Przestańcie zrzucać winę na technologie! Może to z ludźmi jest coś nie tak?
Brak spotkań z kolegami z klasy? Wina Facebooka. Dzieci nie ma na boisku? To dlatego, że mają FIFĘ. Nowe technologie to wciąż dobra wymówka, by prawdziwego problemu nie szukać.
Wczoraj Marta pisała o Facebooku, który „zabrał” nam spotkania klasowe. Po co się spotykać, skoro wystarczy prześledzić profil na portalu społecznościowym. Wiemy kto gdzie był, z kim się widuje i czy wciąż jest tak gruby, jak wtedy, gdy chodził do podstawówki.
Moglibyśmy się wkurzać, jaki to ten Facebook zły. Gdy go nie było, wszyscy spotykali się co weekend, relacje z kolegami z dawnej klasy były wzorowe i „prawdziwe”, cokolwiek to znaczy. Bo przez Facebooka są sztuczne.
To teraz odpowiedzmy sobie na krótkie, proste pytanie: czy naprawdę tak to wyglądało? Jakoś nie chcę mi się wierzyć, że w czasach, kiedy kontakt z drugim człowiekiem był trudniejszy (w erze telefonów komórkowych wystarczyło zgubić numer i trudno się skontaktować, prawda?), takich spotkań było więcej. Na logikę – nie było.
Albo były, ale tylko jeżeli potencjalni uczestnicy mieli na to ochotę.
W tym rzecz. Facebook niczego nam nie zabiera, tylko daje – wymówkę, żeby na takie spotkania nie chodzić. Jakoś musimy sobie to wytłumaczyć, bo przecież nie powiemy wprost: „tak naprawdę to nie chcę mi się tam iść, nie znam już tych ludzi, właściwie to mnie nie obchodzi, co się z nimi dzieje”.
Wyjdzie na to, że jesteśmy niemili, gburowaci i jacyś tacy niefajni. A tak możemy z czystym sumieniem powiedzieć: „ech, ten Facebook zły, kiedyś to były spotkania, teraz po co mam iść, skoro gadamy na czacie!”.
Facebook i inne portale społecznościowe ułatwiają organizację spotkań na żywo. Tylko ludzie nie chcą z tego korzystać. I w tym jest problem. Nie w technologii, tylko w osobach, którym wystarczy galeria zdjęć na Facebooku, by wiedzieć wszystko.
I ma to nawet dobre strony, bo spotykają się tylko ci, którzy mają na to ochotę i którym na takim kontakcie zależy. Reszta zostaje na „fejsie”. I wszyscy zadowoleni, nikt zmuszać się nie musi.
Problem w tym, że technologie obwinia się też w innych „dziedzinach” życia. I tu proste hasełko „wszystko przez te komputery” niczego nie załatwia, a wręcz przeciwnie, pogłębia problem.
Często właśnie tak tłumaczy się fakt, że młodzież nie chodzi na dwór, nie gra w piłkę czy nie chce spędzać czasu z rodzicami. Albo nie ogląda „pożytecznych” bajek, które rodzice oglądali trzydzieści lat temu, bo woli stronę internetową.
Czemu nikt nie zadaje sobie pytania, dlaczego tak się dzieje? Może przyczyną nie jest komputer, a fakt, że rodzic nie jest w stanie wyszukać ciekawych alternatyw, które zainteresują dziecko. Pisał o tym kiedyś Piotr Gnyp: „ Jeżeli matka nie umie pokazać, że są inne fajne zajęcia, to niech się nie dziwi, że jej dziecko tonie gdzie indziej”.
Tylko nagle okazuje się, że problemem jesteśmy my. To coś w nas jest nie tak. To my nie chcemy spotykać się ze znajomymi, to my nie potrafimy „dostać” się do dziecka. A taka prawda boli, więc lepiej zrzucić winę na Facebooka.
Technologia znowu ułatwiła nam życie. Zadowoleni?