Lekarz Google na emeryturę, teraz leczyć będziemy się gadżetami. Piękne czasy dla hipochondryków

Zdjęcie pani doktor pochodzi z serwisu shutterstock.com
Zdjęcie pani doktor pochodzi z serwisu shutterstock.com
Adam Bednarek

19.12.2014 07:18

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Teoretycznie powinniśmy się cieszyć, że powstają gadżety zdrowotne - pozwalające szybko i w domowych warunkach zdiagnozować chorobę. Tyle że mam wrażenie, że wcale nie o nasze zdrowie w tym wszystkim chodzi.

Posiadając MOCAheart przyłożymy palec do gadżetu i po chwili na ekranie smartfona wyświetlą się ważne informacje związane z pulsem i poziomem tlenu we krwi.

MOCAheart: a Heart Scanner at Your Fingertips Official Video

Za pomocą specjalnego termometru Wink i aplikacji kobieta sprawdzi, kiedy są jej dni płodne i obliczy prawdopodobieństwo zajścia w ciążę. “Inteligentna szczoteczka” Goodwell skontroluje, czy na pewno dobrze myjemy zęby. Są też gadżety, które czuwają i analizują to, co jemy, jak i kiedy, licząc kalorie. Powstają nawet urządzenia, za pomocą których zbadamy wzrok. Pewnie już nie zliczymy ile na rynek trafiło gadżetów, które mierzą puls albo kontrolują sen.

Jeszcze niedawno byłem zwolennikiem takich gadżetów. Jeśli siedząc w domu możemy sprawdzić, czy z naszym zdrowiem wszystko w porządku, to jest to bardzo dobre rozwiązanie. Taka powinna być technologia - w służbie człowiekowi.

Ale przecież wystarczy chwilę logicznie pomyśleć, żeby dojść do wniosku, że nie o nasze zdrowie tu chodzi. Nie o opiekę nad nami. To kolejne, bardzo sprytnie zakamuflowane narzędzia do wyciągania pieniędzy. Głównie od hipochondryków.

Zmierzyć puls. Sprawdzić poziom krwi. Są już objawy raka czy jeszcze nie? Dzisiejsze gadżety i aplikacje pozwalają na kontrolę zdrowia kiedy tylko się chce i gdzie chce. Na dodatek bardzo łatwo ubzdurać sobie, że teraz to na pewno coś dolega, skoro nawet smartfon pokazuje, że organizm się zmienił.

Lekarz Google na emeryturę

Kiedyś zagrożeniem był “Lekarz Google”. Wpisywało się problem i zaglądało na fora, gdzie diagnoza była zawsze taka sama: albo śmierć w męczarniach za chwilę, albo za kilkanaście miesięcy.

Wiemy, że w coraz większym stopniu sieć jest wykorzystywana przez ludzi jako narzędzie pomagające w podejmowaniu decyzji zdrowotnych. Wiemy też, że może to mieć negatywne konsekwencje, zwłaszcza że obywatele niektórych krajów mogą się leczyć sami, zamawiając leki on-line. Nasze badania sugerują, że nawet dysponując "właściwymi" informacjami, mogą oni nadal wyciągać niewłaściwe wnioski. Innymi słowy: ich konkluzje są tendencyjne.

Oczywiście teoretycznie aplikacja może wytłumaczyć, co jest niewłaściwie i czego należy się obawiać, ale przecież wszystko i tak jest kwestią interpretacji. A przy zwykłych ludziach mamy do czynienia z interpretacją laików.

Jeśli cyberchondrycy byli plagą, to wraz z nadejściem “medycznych” gadżetów problem może być jeszcze większy.

Dla firm to oczywiście szansa na bardzo szybki zarobek. Logiczne: jeśli hipochondryków jest sporo, to warto dostarczyć im gadżety monitorujące stan zdrowia i cieszyć się z łatwych pieniędzy. Tym bardziej że niektóre ze sprzętów mają specjalny abonament - chcesz być pewny, że jesteś zdrowy i twoje wyniki są OK? Płać!

E-lekarz lepszy niż prawdziwy

I moglibyśmy uznać, że jeśli kogoś samodzielne kontrolowanie stanu zdrowia uspokoi czy też ostrzeże, to tego typu gadżety faktycznie są na wagę zdrowia. Problem w tym, że może dojść do zwykłego lekceważenia lekarza. “Jak to mi nic nie dolega?! Przecież aplikacja wyraźnie wskazuje, że poziom tlenu we krwi się podniósł!”. Wystarczy przyjść z telefonem i pokazać diagnozę. I trudno takiemu człowiekowi powiedzieć, że jest wszystko w porządku.

Hipochondrycy dostają kolejne narzędzia, które tylko umocnią wiarę w ich nieistniejącą chorobę.

Albo, co jeszcze gorsze, przez takie gadżety można nie iść do lekarza, będąc uspokojonym wynikami przekazanymi przez aplikację-doktora. Wizyta kontrolna? Ależ po co, serce jak dzwon, chcesz zobaczyć statystyki? Wyślę na maila!

A czasami przecież warto się przebadać, zasięgnąć opinii prawdziwego specjalisty. Nie wątpię, że tego typu aplikacje powstają przy udziale fachowców, ale przecież sprzęt może zawieść - wyświetlić zły wynik, źle “zbadać”, zepsuć się i wprowadzić w błąd. To przecież tylko system i tylko gadżet, który często powstaje nie za wielkie pieniądze i nie z wykorzystaniem fachowej, solidnej technologii.

Jako dodatek do częstych lekarskich wizyt - tak. Jako ich zastępca i domowy doktor - nie. Trzeba więc uważać na to, jak rozwijają się “medyczne” gadżety. A jest ich coraz więcej i niestety może to mieć swoje złe konsekwencje.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także
Komentarze (3)