Miasto, masa, maszyna [Pamięć absolutna]
Na pytanie "po co kręcić" remake filmu sprzed 22 lat można odpowiedzieć kilobajtami frazesów o nieoryginalnym Hollywood i kulturze sequelu, ale to nudne.
Na pytanie "po co kręcić" remake filmu sprzed 22 lat można odpowiedzieć kilobajtami frazesów o nieoryginalnym Hollywood i kulturze sequelu, ale to nudne.
Więc odpowiem - a dlaczego nie?
Nie jest to film wybitny, ale bawiłem się bardzo dobrze. Jako fan oryginalnego "Total Recall" z przyjemnością odnalazłem kilka odniesień do genialnego filmu Verhoevena (i kiwnięcie w stronę "Robocopa"); jako fan fantastycznego kina akcji dostałem dużo fantastycznej akcji (reżyser nowego TR do tej pory kręcił m.in. kinowy serial "Underworld", który mnie nudził, bo był o wampirach; gra tam również Kate Beckinsale), jako fan sci-fi...
No właśnie.
Ja wiem, że można się czepiać założeń, że fizyka nie tak działa, że wyjście z sytuacji (po wojnie cała Ziemia poza częścią UK/Europy i Australią nie nadaje się do zamieszkania) można by znaleźć sprytniejsze, ale jakie to wszystko było ładne i fajne! Dawno nie widziałem tak pięknego, cyberpunkowego miasta; zwłaszcza po fali filmów utrzymanych w estetyce postcyberpunkowej ("Zapłata", "Gamer", "Surogaci", "Ja, robot"), czyli - to co dziś plus wypasione iPady. Tutaj są bladerunnerowe tygle kultur, przepiękna mieszanina z obowiązkowym neonowym deszczem. Miasto, masa, maszyna.
I latające magnetyczne policyjne samochody. I śliczne androidy, przywodzące nieco na myśl short "Tetra Vaal" autora "Dystryktu 9".
Więc po co kręcić taki film? Żeby zobaczyć, jak TR wygląda w postbournowskim świecie w ciuszkach Blade Runnera. I żeby pograć sobie w strzelankę na iPada:
I żeby się zadumać: przeniesienie akcji z Marsa na Ziemię odbieram nie tylko jako chęć zrobienia wszystkiego inaczej. Odbieram to jako wyraz śmierci snu o kosmosie. Prędzej zrobimy sobie windę przez środek Ziemi niż skolonizujemy Marsa.
Michał Radomił Wiśniewski
Tekst oryginalnie pojawił się na blogu Pattern Recognition.
Źródło: Pattern Recognition