Przyszłość mediów: upadek czy wzlot?

Przyszłość mediów: upadek czy wzlot?

Legitymacja prasowa.
Legitymacja prasowa.
Źródło zdjęć: © Fot. Alex Urbanowicz
Alex Urbanowicz
08.12.2013 21:58, aktualizacja: 08.12.2013 22:15

W wielkim wywiadzie dla serwisu TokFM.pl Wojtek Orliński rozpacza nad upadkiem dziennikarstwa. Joanna Sosnowska z Gazeta.pl pisze z kolei, że dziennikarstwo nigdy nie miało się lepiej. Kto ma rację? Oboje. Jak to możliwe?

Obraz
© klopsztanga.eu

Wojtek swoje życie zawodowe spędził w tak zwanych mediach tradycyjnych i przyzwyczaił się do modelu w jakim one funkcjonują. Nazwałem to kiedyś „piramidą faraonów” — społeczeństwo to piramida, na jej szczycie siedzą półboscy faraonowie — władcy, rzadko widoczni dla zwykłych śmiertelników. Władcy wyznaczają cele, ku którym podąży społeczeństwo. Piętro niżej mieszkają bezpośredni słudzy władców, to aparat władzy — rząd, aparat przymusu — wojsko i policja, oraz media, czyli pośrednicy w przekazywaniu woli władców społeczeństwu. To oni przekonują społeczeństwo kogo ma kochać, kogo nienawidzieć, co jest w tym sezonie modne, a co obciachowe. Ze szczytu piramidy spływają na masy mądrości, masy nie mają nic do gadania. No, mogą wywalczyć sprostowanie petitem (mikroskopijną czcionką) gdzieś na przedostatniej stronie.

Wojtek widzi ten świat inaczej, oto w otwartym demokratycznym społeczeństwie, media, dziennikarze przenikliwie patrzą władcom na ręce, wyszukują ich potknięcia, są „czwartą władzą”, pilnującą pilnujących. Jednak moja metafora piramidy opiera się na pochodzeniu nowoczesnej teorii komunikacji społecznej [1] stworzonej aby dać elitom wydajne środki sterowania społeczeństwem. Zresztą, przytaczane przez Wojtka w ostatniej książce [2] przykłady zadziałania czwartej władzy w postaci afery Watergate oraz sprawy Dreyfusa są raczej wyjątkami niż regułą. Tradycyjne media sprzedają odbiorcom mieszankę w której to co odbiorców naprawdę interesuje wymieszane jest z politycznym przekazem formującym odbiorców do potrzeb elit.

Media Joanny Sosnowskiej to mieszanka mediów tradycyjnych (Gazeta.pl jest częścią działalności spółki Agora podobnie jak TokFM.pl i Gazeta Wyborcza do której pisze Wojtek) i oddolnych mediów internetowych. Model internetowego blogo-serwisu powstał w sieci naturalnie dzięki powstaniu trywialnego technicznie oprogramowania które na stronie internetowej pozwala zamieszczać kolejne informacje w porządku chronologicznym, oraz pozwala czytelnikom je komentować. Tak stworzone serwisy zarabiają na odsłonach reklam i kliknięciach w te reklamy, a ich forma daje natychmiastową wiedzę o popularności poszczególnych materiałów, a co za tym idzie — o potrzebach odbiorców. Wydawca serwisu wie, co „się klika” a co mimo, że ważne w jakimś ogólnym porządku rzeczy, „nie żre”. I okazuje się, że potrzeby odbiorców nijak mają się do standardów obowiązujących w mediach piramidy. Wystarczy więc zacząć je zaspokajać, aby stać się gwiazdą mediów nowej generacji.

Dlaczego to pozwala Joannie Sosnowskiej pisać o tym, że dziennikarstwo nigdy nie miało się lepiej? Aby stworzyć serwis internetowy nie potrzeba w tej chwili żadnych finansowych nakładów — oprócz wkładu pracy w tworzenie treści dla serwisu. Mieszczący się w kieszeni smartfon albo nieco większy tablet zapewnia wszystkie środki techniczne potrzebne do dziennikarstwa nowej generacji: jest maszyną do pisania, aparatem fotograficznym, kamerą wideo i dziennikarskim dyktafonem, uzupełniony o abonament z transmisją danych pozwala nadawać dźwięk i obraz na żywo, darmowe aplikacje obrobią zdjęcia, a całość treści można zamieścić w jednym z wielu serwisów blogowych. Jeśli zaś przedsięwzięcie się rozwinie, infrastruktura informatyczna potrzebna do utrzymania komercyjnego serwisu o większym ruchu także jest w zasięgu finansowym przeciętnego obywatela, zwłaszcza że serwis zacznie na siebie zarabiać.

Dla porównania wydanie jednego numeru niekomercyjnego fanzinu (dane z pierwszej ręki, byłem kiedyś wydawcą czegoś takiego) to kilka tysięcy złotych i zaangażowanie wielu osób, a jeśli chcemy robić to komercyjnie — płacić autorom i wejść do dużej dystrybucji, wyłożyć trzeba kwoty dla przeciętnego obywatela astronomiczne. Media tradycyjne są więc dostępne dla tych, którzy aby dotrzeć ze swoim punktem widzenia do odbiorców są w stanie wyłożyć dziesiątki i setki tysięcy złotych. Dlatego Sosnowska ma rację, nigdy nie było łatwiej, chcesz założyć swoje media, sky is the limit. Trzeba tylko rozpoznać potrzeby odbiorców.

