Marny koniec Blipa to dla Polaków nauczka. Przestańmy klonować, zróbmy coś własnego

Kryzys NK.pl, po tym jak Polacy zaczęli korzystać z Facebooka, i kiepski koniec Blipa, który miał być polskim Twitterem, to zaledwie dwa z wielu dowodów na to, że robienie klonów zagranicznych serwisów przestaje mieć sens. Czy Polacy wreszcie zaczną uczyć się na błędach?

Fot. Blip
Fot. Blip
Marta Wawrzyn

Kryzys NK.pl, po tym jak Polacy zaczęli korzystać z Facebooka, i kiepski koniec Blipa, który miał być polskim Twitterem, to zaledwie dwa z wielu dowodów na to, że robienie klonów zagranicznych serwisów przestaje mieć sens. Czy Polacy wreszcie zaczną uczyć się na błędach?

Klonowanie to w polskim Internecie popularna zabawa w zasadzie od początku jego historii. Kiedy powstawały pierwsze polskie portale, klony zagranicznych, nikomu to oczywiście nie przeszkadzało. To wszystko było dla nas nowe. Kilkanaście później sytuacja już jest zupełnie inna: korzystamy z zagranicznych serwisów, często zanim jeszcze stają się one polskojęzyczne.

Koniec Blipa, czyli "a kogo to obchodzi?"

Blip wczoraj poinformował, że 31 sierpnia się zamyka. Już nie można zakładać nowych kont, wciąż można "informować przyjaciół", to znaczy prowadzić dalej swój mikroblog. Można też pomyśleć o emigracji. Logiczną rzeczą byłaby ucieczka na Twittera, ale właściciele Blipa proponują co innego: mikroblogi na Wykopie. Da się tam bardzo łatwo przenieść wszystkie swoje dotychczasowe wpisy.

Ta propozycja, zamiast wszystkich uszczęśliwić, wywołała małą burzę na Wykopie, którego użytkownicy nie chcą, żeby przyszli do nich blipowicze. Z kolei na Blipie uważają użytkowników Wykopu za gimbusów. Polscy użytkownicy Twittera boją się, że z Blipa przyjdzie Lech Wałęsa i inni celebryci, i w związku z tym nasz twitterowy kącik już nie będzie taki sam. Słowem, same problemy. Dość kuriozalne problemy, zważywszy że na Blipie aktywna pozostała już tylko garstka osób, która zapewne rozpierzchnie się po Internecie i nikomu wadzić nie będzie.

Polska sztuka kopiowania

To, jak skończy Blip, można było przewidzieć. Ja sama kiedyś założyłam na nim konto, tylko po to, by nigdy się tam nie logować. Na Blipa idą automatycznie moje wpisy z Twittera i, szczerze mówiąc, nigdy nie zainteresowałam się tym, czy ktoś na nie zwraca uwagę. Po prostu o Blipie zapomniałam.

Twitter wydaje mi się dużo atrakcyjniejszy, bo korzystają z niego wszyscy. Mogę tam pogadać z koleżanką z drugiego końca świata albo z rzecznikiem polskiego rządu, mogę sprawdzić, co dzieje się u amerykańskich gwiazd serialowych (co jest ważne, kiedy prowadzi się serwis o serialach), mogę dowiedzieć się, jaką opinię na temat nowego gadżetu mają blogerzy z najważniejszych zagranicznych serwisów.

Fot. Flickr/wiredforlego/Lic. CC by-sa
Fot. Flickr/wiredforlego/Lic. CC by-sa

Na Blipie nie ma i nigdy nie było niczego wartego zainteresowania. Dziwię się, że jego twórcy tak długo tego nie rozumieli i ciągnęli projekt wbrew zdrowemu rozsądkowi. Było oczywiste, że Polacy wybiorą lepszy produkt, gdy tylko dowiedzą się o jego istnieniu. Nie tylko dlatego, że jest oryginalny. Przede wszystkim dlatego, że rozwija się, dodaje nowe funkcje, widać, że ma pieniądze i że nie zniknie nagle z Sieci.

Polskich biznesmenów internetowych wytrwale kopiujących to, co jest popularne za granicą, stać zwykle tylko na to, żeby przedstawić użytkownikom pierwszą wersję serwisu. Potem przez długie miesiące albo i lata serwis się nie zmienia, a tymczasem jego zagraniczny odpowiednik pojawia się w Polsce. Na początku korzystają z niego nieliczni, ale z czasem przesiadają się niemal wszyscy. Tak było choćby z Facebookiem, który musiał wygrać z Naszą Klasą.

Czas zacząć tworzyć, a nie tłumaczyć start-upy

Zamiast tworzyć, robimy "polskie wersje". Zamiast wymyślać, tłumaczymy na polski. Taki sposób robienia start-upów może i miał sens, ale pod koniec lat 90., kiedy to polscy internauci z pewną nieśmiałością poruszali się po Internecie, pozostając często przy tym, co rodzime. Teraz to, że coś jest po polsku, nie ma dla wielu internautów żadnego znaczenia. Większość z nas zna angielski przynajmniej na tyle dobrze, by być w stanie korzystać z serwisu społecznościowego w tym języku.

Marny koniec Blipa to znak, że epoka, w której tłumaczenia miały szansę powalczyć na lokalnym rynku z oryginałami, powinna już się skończyć. Oczywiście, są też przykłady, które dowodzą, że jest dokładnie na odwrót, niż mówię – ot, choćby Wykop, który radzi sobie dużo lepiej niż Digg. I oczywiście Kwejk, i Demotywatory, i mnóstwo innych serwisów ze śmiesznymi obrazkami.

Ale nie zmienia to faktu, że z większą radością powitałabym oryginalny polski start-up, który mógłby rywalizować na rynku międzynarodowym z najlepszymi, niż klona... Hm, co tam jeszcze zostało do skopiowania? Snapchat?

Źródło artykułu:WP Gadżetomania

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)
© Gadżetomania
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.