wrażenia, że tytułowy bazyliszek jest prawdopodobnie najbardziej udanym, komputerowo wygenerowanym stworem w polskiej kinematografii.
Uprzedzając zarzut, że poprzeczka nie była zawieszona zbyt wysoko, dodam tylko, że przyjemnym zaskoczeniem jest uroczo kontrastujący z wyglądem głos gadziny, a jeśli spodziewacie się zestawu swojskich żartów, dziarskich one-linerów i popkulturowych nawiązań, to nie będziecie zawiedzeni. Dopiszą również starzy znajomi z poprzednich części cyklu.
Brawo Platige! Który to już raz?
Patrząc na kolejne, krótkie formy Bagińskiego i jego ekipy coraz bardziej marzę o zobaczeniu pełnometrażowej produkcji w wykonaniu tego zespołu. Jasne, że mistrzowskie etiudy nie gwarantują jakości dłuższego dzieła, czego dobitnym przykładem jest wiedźmińska twórczość Andrzeja Sapkowskiego (zaznaczam: wiedźmińska, bo trylogia husycka to dzieło kompletne, absolutne i genialne), jednak dają pojęcie o możliwościach twórców.
Dlatego nowy film z cyklu „Legendy polskie” stanowi kolejny dowód, że to nie przypadkowy fajerwerk czy jakiś niespodziewany przebłysk geniuszu stały za Smokiem czy Twardowskym. Zamiast tego mamy świetny zespół, łączący talent z umiejętnościami na najwyższym poziomie.
Czekając na kolejne produkcje mogę w ciemno zakładać, że się nie rozczaruję. Jasne – są momenty lepsze i gorsze, ale dotychczasowe filmy wskazują, że całość za każdym razem będzie co najmniej dobra.
Legendy Polskie. Film Operacja Bazyliszek. Allegro
„Ja, kudłaty, durnowaty!”
Ten właśnie, równy i wysoki, poziom wystawia Platige Films najwyższą notę i pozwala czekać na Wiedźmina ze spokojem. I niecierpliwością, bo wiedząc, czego możemy się spodziewać, jeszcze trudniej okiełznać niecierpliwość wiedząc, że od premiery filmowego Wiedźmina dzieli nas jeszcze sporo czasu.
Możemy go sobie umilić, oglądając poprzednie dzieła Platige Films. A „Operację Bazyliszek” obejrzyjcie wcześniej do samego końca!