Wojtek rozprawia się z „mediami internetowymi” mówiąc w wywiadzie o tym, że z Internetu nie wyłoniły się żadne nowe twarze, podaje tylko przykłady blogerów lifestyle’owych, Kominka i Segritty. Argument równie dobry jak czepnięcie się, że w agorowskich Logo czy Avanti nie będzie nic o zmianach w polityce wewnętrznej RPA po śmierci Nelsona Mandeli. Wojtek pomija innych blogerów poruszających dużo bardziej ważkie tematy: Blog de Bart, analizującego i ośmieszającego szkodliwe „cudowne lekarstwa” medycyny alternatywnej, pomija swojego redakcyjnego kolegę Macieja Samcika patrzącego polskiej bankowości konsumenckiej na ręce, ani nie wspomina o Dziale Zagranicznym który pisze dokładnie o tym o czym polskie media tradycyjne nie napiszą. Internetowa Zasada 34 mówi o tym, że na każdy temat jest pornografia. Podobnie na każdy temat jest blog, albo większy serwis — o ile jest znacząca liczba ludzi którzy chcą o tym czytać. A że więcej ludzi chce czytać o tym co ma do powiedzenia Kominek czy Segritta, nie powinno nikogo dziwić. Ludzi interesuje to co może poprawić im jakość życia, a nie to co jeden pan powiedział o drugim panu.

Obraz
© klopsztanga.eu

W swojej, znakomitej zresztą, książce „Internet. Czas się bać” Wojtek zarzuca mediom internetowym brak „pierwszej strony” z której całe społeczeństwo dowie się o tym co w danej chwili Jest Ważne. To prawda, Internet nie ma jednej „pierwszej strony” na ktorej jest temat dnia, ale to oznacza też (co jakoś Wojtkowi umyka), że nie ma jednej osoby czy grupy kontrolującej przekaz. Internet ma miejsca gdzie pojawiają się aktualności: serwis Reddit (nazywający siebie „pierwszą stroną Internetu”), polski Wykop, strony główne portali informacyjnych, czy serwisy branżowe. To zapewnia wielość głosów. Media internetowe też piszą o „ważnych sprawach”, nawet pogardzany Pudelek wypowiada się czasem politycznie czy piętnuje karygodne zachowania polskich celebrytów.

Tęsknota za „jedynką Internetu” to tęsknota za czasami kiedy to dziennikarze tacy jak Wojtek i inni „inżynierowie dusz” wyznaczali kurs społeczeństwu. Kurs który zawsze był wygodny dla „faraonów”, nie ma co udawać, że media żyją w próżni, za wszystkim stoi biznes. Wywiad z Wojtkiem też nie ukazał się na stronie TokFM dlatego, że ktoś z Ważnych Dziennikarzy uznał że trzeba napisać o upadku „czwartej władzy”, a jest po prostu częścią promocji książki Wojtka. Kiedy ostatnio przeczytaliście wywiad z tzw. ciekawym człowiekiem nie będący elementem promocji książki, filmu czy sztuki teatralnej?

Tu znowu media internetowe wygrywają. Inwestycja w gazetę jest zakładnikiem reklamodawców, napiszesz coś co się nie podoba, reklamodawca wycofa reklamę, nie zagwarantujesz że nie napiszesz czegoś co godzi w czyjeś interesy, czasopismo nie zostanie przyjęte do dystrybucji [3]. W mediach internetowych reklama dobierana jest pod konkretnego czytelnika, za mną chodzą ostatnio reklamy autobusów na londyńskie lotniska i dalekowschodniego sklepu z gadżetami. Nie sądzę, żeby któraś z tych firm wycofała swoją reklamę z emisji w wielkiej sieci reklamowej tylko dlatego że ktoś gdzieś coś napisał o kimś. Ale kiedy Józek Lokalny Dziennikarz w swoim „Głosie Gminy” napisze, że wójt bierze łapówki, raczej nie może się spodziewać że największa firma w okolicy, prowadzona przez szwagra wójta dalej będzie zamieszczać u niego reklamy. A bez nich Józek nie będzie miał pieniędzy na drukowanie „Głosu”.

I jeszcze jedno: publikować w sieci można anonimowo, prasy papierowej anonimowo produkować i rozpowszechniać się nie da. Dla nas, w Polsce to rozważanie ma charakter teoretyczny, ale jest codziennością dla wielu osób (także całkiem niedaleko, za naszą wschodnią granicą).

W wywiadzie Wojtek odradza młodym ludziom zainteresowanie dziennikarstwem. Połowicznie ma rację — niewielkie są szanse, żeby obecny absolwent żurnalistyki został jeszcze ważnym Panem Redaktorem z Warszawy. Nie wiadomo jak to będzie wyglądać za 10 lat. W jednej, polskiej zresztą, książce fantastycznej spotkałem się z koncepcją „medialisty”, czyli dziennikarza-freelancera działającego samodzielnie, albo w małym zespole, od którego materiał kupują duże firmy zbierające treści i budujące z nich serwisy informacyjne. Może będzie inaczej. Ale najlepsza definicja dziennikarstwa jaką znam to „publikowanie tego, czego ktoś nie chce ujawnić” [4] i zawsze znajdą się ludzie, którzy to zrobią. Niezależnie czy nazwiemy ich dziennikarzami, medialistami, czy Snowdenami.

[1] Więcej o tym, że nowoczesna teoria komunikacji społecznej powstała na potrzeby zimnowojennej propagandy można przeczytać u Christophera Simpsona w "Science of Coercion" (Oxford University Press, 1996).

[2] Wojciech Orliński „Internet. Czas się bać.” Agora, 2013.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)