Pebble Time z milionami na Kickstarterze. Sukces ze znakami zapytania
Pebble Time już odniosło sukces na portalu Kickstarter, mimo że zbiórka pieniędzy tak naprawdę dopiero ruszyła. Pebble Time to dowód na siłę marki, popularność smart-watchy, potęgę Kickstartera? Na wszystkie te pytania odpowiedź brzmi: i tak, i nie.
Pebble Time na Kickstarterze
Pebble Time jest dokładnie taki, jaki powinien być następca. Lepszy, mniejszy, cieńszy, z niezwykle wytrzymałą baterią: czas pracy Pebble Time to 7 dni! Apple Watch ze swoim jednym dniem normalnego użytkowania płonie ze wstydu.
Jeśli chodzi o wykonanie to jego ramka zostanie zrobione ze stali nierdzewnej. Sam zegarek jest także odporny na wodę, trwały i kompatybilny z ponad 6500 tysiącem aplikacji oraz motywów. Zostanie on wyposażony mikrofon, dzięki czemu rozmawianie przez niego nie będzie problemem. Warto dodać, że urządzenia z systemem iOS 8, Android 4.0 lub oczywiście ich wyższymi wersjami będą z nim kompatybilne
A wszystko to za 199 dolarów w normalnej, sklepowej cenie. Choć jeśli miałbym się czepiać, to Pebble Time mógłby mieć lepszy wygląd. Dużo, dużo lepszy wygląd. Teraz jest bardzo słabo, a przecież dzisiaj inteligentne zegarki przestały wyglądać źle.
Na pierwszy rzut oka sukces Pebble Time więc nie dziwi. Na pierwszy rzut oka także imponuje, bo zebrać ponad 8 milionów dolarów w jeden dzień to wielka sztuka. A na pewno będzie lepiej, bo wpłaty spływają, a zbiórka kończy się dopiero za 30 dni.
Jednak jak zwykle w przypadku kickstarterowych hitów warto patrzeć nie na wpłaty (które cieszyć mogą wyłącznie twórców), a na liczbę wpłacających. Bo przede wszystkim to świadczy o sukcesie i popularności danego pomysłu.
W przypadku Pebble Time jak na razie mamy niecałe 40 tysięcy chętnych. Zgoda, jak na sprzęt kupiony w ciemno, przed premierą, to wciąż sporo. Ale jeśli spojrzelibyśmy nieco szerzej - na wielkich firmach wrażenia to nie zrobi.
Podobnie było zresztą przy Jolla Tablet. Z jednej strony miliony na koncie, z drugiej - wciąż niezbyt przekonująca liczba odbiorców. Więcej w tym szumu, niż realnych klientów.
Patrząc na wynik Pebble Time pierwsza myśl jaka przychodzi do głowy, to to, że inteligentne zegarki mogą być popularne i że to żyła złota. Moim zdaniem jednak wciąż za wcześnie na takie wnioski.
Dla porównania - “inteligentna lodówka” na Kickstarterze przyciągnęła ponad 62 tysiące wpłacających! A czy ktoś powiedziałby, że takich lodówek wszyscy potrzebujemy? I że nagle kolejne modele także będą sprzedażowym sukcesem?
Sukces Pebble Time to faktycznie dowód na to, że na Kickstarterze można dotrzeć do specyficznej, ale jak widać, chętnie rozdającej pieniądze grupy odbiorców: geeków, o czym pisał Przemek Pająk na Spider’s Web.
Nie jest to jednak potwierdzenie siły inteligentnych zegarków. Jeszcze nie.
Owszem, liczby innych firm nie rzucają na kolana, ale w takim razie Pebble Time jest jednookim królem wśród ślepców, a nie liderem na mocnym, trudnym rynku. Na razie - warto to podkreślić, bo pewnie niebawem smart-watche będą przynosiły gigantom miliony.
Kickstarter dla niezależnych
Warto spojrzeć na Pebble Time z jeszcze innej strony. To prawda - Kickstarter pozwala finansować projekty od niezależnych firm dla wymagających, trochę alternatywnych odbiorców.
Tylko czy ta technologiczna alternatywa różni się czymś od mainstreamu? Czy przy Pebble Time nie mamy dokładnie takiego samego szału jak na produkty Apple? Nie przeczę, że zegarek nie ma ciekawych funkcji, ale zastanawiam się, czy bardziej od funkcji nie przyciąga… nazwa. I wcześniejszy sukces.
Nie oszukujmy się - Pebble to już nie marka znikąd. To wyrobiona marka. Chcesz być gadżeciarzem - hipsterem, to kupujesz Pebble. I nie ma w tym nic złego, dobre firmy zasłużyły na to, żeby kupować ich produkty w ciemno.
Ale w takim razie standardowy klient zawsze jest taki sam: nieważne, czy kupuje na Kickstarterze, czy stoi w kolejce pod salonem Apple. Idzie za marką, idzie za tłumem.