Philips PicoPix 4935 - test i recenzja

Philips PicoPix 4935 - test i recenzja
Łukasz Skałba

15.09.2016 16:08, aktual.: 10.03.2022 09:22

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Mają gorszą jasność, niższą rozdzielczość i marne osiągi. Charakterystyczną ich cechą jest jednak coś innego - niebywała mobilność. Pikoprojektory pojawiły się na naszym rynku już jakiś czas temu, jednak dopiero teraz producenci zaczynają pokazywać modele godne uwagi. Niewątpliwie, tegoroczny flagowiec Philipsa jest jednym z nich.

Tak się składa, że to już trzeci projektor Philipsa, który przyszło mi testować. Jednym z nich było urządzenie ultra krótkiego rzutu - Screeneo, które bardzo mi się spodobało. Dla naszej dzisiejszej recenzji ważniejsze jest jednak to, że testowałem również ubiegłoroczny pikoprojektor - Philips PicoPix 3614. Jego recenzję możecie przeczytać na łamach Komórkomanii.

Z nowego PicoPixa korzystałem przez ponad miesiąc. Obejrzałem na nim Letnie Igrzyska Olimpijskie, sezon serialu Breaking Bad oraz mnóstwo filmów. Używałem go także do przeglądania YouTube’a.

Budowa, złącza i oprogramowanie

Wymiary projektorka to 115 × 115 × 32 mm, a jego waga - 342 gramy. Ma on wbudowany akumulator (o czym w dalszej części recenzji), mnóstwo złączy oraz gładzik. Ten ostatni służy do nawigowania po interfejsie opartym na systemie Android 4.4 KitKat. Tak - system nie jest najświeższy, ale nie to jest najważniejsze w tego typu urządzeniach.

Jako, że jest to urządzenie “smart”, możemy na nim zainstalować praktycznie każdą aplikację dostępną w Google Play. Uruchomimy ją wybierając w menu projektora opcję “APPs”. Można się jednak równie dobrze bawić nigdy tam nie zaglądając.

Obraz

Mamy wbudowaną przeglądarkę internetową, której od biedy możemy używać nawet bez podłączania myszki i klawiatury. W razie potrzeby - istnieje taka możliwość.

Filmy odtwarzać możemy z przeróżnych źródeł. Może to być pendrive podłączony do portu USB, karta pamięci microSD włożona do czytnika, źródło podłączone kablem HDMI (ja używałem dekodera TV oraz Apple TV) lub też po prostu pamięć wbudowana w projektor (4 GB). Możliwe jest również bezprzewodowe przesyłanie obrazu ze smartfona z Androidem lub iOS lub z komputera z Windowsem. Nic nie stoi też na przeszkodzie, aby oglądać materiały korzystając z wbudowanej w projektor przeglądarki internetowej. Jest to jednak najmniej wygodna opcja.

Obraz

Jeśli chodzi o same złącza to nie wymieniłem jeszcze jacka 3,5 mm do podłączenia zewnętrznego systemu audio lub słuchawek oraz portu mirco USB do komunikacji z komputerem i portu zasilania. Pod względem ilości złączy i łączności, nie można PicoPixowi zarzucić absolutnie nic.

Słówko jeszcze o gładziku. W ubiegłorocznym modelu działał on tragicznie i lepiej by było, żeby go nie było. Tym razem Philips zastosował sensowne rozwiązanie. Jego czułość jest przyzwoita, a przewijać możemy poprzez muskanie dwoma palcami. Wiadomo, nawet w tanich laptopach znajdziemy zazwyczaj lepszy touchpad, ale nie zapominajmy, że chodzi tutaj o obsługę projektora. Do takich zastosowań w zupełności wystarczy.

Jakość obrazu

Oczywistym jest, że projektor o wymiarach pokroju 10 × 10 cm, nie przypadnie do gustu melomanom. Zmieszczenie w tak małej obudowie matrycy o wysokiej rozdzielczości, jasnej lampy i dobrego obiektywu jest fizycznie niemożliwe. Pod względem jakości obrazu, mobilne projektory będą więc zawsze gorsze od stacjonarnych odpowiedników.

  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
[1/5]

Utwierdziłem się w tym przekonaniu, testując kilkanaście miesięcy temu PicoPixa 3614. Jego lampa świeciła z jasnością maksymalnie 140 lumenów, a rozdzielczość matrycy wynosiła tylko 480p. Względnie wyraźny obraz dało się więc oglądać tylko i wyłącznie w środku nocy.

W tym roku, moc lampy wzrosła do bardziej sensownych 350 lumenów. Na co te cyferki przekładają się w praktyce? Ano na to, że z projektorka możemy korzystać nawet w trakcie pochmurnego dnia, w zacienionym pokoju. Oczywiście nie ma tu mowy o jasnym pokoju w słoneczny dzień i o przekątnych rzędu 150 cali (teoretyczna maksymalna). Jeśli jednak zachowamy umiar i ustawimy projektor tak, aby wyświetlany obraz miał na przykład 80 cali, nie będziemy musieli czekać do zmroku. I o to chodziło!

Obraz

Większa jest również rozdzielczość (1280 × 720 pikseli), co dostrzeżemy szczególnie przy zastosowaniach “smart”. Możliwe stało się przeglądanie stron internetowych, a wszystkie czcionki stały się czytelne. Ostrość obrazu możemy ustawiać pokrętłem znajdującym się na boku urządzenia. Niestety rzadko kiedy uda się ustawić ją tak, aby była całkowicie równomierna na całej powierzchni. Przy oglądaniu filmów to nie przeszkadza, ale czcionki na krańcach obrazu mogą być lekko rozmazane.

