Mam Kanara. Internecie, nie chroń cwaniaków!
18.03.2014 07:18, aktual.: 18.03.2014 09:35
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
To dobrze, że gadżety i aplikacje ułatwiają nam życie. Niestety, powoli idzie to w złą stronę – coraz częściej pozwalają oszukiwać.
Aplikacja Mam Kanara nowa nie jest, jednak dopiero niedawno zrobiło się o niej głośno. Zasady są proste: widząc kontrolera biletu, zgłaszamy go w aplikacji, tak by inni użytkownicy byli świadomi zagrożenia.
Pomysł na Mam Kanara interpretować można różnie. Niektórzy powtórzą za twórcami, że w aplikacji chodzi przede wszystkim o to, by bilety kasować. W końcu jeśli wiadomo, że kanar jest w tramwaju lub autobusie, to lepiej jechać legalnie.
Problem w tym, że takie tłumaczenie nie ma sensu
Obowiązkiem pasażera jest kasować bilet. Koniec, kropka. Nieważne, czy kanar jest w pobliżu czy go nie ma. Jeżeli korzystamy z transportu, płacimy za bilet.
Nie oszukujmy się: sam fakt, że ktokolwiek zainstalował taką aplikację, może sugerować, że chciał jechać bez biletu. Oburzycie się? Powiecie, że przesadzam? W takim razie czy kogoś, kto np. ma bilet miesięczny albo codziennie kupuje jednorazowy, interesuje, że w pojeździe jest kontroler? Nie licząc fanatyków kanarów, nikogo to nie obchodzi. Bo i dlaczego miałoby, skoro mają czyste sumienie?
Legalne, ale niewłaściwe
Twórcy i użytkownicy mogą się tłumaczyć, że aplikacja nie zachęca do oszustwa i jest to oczywiście racja. Nikt nie mówi: „Nie kupuj biletów, jedź na gapę, my ostrzeżemy cię przed niebezpieczeństwem”. Nie zmienia to jednak faktu, że Mam Kanara daje przyzwolenie na niekupowanie biletów.
A to, że ktoś dzięki niej kupi bilet, wcale go nie usprawiedliwia. Równie dobrze moglibyśmy powiedzieć – o czym wspomniał jeden z komentujących – że aplikacja Mam Dzielnicowego spowoduje, że ojciec przestanie znęcać się nad dzieckiem. W końcu będzie wiedział, że patrol jest w pobliżu, więc da spokój. Cieszymy się, prawda?
Nie usprawiedliwiajmy aplikacji tym, że „służy tylko do dzielenia się informacją o pewnym stanie faktycznym” (di.com.pl) albo że MPK głupio się tłumaczy i przedsiębiorstwu zależy na tym, by zarabiać pieniądze na tych, którzy jeżdżą na gapę (AntyWeb). To nie ma żadnego znaczenia!
Mam Kanara daje szansę oszustom i ci ją wykorzystują – nie odwrotnie. Łatwo się domyślić, że właściwie z aplikacji skorzysta garstka, reszta będzie chciała uniknąć kanara i oszczędzić na bilecie.
Hipokryzja?
Naprawdę dziwię się, że internauci dają zielone światło tego typu praktykom. To zwykłe oszustwo. O ile w przypadku piractwa większość jest zgodna, że to niewłaściwe i wszelkie chwalenie ściągania piętnuje, tak w podobnej sytuacji nagle mamy do czynienia ze zmianą poglądów. Zamiast krytyki – tłumaczenie.
A chodzi przecież o to samo: ktoś nie dostaje pieniędzy za wykonywaną usługę.. Niestety, nie tędy droga. Owszem, Internet może pomagać i ułatwiać nam życie, ale nie popierając oszustwo. Tymczasem to kolejna akcja, dzięki której możemy uniknąć kontrolera biletów. Nie tak dawno na Facebooku powstał profil „Kanary Wrocław MPK”, na który użytkownicy wrzucali zdjęcia kanarów. Dorzucając do tego obraźliwe wpisy.
Oczywiste jest, że to nie to samo – w przypadku facebookowego profilu mieliśmy do czynienia z łamaniem prawa, Mam Kanara jest co najwyżej nieetyczne, ale jednak legalne. Nie da się jednak ukryć, że wspólny mianownik jest: „Jak być cwaniakiem i nie dać się złapać”.
Naprawdę chcecie do czegoś takiego przykładać rękę?