“Polska książka potrzebuje ratunku” - poznajcie ludzi, którzy nie chcą, żebyście czytali nowe książki
Zwiększenie “podatku od piractwa” wydawało się faworytem do nagrody “najgłupszy pomysł roku”. Pisarze, ludzie kultury i wydawnictwa jednak nie odpuszczają i apelują: “niech nowości wszędzie kosztują tyle samo!”. Walka o idiotyzm roku trwa w najlepsze!
19.10.2014 | aktual.: 10.03.2022 10:53
Nie tak dawno czytałem artykuł o polskich dyskontach, które dzisiaj mają problem - klienci nie chcą kupować produktów w “normalnych” cenach. Liczne promocje sprawiły, że ludzi interesują tylko obniżki. A te jak już są, to wszyscy kupują na zapas.
Promocje szkodzą
To kwestia, z którą nie radzą sobie nie tylko supermarkety. Autor bloga Świat Czytników w wywiadzie z Gadżetomanią mówił:
Tymczasem e-booki przeceniane są już przy premierze, a w ciągu kilku miesięcy trafimy nieraz na ulubioną cenę 9,90 zł.
To jest jasne, że czytelnicy chcą, aby było dużo i tanio. Taka cena promuje czytanie i skłania do zakupu. Sam z tych promocji korzystam i mocno je propaguję. Ale chcę też zrozumieć firmy sprzedające e-booki. Jeśli w Polsce będzie milion e-czytelników, wtedy da się spokojnie na takich cenach zarobić. Teraz się do nich dokłada – i oczywiście to jest koszt rozwoju rynku.
Jednym z pomysłów na to, by nie stosować tego typu zagrywek, jest stała cena książek. Taki pomysł mają pisarze, wydawnictwa i “ludzie kultury” - chcą, żeby nowość przez 12 miesięcy wszędzie i (prawie) zawsze kosztowała tyle samo.
W liście do premier Kopacz piszą:
Czy takie przepisy rozwiążą wszystkie problemy? Nie, ale doświadczenia Francji, Niemiec, Włoch, czy Holandii wskazują, że mogą być bardzo ważnym narzędziem pozwalającym spowalniać negatywne zjawiska niszczące piśmiennictwo i czytelnictwo. Naszą wspólną intencją jest powstrzymanie stałego spadku sprzedaży i czytelnictwa książek w Polsce. Nowa regulacja ma zapewnić czytelnikom możliwość dostępu do szerokiej listy tytułów, bez filtrów narzucanych przez politykę zakupową globalnych dystrybutorów książek.
Nie bardzo rozumiem, jakim cudem powstrzyma to spowalnianie czytelnictwa, które spowodowane jest przecież tym, że dla wielu cena książek jest zbyt wysoka. Tym, że przeciętny Kowalski nie znajdzie książki, na którą poluje, taniej? Naprawdę ktoś sądzi, że (teoretyczny) brak alternatywy załatwi sprawę?
To jest świetny, utopijny pomysł. Tak, w teorii to działa. Tak samo jak kapitalne idee muzyków - gdyby nie piractwo, to nasze płyty sprzedawałby się świetnie! Albo producentów samochodów - gdyby nie było autobusów, każdy jeździłby Ferrarii!
No, ale w praktyce jest nieco inaczej
Wyobraźmy sobie, że jednolita cena książki wynosi 40 zł. Według autorów listu, ja, Adam Bednarek, mogę na nią marudzić, mogę się nie zgadzać, ale koniec końców sięgam po portfel i wydaje 40 zł np. na nowe dzieło Zychowicza, które chcę mieć odkąd je zapowiedział. Genialne, pomysł działa, bo tak robią też inni czytelnicy w Polsce, więc czytelnictwo rośnie!
Tyle że tak nie będzie. Jeśli nowa książka będzie kosztować 40 zł, to zamiast tej kupię dwie stare - z zeszłego roku. Bo też chcę je mieć, to jasne. I zamiast przeczytać jedną książkę miesięcznie, to będę czytał dwie, za tę samą cenę. Albo nawet i 6, bo przecież z tych 40 zł wystarczy mi na kapitalny BookRage.
Tyle że przez rok i wydawnictwo, i autor na mnie nie zarobi. I nie wiadomo, czy za 12 miesięcy będzie jeszcze na rynku działać. Bo może zbankrutować przez to, że większość postąpi podobnie jak ja.
Brak wyboru
Dlaczego stosowana jest tak prostacka logika? Przecież oczywistym jest, że to nie jest kwestia: “kupię taniej” lub “kupię drożej”. Eliminując ten pierwszy wybór nie sprawimy, że problem się rozwiąże.
Na to miejsce wskoczy inna decyzja - “nie kupię wcale”. I małe księgarnie tak czy siak upadną, bo ludzie zaczną chodzić do antykwariatów (swoją drogą - już chodzą i to w niesamowitych ilościach - ciekawe dlaczego…) lub będą odwiedzać Allegro, zamiast kupować w internetowych sklepach.
Dlaczego nikt nie debatuje nad takim problemem: “książka kosztuje dziś 45 zł, a jeszcze dwa lata temu - 35 zł”. Co się stało, że przez dwa lata aż tyle zdrożała? Albo - dlaczego handlarze e-bookami mogą sprzedawać swoje tytuły za 20 zł, nawet w dniu premiery?
Jeśli jeden sprzedaje za 45 zł, a drugi za 30 zł, to nie ten drugi jest zły, tylko pierwszy. A tańszy sprzedawca pokazuje jak na dłoni - to z tamtym jest coś nie tak, skoro chce od nas wyciągnąć 15 zł więcej!
Może zamiast stosować rozwiązania z XX wieku (“rosimy jedynie o uchwalenie przyjaznych dla książki przepisów, podobnych do tych obowiązujących w wielu krajach Europy od roku 1981” - ludzie, to były inne czasy, wtedy nie było e-booków, nie było Internetu, nikt nie handlował w sieci!) lepiej słuchać tych, którzy są w stanie zaoferować niższe ceny i tym pozyskują klientów?
Nieuczciwa konkurencja
Ale wiecie co? Niech ci wszyscy autorzy podpisują listy i zachęcają do wyższej ceny książek. Niech to zostanie zrealizowane. Niech na własnej skórze przekonają się, jak durny jest to pomysł. Tylko żeby potem żaden z nich nie przychodzi z płaczem do mediów i nie żalił się, że jako pisarz zarabia grosze.
Szkoda tylko tych bardziej obrotnych, którzy przez swoje “nieuczciwe” działania (właśnie takiego określenia użył łódzki PKS, wywieszając na słupach listy krytykujące prywatnych przewoźników - że obniżając ceny, a więc udowadniając, że da się jeździć taniej, zastosowali nieuczciwe praktyki!) jakoś sobie radzą. Np. portal Weszło, który w swoim sklepie oferuje książki z podpisem autora. Robią wszystko, byśmy chcieli kupić je już teraz, dziś.
Może więc jak ktoś nie może rywalizować cenowo, to niech poszuka innych rozwiązań? Tylko, błagam, bez wtrącania się i manipulowania wolnym rynkiem.