Netflix powinien być "wygranym" koronawirusa, a traci. Jest powód, dlaczego tak się dzieje
Mecze bez udziału publiczności, odwoływane branżowe imprezy, utrudniony transport, mniejsza frekwencja w kinach. Skutki koronawirusa na świecie już są dla nas odczuwalne. Tylko na pierwszy rzut oka Netflix może na tej sytuacji zyskać.
06.03.2020 | aktual.: 09.03.2022 08:36
Koronawirus to zagrożenie nie tylko dla ludzi, ale i gospodarki. Już wstrzymywane są dostawy, odwoływane wydarzenia, przesuwane filmowe premiery. Kiedy jednak większość traci, zawsze znajdą się nieliczni, którzy w tym czasie zyskują. W przypadku koronawirusa teoretycznie łatwo wskazać wygranych - to internetowe serwisy VOD, z Netfliksem na czele.
Logiczne. Gdy ludzie nie mogą lub nie chcą wyjść do pubów, kina czy na mecze zostają w domu. Czytają książki, grają w gry albo oglądają filmy i seriale na internetowych platformach.
Kwietniowe czy majowe premiery na Netfliksie mogą cieszyć się szczególnym zainteresowaniem, biorąc pod uwagę fakt, że już wiadomo, że nowego Bonda w kinach zobaczymy później. Niewykluczone, że wraz z kolejnymi wykrytymi przypadkami koronawirusa kolejne filmowe premiery będą się wykruszać.
To nie wróżenie z fusów. Kiedy koronawirus szalał w Chinach i mieszkańcom zalecano pozostawanie w domach, na serwerach gier online bito rekordy aktywności, a streamerzy mogli liczyć na dodatkowe wyświetlenia.
Być może Netflix odnotuje nagły przypływ użytkowników lub zwiększony czas spędzany w serwisie. Na razie jednak giełda widzi sytuację inaczej i akcje Netfliksa spadają.
Netflix traci, bo tracą wszyscy - tak można skomentować kiepskie wyniki. Ale chociaż gigant VOD może liczyć na zwiększone zainteresowanie, to producenci także są zagrożeni konsekwencjami wirusa.
Już opóźnione są prace nad filmem "Red Notice". Zdjęcia miały być kręcone we Włoszech, ale w związku z epidemią ekipa musiała zrezygnować z tego pomysłu. Znalezienie zastępczej lokalizacji jest coraz trudniejszym zadaniem, skoro koronawirus wykrywany jest w kolejnych państwach.
Pamiętajmy, że np. drugi sezon "Wiedźmina" jest kręcony w Wielkiej Brytanii (obecnie w Wielkiej Brytanii zakażonych groźnym koronawirusem jest 90 osób), ale ekipa planuje też zdjęcia w Polsce czy Czechach, gdzie również wykryto zachorowania.
Na razie jest za wcześnie, aby wyrokować, czy koronawirus przeszkodzi w produkcji "Wiedźmina" lub innych filmów oraz seriali. Możemy się jednak domyślać, że podróże czy przebywanie w krajach, gdzie choroba występuje, to olbrzymie zagrożenie dla całej branży filmowej. I Netflix również może odczuć skutki epidemii. Stąd reakcje giełdy.
Baza filmów i seriali na Netfliksie jest na tyle duża, że nie ma mowy o tym, że nie będzie czego oglądać. Ale opóźnienia ważnych premier to duży cios dla takiego giganta jak Netflix. I choć mogłoby się wydawać, że serwis zyska na strachu przed wychodzeniem z domu, to sytuacja wcale taka optymistyczna nie jest.