Nie mam telewizora, jestem wykluczony! Udowodnił to Twitter
„Nie oglądam telewizji” - kiedyś na takie wyznania mogli sobie pozwolić tylko technologiczni hipsterzy. Dziś to norma, bo niby wszystko jest w sieci. Niby...
04.04.2014 | aktual.: 10.03.2022 11:25
Nie tak dawno Marta Wawrzyn pisała o fotce, którą zrobiono podczas oscarowej gali. Selfie z aktorami podbiło świat, stając się hitem Internetu. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby nie telewizja. To dowód na to, że jest ona potężniejsza niż social media.
A przecież wydawać by się mogło, że jest na odwrót. Że to Internet kreuje mody, że telewizja od dawna jest spóźniona i kopiuje to, co jest w sieci. Wystarczy rzucić okiem na pierwsze lepsze informacje – coś, czym żyje Internet, do telewizji trafia z trzydniowym opóźnieniem.
Marta pisała: „Telewizja żyje, ma się świetnie i jeśli powie internautom, jaki przycisk mają nacisnąć, to w tej samej chwili masowo rzucą się to uczynić”. I coraz częściej przekonuję się o tym na własnej skórze, wchodząc na Twittera.
Mecz na Twitterze to nie mecz
Wtorkowy wieczór, godzina 20:45. Na moim kanale na Twitterze temat jest jeden: Liga Mistrzów. Każda akcja komentowana, statystyki na bieżąco wrzucane, jedno wielkie telewizyjne studio pełne piłkarskich ekspertów. Tak wygląda mój Twitter, który jednak jest tylko dodatkiem do telewizji (której od jakiegoś czasu nie mam). On uzupełnia mecz, ale na pewno go nie zastępuje.
Tak samo jest z polityką. Wystąpienie premiera od razu maglowane jest na Twitterze. Dyskusja dwóch polityków w programie? Szybko wyciągane wnioski, pierwsze oceny, komentarze – tym Twitter jest zalewany. To jednak wszystko po fakcie, bo najważniejsze pojawiło się w telewizji. W programie, którego jeszcze w sieci nie ma.
Zabawne, bo potężne media społecznościowe, na co dzień świadczące o sile Internetu (to przecież Twitter czy Facebook promują śmieszne filmiki czy popularne obrazki - „Lubię to!”, „retweet” i wszystko idzie w świat), pokazały mi, że bez telewizji jestem wykluczony nawet w świecie Internetu. Wszystko, co najważniejsze, dzieje się nie w sieci, ale w TV.
Nie masz TV, nie dyskutujesz
Oczywiście o wszystkim i tak się dowiaduję, ale z opóźnieniem. Nie jestem na bieżąco. Nie mogę śledzić wydarzeń na żywo, więc jestem wykluczony z niektórych dyskusji, które mogłyby mnie interesować. Polityka i sport - odpadam.
Jeszcze kiedyś, gdy w miarę regularnie oglądałem programy informacyjne, wiedziałem, kto do czego nawiązuje, z czego się śmieje. Od razu, bez czekania, aż ktoś to wyjaśni albo wrzuci filmik do Internetu. Dziś często patrzę na Twittera i mam ochotę zadać pytanie: „No dobrze, ale o co chodzi? Wtajemniczcie mnie!”. Spodziewałbym się jednej prostej odpowiedzi: „Włącz telewizor”.
To w telewizji są programy sportowe, magazyny ligowe czy polityczni eksperci dyskutujący w studio. To ich wystąpienia się później komentuje.
I gdy słyszę, że telewizja umrze albo Internet prędzej czy później ją wchłonie, to mam coraz większe wątpliwości. Obie strony potrzebują siebie nawzajem i śmierć słabszego wbrew pozorom nie jest silniejszemu potrzebna. Internet żyje telewizją, a telewizja Internetem. Tej zależności chcemy także i my.
No bo o czym pisalibyśmy na Twitterze? A o czym dyskutowano by w telewizji, gdyby politycy nie byli aktywni także w sieci?