niezła recenzja: Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki

Z Indiana Jonesem jest trochę tak, jak z czekoladowym batonikiem. Wszyscy wiedzą, że to nie jest obiad w pięciogwiazdkowej restauracji, wszyscy zdają sobie sprawę, że to tylko słodka przekąska i wszystkim to oczywiście wisi. Batoniki po prostu dobrze smakują! Ich kolejną, cudowną cechą jest jeszcze to, że mają w sobie tyle konserwantów, że można jest ze spokojem jeść nawet po 19 latach.

Maciej Kuś

Z Indiana Jonesem jest trochę tak, jak z czekoladowym batonikiem. Wszyscy wiedzą, że to nie jest obiad w pięciogwiazdkowej restauracji, wszyscy zdają sobie sprawę, że to tylko słodka przekąska i wszystkim to oczywiście wisi. Batoniki po prostu dobrze smakują! Ich kolejną, cudowną cechą jest jeszcze to, że mają w sobie tyle konserwantów, że można jest ze spokojem jeść nawet po 19 latach.

[swf]http://patrz.pl/player.partner.24.swf?id=339613&r=5&o=339613&w=24&color1=000000&color2=ffffff&color3=990000,425,349,8,ffffff[/swf]

Powrót najsłynniejszego archeologa świata wywołał taką burzę w mediach, że gdzie się nie obejrzymy, tam kapelusze, rewolwery, pejcze i skórzane kurtki. Gazety piszą o pierwowzorach Indiany, telewizja zabija się o nowe zwiastuny, w internecie huczy od pierwszych opinii, a w kinach fani klaszczą na widok rozwalonej skrzyni, z której wystaje kawałek Arki Przymierza znanej z pierwszej części serii. Epidemia!

Siedząc na sali kinowej ma się wrażenie, że pierwszymi nosicielami wirusa Indiany są George Lucas i Steven Spielberg. Ich wspólne dziecko powraca w wielkiej chwale po blisko 20 latach. Fajnie. Tylko gdy reżyser/producent za bardzo kocha swoje dzieło, to zaczyna się robić maślanie. W Królestwie Kryształowej Czaszki dużo jest odwołań do poprzednich filmów i seriali. Może nawet za dużo. Zamiast tych wszystkich mrugnięć okiem twórcy mogli skupić się na scenariuszu. Podobno czwarty Indiana Jones powstał tak późno bo George Lucas nie miał dostatecznie dobrego materiału. Brzmi cudownie tylko, że Czaszka to żaden znowu majstersztyk.

Fabuła filmu jest prosta jak budowa pejcza. Nie żeby poprzednie części były jakoś wielce inteligentne. Tam jednak czuło się ducha poszukiwaczy artefaktów, były chwile oddechu przy błyskotliwych dialogach itd. W czwartej odsłonie też to jest, ale w zaniku w stosunku do akcji. Wszędzie te wredne efekty, ciągle coś wybucha (włącznie z bombą atomową i kilkoma hektarami dżungli), a na domiar złego Indiana zmienia się z Poszukiwacza Zaginionej Arkii w łowcę kosmitów. Dobrze chociaż, że komuniści którzy zastąpili Nazistów spisują się na medal. Ich poetyczna wredota rekompensuje trochę banał i tandetę jaką pod koniec filmu zaserwował nam pan Lucas.

To oczywiście słowa krytyczne, które nie mają najmniejszego znaczenia. Wiadomo przecież, że na nowego Jonesa trzeba iść do kina chociażby po to by zobaczyć jak 66 letni Harrison Ford kopie tyłki komunistom. W każdej prawie scenie chłopacy ze wschodu celują w Indianę z co najmniej 10 karabinów, ale oczywiście jemu starczają zadziorny uśmieszek, szorstkie maniery i jeden rewolwer. No i bardzo dobrze. Taka jest właśnie rola batonika. Ma być smaczny, słodki jak diabli i przypominający dzieciństwo.

A, że czasem bywa ciężkostrawny? Kto by się tym przejmował!

autor: Szymon Adamus z bloga Gadżetomania.pl

Źródło artykułu:WP Gadżetomania

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)