Do kolorów nie mam większych zastrzeżeń. Są one odwzorowane naturalnie. Na uwagę zasługuje mnogość ustawień obrazu. Poza podstawowymi parametrami, takimi jak jasność czy kontrast, możemy zastosować na przykład korekcję wyświetlanych kolorów dopasowaną do koloru naszej ściany. Jest też korekcja trapezu, która przywraca obrazowi prostokątne proporcje, gdy projektor nie jest ustawiony prostopadle do ściany. Bardzo przydatne.

Na dole obudowy znajdziemy gwint do statywu (bardzo przydatne!), a w zestawie z projektorem otrzymamy praktyczny pilot oraz porządny pokrowiec.

Bateria i kultura pracy

PicoPix nie jest urządzeniem przeznaczonym do użytku w domu. Jego killer featurem jest możliwość pracy w terenie. Gdy zabierzemy projektorek w plener, projektor zacznie wykorzystywać energię zgromadzoną w akumulatorku o pojemności 5200 mAh. Pewnie ciekawi was to, jak sprawuje się on w praktyce…? Mnie też ciekawiło, więc przeprowadziłem odpowiednie testy.

PicoPix 3614 przy sensownych ustawieniach obrazu wyczerpywał się po około 80 minutach. Moim zdaniem była to totalna porażka i dyskwalifikacja urządzenia w moich oczach. Dlaczego? Bo taki czas nie wystarczy do obejrzenia jednego filmu. Jaki więc w tym sens?

Obraz

PicoPix 4935 to zupełnie inna bajka. Test polegał na odtwarzaniu kolejnych odcinków serialu ze źródła podłączonego przez HDMI. W pierwszej jego wersji jasność obrazu była ustawiona na domyślne 10 w 20-stopniowej skali, a tryb pracy lampy na “optymalny”. Takie ustawienia pozwalają na komfortowe użytkowanie projektora w większości warunków. Urządzenie wyłączyło się po 2 godzinach i 27 minutach. Możemy więc obejrzeć całkiem długi film w całości albo nawet 3 odcinki ulubionego serialu. Super!

Drugi scenariusz zakładał zmniejszenie jasności ekranu do 3/20 oraz przełączenie lampy w tryb “eco”. Ze zdziwieniem muszę stwierdzić, że w całkowitej ciemności są to parametry w zupełności wystarczające. Z jeszcze większym zdziwieniem zarejestrowałem czas pracy jedynie o 15 minut dłuższy niż podczas pierwszego testu. Yyy?

Ważnym dla mnie parametrem jest również kultura pracy. Co przez to rozumiem? Na przykład wydzielane ciepło i głośność pracy wentylatorka. Poprzedni PicoPix był pod tym względem tragiczny. Nawet gdy oglądaliśmy głośny film akcji, nieprzyjemny dla ucha szum wiatraczka nie pozwalał w pełni skupić się na filmie.

Obraz

W tegorocznym modelu jest dużo lepiej. Nadal urządzenie jest wyraźnie słyszalne (może nie jest głośne, ale szum ma nieprzyjemną dla ucha charakterystykę), ale jest i tak nieporównywalnie cichszy niż poprzednik. Wystarczy trochę głośniej ustawić podłączone głośniki, aby całkowicie zapomnieć o jakimkolwiek hałasie. Temperatury pracy również uległy poprawie. PicoPix 4935 nie nagrzewa się przesadnie, więc nie musimy się niczym martwić.

A wracając na moment do głośników. Projektorek ma własne. O mocy 3 watów. Ich głośność wystarczy do zagłuszenia szumu wiatraczka. Dalszy komentarz zbędny.

Subiektywne wrażenia

PicoPix to genialny gadżet! Jego fajność jest kosmiczna, ale nie po to powstała ta recenzja, aby to stwierdzić. Pamiętajmy o tym, że jest to przede wszystkim urządzenie mobilne, którego głównym przeznaczeniem jest plener. Jeśli potrzebujecie sprzętu stacjonarnego, nie kupujcie PicoPixa. Bylibyście zawiedzeni jakością obrazu pod każdym względem.

Obraz

Jeśli jednak wykorzystywalibyście projektor w bardziej dynamiczny sposób, to mogę z czystym sumieniem polecić wam to urządzenie. Co prawda nie miałem okazji testować go w plenerze jako takim. Ale kilka razy zabrałem go do znajomych. Zabawa była przednia!

Zaskakujące jest to, jak bardzo Philips ulepszył swój smart projektorek. O ile rok temu był marnie działającym i niepraktycznym gadżetem dla największych fascynatów technologii, o tyle teraz jest to pełnoprawny produkt dla mas. Model PPX4935 ma znacznie wyższą jasność, większą rozdzielczość, dużo wydajniejszą baterię i wygodniejszy touchpad. Wszystko zmieniło się więc na lepsze.

Oprócz ceny. Ta wynosi bowiem aż 2500 zł i jest największą wadą testowanego produktu. Gdyby projektorek kosztował 1000 zł, chyba bym się na niego skusił. 1500? Bym się wahał. 2500 zł to dla mnie przesada. Jeśli jednak ktoś bardzo chciałby mieć tego typu urządzenie to prawdopodobnie nie znajdzie lepszej propozycji na rynku. A ja tymczasem z bólem serca zwracam egzemplarz testowy…

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Komentarze (3)