Prehistoria gier komputerowych w Museum of the Moving Image
Historia gier komputerowych to dla wielu z nas 8-bitowce, Pac-Man, a w najlepszym przypadku Space Invaders z 1978 r. Ale jest jeszcze prehistoria gier, która zabierze nas o prawie 15 lat wcześniej. Królowały wtedy przedziwnie automaty, właśnie wystawione w Museum of the Moving Image.
Historia gier komputerowych to dla wielu z nas 8-bitowce, Pac-Man, a w najlepszym przypadku Space Invaders z 1978 r. Ale jest jeszcze prehistoria gier, która zabierze nas o prawie 15 lat wcześniej. Królowały wtedy przedziwnie automaty, właśnie wystawione w Museum of the Moving Image.
Prapoczątki gier to nierozłączna symbioza z SF. Kosmici i kosmonauci byli motywem przewodnim pierwszych gier automatowych, wykorzystujących niezwykle proste (relatywnie) układy logiczne (PDP-1). Jednym z legendarnych tytułów była wydana w 1961 r. gra Spacewar! Był to prawdziwy popis umiejętności programistycznych i jednocześnie gra, która rzeczywiście dawała mnóstwo radości z zabawy.
Spacewar! było dzieckiem MIT. Gra została napisana w celach prezentacyjnych. Miała ukazać możliwości komputera PDP-1. Rozgrywka przypomina nieco popularnego węża, ale zamiast zwierzaka zjadającego kropki mamy strzelające do siebie statki kosmiczne. Wkrótce po napisaniu kodu gry (co zajęło jakieś 200 godzin) konstruktorzy opracowali sterowniki, którymi zawodnicy posługiwali się podczas gry (widoczne na zdjęciu poniżej).
Innym niesamowitym tytułem wystawionym w muzeum jest Computer Space wyprodukowana przez Nutting Associates w 1971 r. Jest to pierwsza komercyjnie udostępniona gra na świecie. Choć tytuł zarobił ponad 3 miliony dolarów (olbrzymia suma jak na tamte czasy i sektor rynku), to firma wyraziła głębokie rozczarowanie efektami sprzedaży.
Powód "porażki" był prozaiczny - poziom trudności. Ale zanim do niego przejdę, kilka słów o samej rozgrywce. Gracz sterował statkiem kosmicznym, który był ostrzeliwany przez dwa latające spodki. Gracz mógł się odgryzać wrogom za pomocą własnego działka i zdobywać w ten sposób punkty, które kupowały mu także czas.
Na wspomniany wcześniej wysoki poziom trudności składały się dwie rzeczy. Pierwsza z nich to sterowanie, które ograniczało się do pojedynczego drążka. Poruszenie nim w lewo i w prawo obracało statek, ale już skierowanie drążka w górę zwiększało przyspieszenie. Jak olbrzymi chaos (przynajmniej na początku) powoduje tak karkołomne połączenie, wie tylko ten, co grał w Stardust topornym joystickiem. Nauczenie się poprawnego sterowania było zdecydowanie ponad siły przeciętnego gracza (zapewne lekko podpitego), płacącego w dodatku za każdą z rozgrywek.
Drugi element to standardowa trudność gry. Wrogie UFO były niezwykle celne i szybkie. Dla człowieka męczącego się z opanowaniem sterowania, zabawa trwała nie więcej niż 90 sekund. Frustracja nie nastawiała przychylnie starych i nowych klientów.
Na koniec 3 perełki, już z czasów, które niektórzy z was mogą pamiętać. Space Invaders z 1978 r., Missile Command (to ta słynna gra, na której bawił się młody Connor w Terminatorze 2) z 1981 r. oraz Defender z 1980 r. Ta ostatnia jest stosunkowo najmniej znana (zwłaszcza w Polsce) choć osobiście udało mi się znaleźć budę z automatem w Łebie, dlatego warto ją przypomnieć.
Defender to strzelanka SF, w której chronimy Ziemię przed inwazją kosmitów. W formie klasycznego scrollera, przemierzamy planetę i strzelamy do statków kosmicznych oraz wysyłanych przez nie rakiet. Okazjonalnie ratujemy kosmonautów przed porwaniem, co jest dość istotne, bo mogą powrócić w formie wrogich mutantów. Spędziłem nad grą kilka godzin i jednego na pewno nie zapomnę - dźwięku działa laserowego, który wypalił się na zwojach mózgowych zaaferowanego nastolatka i tkwi tam do dzisiaj.
DEFENDER - 1980 CLASSIC ARCADE GAME
Źródło: The Verge