Miernik UV - czy uchroni przed rakiem?
Martin Allen, inżynier z Canterbury University wynalazł miernik ilości promieniowania UV, który jest nie większy niż moneta. Można go będzie zatem nosić nawet jako breloczek przy kieszonce letnich szortów lub na ręku - jak zegarek.
12.04.2010 15:00
Co ciekawe: z założenia ma być to gadżet nie dla plażowiczów.
A więc dla kogo?
Martin Allen, inżynier z Canterbury University wynalazł miernik ilości promieniowania UV, który jest nie większy niż moneta. Można go będzie zatem nosić nawet jako breloczek przy kieszonce letnich szortów lub na ręku - jak zegarek.
Co ciekawe: z założenia ma być to gadżet nie dla plażowiczów.
A więc dla kogo?
Głównie dla dzieci i młodzieży. Twórca miernika chce bowiem, by owo niewielkie urządzenie wspomagało edukację młodych ludzi na temat tego, jak groźne może być promieniowanie słoneczne, i jaka jego ilość jest bezpieczna dla zdrowia. Dlatego też miernik UV rozprowadzany ma być głównie w szkołach. Na początek: w Nowej Zelandii. Dlaczego akurat tam? Ponieważ rak skóry spowodowany nadmiernym działaniem promieni słonecznych stanowi poważny problem w tym kraju.
Z czasem miernik ma trafić do placówek edukacyjnych Europy, Stanów Zjednoczonych i Australii.
Wraz z rozprowadzaniem miernika upowszechniana ma być wiedza na temat:
- tego, że niebezpieczne uszkodzenie skóry przez słońce możne pojawić się już po 10 - 15 minutowej ekspozycji;
- ochronnej roli odzieży oraz chmur, dzięki którym do skóry dociera znacznie mniej szkodliwego promieniowania ultrafioletowego;
- bezpiecznego dawkowania kąpieli słonecznych.
Z racji tego, że miernik UV nie ma być gadżetem "cerberem" (który swoimi wskazaniami psuje przyjemność z wystawiania się na miłe większości słoneczne promienie), by młodzi ludzie nie zniechęcili się na starcie do programu, dowiedzą się też o tym, co wspólnego ma witamina D ze słońcem, naszą skórą oraz z układem kostnym, i że promieniowanie słoneczne wykorzystuje się do leczenia chorób skórnych, depresji, układu ruchu a nawet łuszczycy.
Pogratulować pomysłu edukacyjnego - nie do podważenia jest przecież fakt, że lepiej zapobiegać niż leczyć, a profilaktyka to najtańsza metoda zachowania zdrowia. Niezrozumiałe jest jednak dla mnie, dlaczego gadżet nie trafi do sprzedaży masowej. Przecież osoby, które wiek szkolny mają dawno za sobą, a chcące świadomie korzystać z uroków słońca, z chęcią zaopatrzyłyby się w urządzenie, które ułatwi im kontrolowanie kwestii bezpiecznego korzystania z kąpieli słonecznych.
Przydałby się taki program i w naszym kraju, gdzie wciąż pokutuje pogląd, że powrót z wakacji bez czekoladki na skórze dyskredytuje urlop.
Źródło: Stuff