Polski C64 zadziwił świat i jest jak wyrzut sumienia. Pracuje od 26 lat bez przerwy - na pohybel moralnemu starzeniu
Do czego nadaje się 25-letni komputer? Wciąż jeszcze są miejsca, gdzie sprzęt z XX wieku nadal pracuje i działa bez zarzutu. Również w Polsce!
02.10.2016 | aktual.: 10.03.2022 09:16
Komputer z muzeum, czyli wyjątkowo głupia reklama
Pewien producent komputerów promuje się ostatnio przy pomocy wyjątkowo głupich reklam. Sugeruje, że starszy komputer powinien trafić do muzeum, bo… Bo jest stary. Wiek i wygląd urządzenia stanowią w reklamie główny argument, by wymienić sprzęt na nowszy. Nie parametry, niewystarczająca wydajność, kiepska ergonomia czy uszkodzona bateria, ale sam fakt, że komputer jest stary.
Chyba żadna reklama nie zirytowała mnie ostatnio tak bardzo. Związany z nią przekaz nie pozostawia żadnych złudzeń, że producent sprzętu uważa swoich klientów za idiotów, którym wystarczy zagrać na ambicji chwytami rodem z przedszkola, by dali się golić z kasy.
Commodore z polskiego warsztatu
Wspominam o tym dlatego, że całkiem niedawno spore zainteresowanie zdobyło zdjęcie, przedstawiające mocno zaniedbanego Commodore C64. Poczciwa Komoda, podłączona do Neptuna 156, jest niemiłosiernie brudna i pokryta jakimś nalotem. Nic dziwnego – ostatnie komputery tego typu wyprodukowano w 1994 roku, a ten konkretny model jest nawet starszy.
Do tego – jak wynika z opisu osoby, która zrobiła zdjęcie i udostępniła je na facebookowej grupie Retrokomp / Loaderror, C64 był narażony na sypiące się z góry, gołębie guano, a w czasie swojej kariery przetrwał również podtopienie, spowodowane lejącą się przez nieszczelne okno wodą. Dla sprzętu elektronicznego to jak wyrok śmierci, ale ten komputer nadal działa! I jest używany w Polsce!
Od 26 lat pracuje w gdańskim warsztacie samochodowym, gdzie – wraz z autorskim oprogramowaniem i przyrządami – jest stosowany do wyważania wałów napędowych.
Jeśli robi to, co powinien, to po co wymieniać?
Można zachwycać się po prostu wiekowym, działającym C64, ale można też uznać ten komputer za symbol czegoś więcej. To pomnik zdroworozsądkowego utylitaryzmu, który nie poddaje się modom i sprzeciwia moralnemu starzeniu. To - ku radości producentów - nakazuje nam uznawać sprawny technicznie sprzęt za bezużyteczny.
Gdyby tak choć część nas, klientów, przestała przejmować się moralnym starzeniem, a skupiła na tym, czy sprzęt odpowiada nie jakimś wymyślonym przez reklamodawców, ale naszym, konkretnym potrzebom! Osobnicy wymyślający idiotyczne reklamy, bazujące na skojarzeniu „stary = bezużyteczny” mieliby do wyboru albo strzelić sobie w pusty łeb, albo zająć się czymś pożytecznym, nasze portfele odetchnęłyby z ulgą, a ekolodzy mogliby strzelać korkami od szampanów.
Tam, gdzie liczy się efekt, a nie moda czy wygląd sprzętu, wciąż pracują stare urządzenia. I nie chodzi tu nawet o wyśmiewany ZUS z dyskietkami (jakby w samym fakcie ich stosowania było coś złego), bo przykładów jest więcej.
Użyteczność kontra marketing
Sam pamiętam swoje zdziwienie, gdy wiele lat temu zobaczyłem w pewnym telekomie leciwe, pamiętające XX wiek komputery, które pod kontrolą jeszcze starszego OS/2 rozdzielały ruch z centrali telefonicznej. I robiły to latami bez przerwy czy awarii.
Z tego samego założenia wychodzi choćby amerykańskie wojsko, korzystające z 8-calowych dyskietek i ponad 40-letnich komputerów do obsługi rakiet jądrowych (choć zaczęto proces wymiany nośników na karty flash). Albo francuskie lotnisko Orly, do tej pory pracujące na czasem niedomagającym Windowsie 3.1. Albo sondy kosmiczne, sterowane procesorami z archaicznych dla nas komputerów. Sytuację tę trafnie skomentował – pytany o dyskietki - rzecznik Departamentu Obrony USA ppłk Valerie Henderson.