Przypadkowe odkrycia, które zmieniły nasze życie
Nie wszystkie odkrycia są owocem żmudnych doświadczeń. Czasem wytężoną pracę badaczy i wynalazców wspomoże zwykły przypadek. Okazuje się, że zawdzięczamy mu więcej, niż moglibyśmy przypuszczać!
21.02.2013 | aktual.: 13.01.2022 12:33
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nie wszystkie odkrycia są owocem żmudnych doświadczeń. Czasem wytężoną pracę badaczy i wynalazców wspomoże zwykły przypadek. Okazuje się, że zawdzięczamy mu więcej, niż moglibyśmy przypuszczać!
Wulkanizacja
Guma była znana ludziom od wielu wieków. Do wielu celów stosowali ją Indianie, a technologię jej produkcji udoskonalono z czasem również w Europie. Guma miała jednak poważną wadę – w niskich temperaturach twardniała i stawała się krucha, a w wysokich była zbyt miękka i plastyczna.
Poszukiwania rozwiązania tego problemu nie przynosiły rezultatu aż do czasu, gdy Charles Goodyear nabył prawo do obróbki gumy z zastosowaniem siarki. Niestety, podczas przygotowywania jednej z partii surowca zagapił się i nadmiernie ogrzał pojemnik z gumą (według innej wersji rozlał na rozgrzany piec mieszaninę kauczuku i siarki). Ten błąd pozwolił mu na opracowanie procesu zwanego wulkanizacją.
Opracowana przez niego metoda wulkanizacji kauczuku okazała się fundamentem, na którym powstał współczesny przemysł gumowy – możliwa stała się produkcja m.in. opon i prezerwatyw. Sam Goodyear nie miał jednak szczęścia. Po sprzedaży swojej firmy zmarł jako bankrut. Mimo to postanowiono uhonorować jego zasługi – jego nazwiskiem nazwano pod koniec XIX wieku firmę Goodyear Tire and Rubber Company, czyli jednego z największych na świecie producentów opon.
Antybiotyki
Zaledwie sto lat temu byle zadrapanie mogło skończyć się tragicznie. Przekonał się o tym m.in. lord Carnarvon, odkrywca grobowca Tutanchamona. Zmarł w wyniku infekcji, jaka wdała się w rankę powstałą przy goleniu. Takich przypadków było znacznie więcej, a za wysoką śmiertelność odpowiadał brak antybiotyków.
Ich wynalezienie okazało się dziełem przypadku. Gdyby szkocki bakteriolog, Aleksander Fleming, utrzymywał w swoim laboratorium nieskazitelny porządek, nie miałby szans zauważyć, że na jednej z płytek z hodowlą bakterii pojawiła się pleśń. Badając tę próbkę, Fleming stwierdził, że w pobliżu pleśni bakterie zniknęły. Na podstawie jego obserwacji brytyjscy naukowcy wyizolowali z pleśni substancję bakteriobójczą, która w 1942 roku weszła na rynek w postaci penicyliny, ratując życie tysiącom rannych żołnierzy.
Warto przy tym podkreślić, że zjawisko odkryte przez Fleminga zostało opisane już wcześniej – jeszcze w 1897 roku francuski lekarz wojskowy Ernest Duchesne napisał rozprawę doktorską o niszczeniu mikrobów przez pleśń. Niestety nikt, łącznie z odkrywcą, nie rozwinął wówczas tego odkrycia na tyle, by znalazło praktyczne zastosowanie.
Płatki kukurydziane
Choć współcześnie produkowane płatki kukurydziane często nie mają wiele wspólnego ze zdrowym jedzeniem, to ich powstanie wiąże się z troską o zdrowie. Wszystko zaczęło się, gdy w 1866 roku w miasteczku Battle Creek powstał Western Health Reform Institute. Zadaniem tego połączenia szpitala z sanatorium było promowanie zdrowego trybu życia, choć niektóre praktyki – jak np. masowo stosowane lewatywy – mogłyby dzisiaj budzić kontrowersje.
Kierownictwo nad instytutem sprawował doktor John Harvey Kellogg. Gdy jedna z pacjentek poskarżyła mu się, że na twardej grzance złamała ząb, Kellog wpadł na pomysł, by zamiast pieczywa podawać pacjentom rozgotowane ziarna pszenicy.
Któregoś dnia pszenica gotowała się zbyt długo i rozgotowała się całkowicie, jednak okazało się, że po rozwałkowaniu papki na cienką, łamliwą warstwę i wysuszeniu jej powstały smaczne i pożywne płatki. Skłoniło to Kelloga do eksperymentów z innymi zbożami, m.in. jęczmieniem i kukurydzą. To właśnie ta ostatnia stała się składnikiem słynnych płatków, wprowadzonych na masową skalę na rynek przez brata Johna, Willa Kelloga.
Coca-Cola
Cola to więcej niż napój – przez dziesięciolecia dorobiła się statusu ikony popkultury, zapewniając przy okazji swojemu producentowi pozycję największej firmy w branży. Ten oszałamiający sukces udało się osiągnąć wbrew pierwotnym założeniom. Bo Coca-Cola wcale nie miała być po prostu gazowanym, słodkim napojem – opracowano ją jako lekarstwo.
John Pemberton, farmaceuta z Atlanty, był weteranem wojny secesyjnej. Był również uzależnionym od morfiny narkomanem, a w ówczesnych czasach morfinistów wyciągano z nałogu za pomocą kokainy. Po pewnym czasie John Pemberton był już uzależniony od obu substancji i postanowił wynaleźć kojący skołatane nerwy napój na bazie liści koki.
Efektem eksperymentów były dwie receptury. Pierwszy napój, Pemberton’s French Wine Coca, nie odniósł sukcesu, jednak Coca-Cola, której szklanka zawierała 9 mg kokainy, zaczęła się sprzedawać. Nie miało znaczenia, że nikt nie traktował jej w kategoriach lekarstwa. Początkowo było to zaledwie 9 szklanek dziennie, jednak po opracowaniu logo i zarejestrowaniu znaku towarowego sprzedaż zaczęła przyspieszać. I tak nieudane lekarstwo okazało się fundamentem czołowej firmy z branży spożywczej.
Porcelana
Porcelana była znana w Chinach od co najmniej VII wieku. Problem polegał na tym, że Chińczycy pilnie strzegli swojego sekretu, przez stulecia zachowując monopol na produkcję porcelanowej ceramiki. W Europie próbowano wprawdzie odtworzyć proces technologiczny, jednak podejmowane na przestrzeni wieków próby kończyły się fiaskiem. Przełom nastąpił dopiero za sprawą Johanna Friedricha Böttgera, parającego się alchemią.
Alchemik obiecał bowiem cierpiącemu na niedobór gotówki Augustowi II, królowi Rzeczypospolitej, a zarazem elektorowi saskiemu, że opracuje technologię zamiany pospolitych metali w złoto. Król finansował jego badania, a Böttger, który pracował także nad metodą produkcji porcelany, zupełnie przypadkiem wpadł na właściwy pomysł.
Podczas porannej toalety, gdy – zgodnie z ówczesnym zwyczajem – służący pudrował mu perukę mączką ryżową, alchemik zaczął rozcierać ją w palcach. Uformowana wówczas kulka podsunęła mu pomysł, by w procesie produkcji porcelany wykorzystać ryżowy pył, zawierający kluczową substancję – kaolin. Wiara w alchemię tym razem okazała się dobrym pomysłem – założona w Miśni manufaktura zaczęła produkować europejską porcelanę, która przez długi czas była wyceniana na równi ze złotem.