Polak wyrzuci, Szwed naprawi. Czy warto naprawiać sprzęt elektroniczny?

Polak wyrzuci, Szwed naprawi. Czy warto naprawiać sprzęt elektroniczny?

Zdjęcie podzespołów elektronicznych pochodzi z serwisu Depositphotos
Zdjęcie podzespołów elektronicznych pochodzi z serwisu Depositphotos
Łukasz Michalik
10.05.2018 08:37, aktualizacja: 09.03.2022 10:35

Zamiast naprawiać zepsute urządzenia, często kupujemy nowe. Producenci są z tego zadowoleni, ale cierpi na tym zarówno nasz portfel, jak i środowisko. Polskie ministerstwo chce to zmienić. Dobrych wzorców możemy szukać po drugiej stronie Bałtyku.

Epoka jednorazowej elektroniki

Żyjemy w epoce jednorazowej elektroniki. Coraz rzadziej naprawiamy różne urządzenia – gdy się zepsują, z reguły wymieniamy je albo kupujemy nowe. Dlaczego?

Powszechna jest opinia, że era nienaprawialnej elektroniki to wynik celowych zabiegów producentów. Warto jednak wziąć pod uwagę inne czynniki, które sprawiają, że np. prędzej doszczętnie zniszczymy sportową kamerę, niż wymienimy zarysowaną soczewkę, a banalna wymiana akumulatora w laptopie staje się wyzwaniem, gdy wszystko zalane jest jakimś klejem.

W gruncie rzeczy sami jesteśmy sobie winni. Możemy narzekać od rana do wieczora, ale znaczenie mają nie słowa, ale czyny, czyli nasze zakupowe decyzje. Często deklarujemy, że uszkodzoną elektronikę chcielibyśmy naprawiać, ale w sklepie wybierzemy smuklejszy smartfon, cieńszy ekran czy lżejszą kamerę. Czyli sprzęt, którego naprawa jest trudniejsza, niemożliwa lub nieopłacalna.

Coraz mniej urządzeń da się łatwo naprawić
Coraz mniej urządzeń da się łatwo naprawić

Wymiana zamiast naprawy

Nie ma w tym żadnego spisku producentów: tak przez nas pożądane oszczędności na wadze czy rozmiarach można osiągnąć m.in. poprzez coraz większą integrację podzespołów. To samo dotyczy ceny: zazwyczaj im więcej części, tym droższy montaż i logistyka. Dlatego opłaca się stworzyć smartfon, w którym nie wymienimy akumulatora albo pralkę, gdzie kluczowe podzespoły są zintegrowane w jeden, nierozbieralny moduł.

Skutki są oczywiste: awaria jakiegoś drobiazgu często oznacza konieczność wymiany dużego, drogiego podzespołu albo po prostu wymianę urządzenia na nowe. Z punktu widzenia producenta to wygodne rozwiązanie: nawet, jeśli taka wymiana kosztuje, to uwalnia od konieczności organizowania sieci serwisowej, problemów logistycznych związanych z dostawami części, rozwiązuje kwestię szkoleń, certyfikowania personelu i milion innych spraw, o których jako klienci zazwyczaj nawet nie myślimy.

W teorii to korzystne dla wszystkich: w razie awarii klient ma nowy produkt, wiec jest zadowolony, a firma – po odliczeniu wszystkich wspomnianych wyżej kosztów – również nie ma powodów do narzekania. Tylko czy na pewno jest to dla nas dobre?

Fot. Depositphotos
Fot. Depositphotos

Dobrze mieć alternatywę

Można snuć długie i raczej jałowe rozważania o ekologii, konsumpcjonizmie czy dostępnych zasobach naszej planety. Być może w niedalekiej przyszłości ten ostatni problem w ogóle straci na znaczeniu dzięki sięgnięciu po kosmiczne zasoby. Przymiarki do eksploatacji asteroidów są już bardzo zaawansowane, lądowania pierwszych sond mamy już za sobą, a coraz więcej państw zapewnia prawne zaplecze dla firm, które w przyszłości będą chciały zaangażować się w kosmiczne górnictwo.

To wszystko prawda, jednak zanim sięgniemy po zasoby Kosmosu, wiele może się wydarzyć. Dlatego rozsądnie jest zakładać, że – mimo wszystko – zasoby, do których mamy dostęp, są ograniczone. Dlatego wzorem dla nas powinni być ci, którzy potrafią nimi najmądrzej gospodarować. Zwycięzcami mogą okazać się państwa, które najlepiej wykorzystują to, co już mają. Dostrzegło to również i polskie ministerstwo środowiska, które pod koniec kwietnia 2018 roku przyjęło ambitne (jak na polskie realia) założenia, dotyczące 50-procentowego recyklingu. W porównaniu z aktualnym poziomem przetwarzania śmieci, wynoszącym około 30 proc., to jakościowy skok, choć ideałem byłoby, rzecz jasna, ograniczenie liczby odpadów i przetwarzanie wszystkiego, co wyprodukuje nasza cywilizacja.

Fot. Depositphotos
Fot. Depositphotos

Szwecja daje przykład

Tak jest m.in. w Japonii, a duży krok w tym kierunku zrobiła Szwecja, wprowadzając prawo, promujące naprawianie sprzętu elektronicznego – obywatele naprawiający różne urządzenia mogą liczyć na refundację połowy kosztów i obniżkę VAT-u na wybrane usługi. W praktyce oznacza to, że z punktu widzenia klientów koszt naprawy będzie niższy o jedną trzecią.

Pomysł wydaje się warty uwagi nie tylko z powodów ekologicznych. Te są oczywiste, ale czy pamiętacie, kiedy ostatnio oddaliście do niegwarancyjnej naprawy sprzęt elektroniczny? Niewykluczone, że przepisy promujące naprawianie pobudzą zamierający w naszej części świata sektor usług, związanych z przywracaniem sprawności różnych urządzeń.

Fot. Depositphotos
Fot. Depositphotos

Naprawiaj zamiast wyrzucać!

To jednocześnie sprytny zabieg, ograniczający zyski globalnych koncernów. Te skracają cykl życia elektroniki wykorzystując moralne starzenie i posuwając się do absurdu, gdy 2-letni. w pełni sprawny technicznie smartfon uznawany jest za stary, a 3-letni telewizor traci wsparcie, zmuszając użytkownika do zastanowienia się nad zakupem nowego modelu.

Szwedzkie prawo rozwiązuje ten problem, zmieniając kierunek przepływu pieniędzy. Zamiast z kieszeni lokalnych klientów trafić do wielkiej korporacji, która i tak produkuje gdzieś w Chinach, a podatki płaci w którymś z rajów podatkowych, środki trafią do lokalnych usługodawców. Jak widać, szwedzki rząd postanowił nowymi przepisami upiec kilka pieczeni przy jednym ogniu i przy okazji zadbać przede wszystkim o dobrobyt mieszkańców Szwecji.

Korzyści z takiego kierunku zmian wydają się oczywiste: zyskuje zarówno środowisko, jak i gospodarka. Szukając wzorców i rozwiązań, warto z uwagą śledzić szwedzki eksperyment i starać się brać dobry przykład.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (21)