Piracenie "Gry o tron" już nie jest OK! HBO bierze się za użytkowników BitTorrenta
20.04.2015 12:51, aktual.: 10.03.2022 10:22
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nadeszła zima, a może tylko piekło zamarzło. HBO, które od lat powtarzało, że piractwo raczej pomaga, niż przeszkadza w promocji seriali, teraz mówi "dość!". Wszystko przez wyciek nowych odcinków "Gry o tron".
I twórcy "Gry o tron", i szefostwo HBO, i wreszcie szef koncernu Time Warner, powtarzali, że piraci wcale nie powodują tak dużych strat. Wręcz przeciwnie – piractwo dobrze służy serialom HBO, bo to też dla nich rodzaj promocji. Padły nawet dość kontrowersyjne słowa, że tytuł najchętniej piraconego serialu to coś lepszego niż nagroda Emmy.
Po wycieku czterech nowych odcinków piątego sezonu coś się jednak zmienić musiało. Do tej pory piracono odcinki, które i tak już miały premierę. W HBO wiedzieli, że tego nie da się powstrzymać, więc przymykali na to oko, próbując jednocześnie ugrać, ile się da w Internecie. Strategia nie okazała się zła – oglądalność "Gry o tron" z roku na rok rośnie i z pewnością jest to też zasługa Internetu. Gdyby nie liczne memy, tweety czy wpisy na blogach, "Gra o tron" aż takim fenomenem by nie była. A i użytkownicy sieci BitTorrent swoją cegiełkę do rozpropagowania serialu dołożyli.
Kiedy jednak wyciekają odcinki, których w telewizji jeszcze nie było, problem staje się dużo poważniejszy. Taki wyciek może mieć tylko negatywne konsekwencje, zwłaszcza kiedy w tym samym czasie uruchamia się serwis streamingowy – HBO Now – którego główną atrakcją mają być właśnie te odcinki. Nie zdziwiła mnie więc ani trochę przeczytana w serwisie Torrent Freak informacja, że HBO zwraca się przeciwko piratom.
Ciekawa natomiast jest sama forma tej wojny. Amerykański gigant nikomu głów nie ścina ani stosów nie podpala, a tylko wysyła kruki z ostrzeżeniem. Osoby, które ściągnęły nowe odcinki "Gry o tron" z torrentów, mogą spodziewać się dyscyplinujących wiadomości od HBO. Albo ich rodzice – stacja identyfikuje piratów po numerach IP, więc ostrzeżenie dostaną ci, którzy mają umowy z dostawcami Internetu. Przy czym za nic odpowiadać nie będą – stacja nie pozywa piratów, nie domaga się od nich żadnych odszkodowań, nie trolluje ich przy pomocy prawników. Mówi im tylko, że tak się nie robi.
Torrent Freak pisze, że wysłano już tysiące ostrzeżeń, ale nowe odcinki "Gry o tron" ściągnęły z sieci BitTorrent nie tysiące, a miliony osób. Wiadomości na pewno nie zostaną wysłane do wszystkich, bo to byłoby po prostu absurdalnie dużo pracy.
Nikt nie wie, co się dzieje za kulisami – czy poleciały już jakieś głowy, czy znaleziono źródło wycieku i czy HBO bierze pod uwagę zmniejszenie przywilejów amerykańskich dziennikarzy, którzy dostają przed premierą czasem nawet całe sezony seriali (w Polsce tak dobrze jeszcze nie ma, zwykle mamy możliwość zobaczyć przedpremierowo tylko jeden odcinek). Grożenie paluszkiem wszystkim, którzy korzystają z torrentów, wiele nie zmieni. Znalezienie i postawienie przez wymiarem sprawiedliwości tego, kto nowe odcinki wrzucił do Sieci, byłoby znacznie bardziej skuteczne.
To, co się stało w zeszły weekend, jest prawdopodobnie największą tego typu aferą w historii telewizji. Dziennikarze – i nie tylko oni - od lat dostają nowe odcinki seriali przedpremierowo, nigdy jednak nic nie wycieka. Wiedzą, jaka na nich ciąży odpowiedzialność, a przede wszystkim zdają sobie sprawę, że gdyby coś takiego się stało, to oznaczałoby koniec ich kariery. I dokładnie tak powinna skończyć się ta afera – pismak, który jest źródłem wycieku, powinien za to odpowiedzieć swoją głową.
Choć jego skutki koniec końców nie będą chyba dla HBO aż tak fatalne, jak się wydawało na początku. "Gra o tron" po powrocie i tak zanotowała rekordową oglądalność – odcinek "The Wars to Come" w amerykańskim HBO obejrzało 7,99 mln widzów podczas pierwszej emisji. Rok temu widownia serialu wynosiła 6,64 mln. Czyli rośnie i będzie rosło, niezależnie od tego, co się dzieje w sieci BitTorrent. Wynikami HBO Now na razie HBO się nie chwali, jednak i tutaj nie spodziewałabym się porażki.
Tej machiny nie da się zatrzymać. Tak jak "Rodzina Soprano" kiedyś zapoczątkowała złotą erę seriali i zrobiła z HBO jednego z głównych graczy na amerykańskim rynku telewizyjnym, tak "Gra o tron" sprawia, że produkcje stacji kablowych stają się rozrywką masową. W USA "Gra o tron" czy "The Walking Dead" ogląda tyle osób, co najpopularniejsze seriale stacji ogólnodostępnych – czyli tych, za które nie trzeba dodatkowo płacić. Na świecie jest podobnie – "GoT" przebija popularnością wszystko.
Bez piratów i serwisów społecznościowych prawdopodobnie ta widownia nie byłaby aż tak gigantyczna. I właśnie dlatego gigant grozi internautom paluszkiem, zamiast wytaczać większe działa. Choć mógłby, gdyby tylko chciał.