Non omnis moriar... w Internecie. I jest to trochę przerażające
17.03.2014 07:00, aktual.: 10.03.2022 11:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Sentencja Horacego szczególnie pasuje do tego, co dzieje się z nami w Internecie po naszej śmierci. Nie trzeba być artystą, by żyć wiecznie. Wystarczy choć raz się zalogować.
Owszem, nie jest to nic nowego. W końcu nawet nieartyści żyją wiecznie – zostają po nas wspomnienia, jesteśmy obecni na zdjęciach, filmach, a przede wszystkim w pamięci tych, którzy nas znali. Na zmarłego mogliśmy natknąć się przez przypadek, na przykład trafiając w notesie na jego numer telefonu albo słuchając w radiu jego ulubionej piosenki.
Już dawno pisał o tym Słonimski. Wzruszająco śpiewała o tym Nosowska:
Pustki feat. Nosowska - Notes
Internet powoduje, że takich przypadkowych spotkań ze zmarłym jest niespotykanie wiele. Wystarczy, że mieliśmy kogoś takiego w znajomych na Facebooku. Nie da się ukryć, że to nietypowe przeżycie, kiedy w znajomych widzimy osobę, która już nie żyje.
Wcześniej mieliśmy numer w telefonie, dziś widzimy awatar na facebookowym czacie
Wprawdzie jest niedostępny, ale... jest. Facebook, a więc i Internet, tak naprawdę nie pozwala rozstać się na dobre.
W końcu nie tylko czekamy na to, aż zapali się zielona lampka, sygnalizująca, że ktoś jest obecny. Widzimy, że zmarły lubił dany zespół. Facebook pozwoli zaprosić go na koncert. Last.fm nawet nam to sugeruje, wyświetlając znajomych, którzy mają podobny gust i którzy mogliby na dane wydarzenie się wybrać.
Niektórzy wprawdzie wolą tego uniknąć, automatycznie kasując zmarłego ze znajomych. Sam spotkałem się z sytuacją, kiedy liczba znajomych po śmierci znacząco się zmieniła – dziś zostało kilku nielicznych, którzy albo o całej sytuacji nie wiedzą, albo wykorzystują Internet, by zawsze o tej osobie pamiętać.
Poza tym to dziwne, prawda? Skąd mamy wiedzieć, że ktoś umarł? Może dawno się nie logował? Może postanowił rozstać się z Facebookiem? Albo wyjechał? Internet daje złudzenie, że nic takiego się nie stało.
KULT - Komu bije dzwon [OFFICIAL VIDEO]
Każdy z nas ma znajomych na Facebooku, z którymi nie pisze, nie utrzymuje kontaktu. Są, bo wypada ich mieć, skoro kiedyś ich zaprosiliśmy. Nie wiemy, co u nich, nie śledzimy ich aktywności. Nie mamy pojęcia, że... nie żyją. Nigdy się nad tym nie zastanawialiście, prawda?
Wprawdzie rodzina może poprosić o wyłączenie konta albo wystawienie specjalnej tabliczki, ale czy wiele osób pamięta o takiej możliwości? Chyba w takich tragicznych, smutnych momentach nikt się nad tym nie zastanawia.
Życie wieczne w sieci
Tym bardziej że nie da się ukryć, że Internet pozwala nam kontakt ze zmarłym... utrzymywać. W nietypowy sposób.
Z okazji dziesięciolecia Facebooka użytkownicy wykorzystywali specjalną aplikację, która podsumowywała aktywność konta. Pokazywała, jakie zdjęcia wstawiliśmy, co podobało się nam najbardziej.
Rodzice zmarłego syna postanowili wykorzystać tę okazję, by ponownie go zobaczyć. Na początku Facebook nie chciał dać dostępu do konta zmarłego, ale ostatecznie pozwolił na wyświetlenie podsumowania. Nietrudno sobie wyobrazić, jak zareagowali rodzice.
My appeal to Facebook
Możemy się domyślać, że to początek tego typu inicjatyw, które pomogą żyć wiecznie. Niedawno Łukasz Michalik pisał o Eterni.me, które ma gromadzić wszelkie dostępne online ślady naszej życiowej aktywności: zdjęcia, wypowiedzi na czatach, maile czy statusy z serwisów społecznościowych.
Po co? Żebyśmy po śmierci mogli rozmawiać z wirtualnym odpowiednikiem zmarłego. To prawdziwa nieśmiertelność, choć nie da się ukryć, że jeszcze bardziej przerażająca niż obecność na facebookowym czacie.
(*)
Życie po śmierci w Internecie może też być bardziej... klasyczne. Po wpisaniu w Google'u frazy „wirtualny cmentarz”, pojawiło się kilka serwisów, za pomocą których można stworzyć cyfrowy grób. Opis na wirtualnycmentarz.pl brzmi tak:
„Nasz Cmentarz daje możliwość wizualizacji pamięć w formie grobów i epitafiów, jak i możliwość zapalenia świeczki, czy złożenia kwiatów, co jest dowodem pamięci o bliskich, którzy umarli. Możemy pochować naszych bliskich w Wirtualnym Cmentarzu, tak jak w świecie realnym w grobie pojedynczym, podwójnym, rodzinnym, katakumbach. Możemy stworzyć Wirtualny Cmentarz, gdzie znajdą się wszyscy nasi bliscy, rodzina i przyjaciele w jednym miejscu bez względu na to gdzie i kiedy żyli oraz gdzie i kiedy zmarli”.
Co najważniejsze, to od nas zależy, jak taki grób będzie wyglądał. Nie musi być tradycyjny. Nic nie stoi na przeszkodzie, by stworzyć efektowną animację, grafikę lub piosenkę. Jest nawet cmentarz dla zwierząt.
Rzecz jasna, nic za darmo. Miejsce na wirtualnym cmentarzu kosztuje 20 zł, grób VIP („zaprojektowany na specjalne życzenie”) 300 zł, a kwiaty na grobie, które będą zawsze widoczne, 50 zł.
Wizyta na takim wirtualnym cmentarzu jest naprawdę... ciekawa. Możemy wybrać, czy chcemy spacerować za dnia czy może nocą, w deszczu czy przy bezchmurnym niebie. Całość przypomina... prostą grę, w której zwiedza się kolejne miejsca. Niestety, klimatu w tym nie ma.
Na szczęście Internet pozwala też radośnie spojrzeć na te jakże przykre wydarzenia. W sieci popularne są zdjęcia z facebookowych profili, gdy ktoś zaprasza na własny... pogrzeb. I choć to wszystko wydaje się absurdalne (ale możliwe – rodzina i znajomi mogą mieć dostęp do konta), to może być sympatycznym uczczeniem kogoś, kto życie traktował w myśl tej piosenki...