Recenzje i handel komentarzami: ile warte są opinie, które znajdujemy w Internecie?

Recenzje i handel komentarzami: ile warte są opinie, które znajdujemy w Internecie?

Zdjęcie klawisza z komentarzem pochodzi z serwisu Shutterstock
Zdjęcie klawisza z komentarzem pochodzi z serwisu Shutterstock
Łukasz Michalik
19.10.2015 19:43, aktualizacja: 19.10.2015 19:57

Handel komentarzami, fałszywe blogi i nierzetelne testy to plaga Internetu. Szukając informacji o jakimś produkcie trafimy na nie bez trudu, ale czy będą miały jakąś wartość?

Kupujemy. Nowy smartfon, telewizor, grę, książkę, cokolwiek. Z reguły, zwłaszcza gdy jest to zakup za więcej, niż kilka złotych, zasięgamy wcześniej opinii innych. Gdzie ich szukamy? Nawet, gdy mamy szwagra, który zna się na wszystkim, jest ekspertem od islamu, telemarków, amelinium i szczepionek, to zazwyczaj – nawet gdy ów szwagier wesprze nas światłą radą, dodając z przekąsem coś o cyklistach i planowym postarzeniu - przynajmniej zerkniemy na opinie, dostępne w Internecie.

Hurra! Nasz wybór ma 9,5 na 10 gwiazdek, 98 proc. w jakimś teście, django/django w innym, a do tego anonimowy bloger stwierdził, że jest to produkt „wybitny”. No i pełne 8 punktów na Filmwebie. Pozostaje kupić i cieszyć się, że wybraliśmy sprzęt najlepszy z możliwych?

Niekoniecznie. Dlaczego?

Hiphopowcy marzą o PSP. Zwłaszcza, gdy za marzenia płaci im Sony
Hiphopowcy marzą o PSP. Zwłaszcza, gdy za marzenia płaci im Sony

Hiphopowcy marzą o PSP na gwiazdkę

Jeśli będziemy mieli pecha, to zderzymy się z procederem, który jest zapewne równie stary, jak e-handel. Czyli z podszywaniem się producentów i sprzedawców pod zwykłych klientów, którzy spontanicznie postanowili podzielić się ze światem, jaki to siódmy cud świata właśnie kupili, i że cała reszta ludzkości powinna pójść w ich ślady.

Jednym z najgłośniejszych przypadków tego typu była sprawa blogu alliwantforxmasisapsp.com, prowadzonego przez dwóch hiphopowców, Charliego i Petera, których największym marzeniem był dostać na gwiazdkę przenośną konsolę Sony.

Z czasem okazało się, że blog został zarejestrowany przez jedną z firm, zajmujących się marketingiem w Internecie. Sprawa zaczęła brzydko pachnieć, zwłaszcza, że w serwisie nie było żadnych informacji o jego ewentualnych związkach z Sony, więc pomysłodawcy całej akcji, aby ograniczyć wizerunkowe szkody przyznali się do wszystkiego, ujawniając kulisy niecnego procederu.

Każda opinia ma taką samą wartość?

To, czyli przypadek podszywania się firm pod zwykłych konsumentów, nie jest jednak jedynym problemem. Drugim z nich jest wiarygodność autorów różnych opinii. Kilka dni temu Paweł Iwaniuk wyjaśniając, dlaczego porzucił blogowanie o technologiach, wskazał fakt, że eksperci, pasjonaci i znawcy tematu w gruncie rzeczy przestali się liczyć, a za ważne i opiniotwórcze uznawane są nie oceny tych, którzy się na danym zagadnieniu znają, ale wypowiedzi popularnych postaci.

Paweł Iwaniuk:

(...) nie bez powodu specjalizowaliśmy się w swoich dziedzinach. Nie bez powodu ja pisałem o technologii, a jakiś inny bloger czy blogerka, o modzie, polityce czy gotowaniu. Zgoda. Rozpoczynając swoją karierę jako bloger, byłem amatorem. Ale ten amator poprzedził swoją działalność wieloletnią lekturą Komputer Świata, setkami jeśli nie tysiącami reinstalacji Windowsa oraz godzinami bezsensownych dyskusji o nadchodzącym końcu Microsoftu. Wydaje się więcej, że odrobiłem swoje lekcje. A i nie zamierzałem na tym poprzestać. Chciałem również wierzyć, że nie byłem jedyny. Miałem nadzieję, że inni blogerzy(ki), zanim napisali swoje pierwsze posty, też gromadzili wiedzę na tematy, którym poświęcona była ich działalność.

Przykładem może być znana z seriali celebrytka, wypowiadająca się w telewizji śniadaniowej jako ekspert od bezpieczeństwa lotniczego (bo przecież dużo lata), szafiarka recenzująca laptopa albo ambitny uczestnik reality show twierdzący, że wraz ze swoją konkubiną chcą być przykładem jak Beckhamowie. I pewnie dla niektórych będą, przynajmniej tak długo, jak długo będą windować w górę słupki oglądalności i statystyki kliknięć.

Warsaw Shore odc. 1 - Trybson się przechwala

Mocno w tym miejscu odkreślam - nie odmawiam im prawa do wyrażania własnych opinii. Chodzi mi jedynie o to, że miejsce ekspertów zajęły przypadkowe, ale popularne w danej chwili osoby, których opinie traktowane są tak, jakby oparto je na fundamencie jakiejś wiedzy i doświadczenia. Pewnie dla wielu osób to wystarczy, ale ich wartość jest dyskusyjna.

Gdybym mógł cofnąć tę całą rewolucję z „kultem amatora” i powolnym zastępowaniem blogerami mediów mainstremowych, wypieraniem wartościowych dziennikarzy przez socialowe miernoty nie wahałbym się ani chwili (tak, bije tez w siebie). Jeszcze nigdy tak wielu nie pisało tak głupio, na tyle tematów.

A jednak się zgina!

To trochę tak, jak z iPhone’ami 6 i opinią, jakoby były one wyjątkowo łamliwe czy giętkie. Opinię tę zbudowało tak naprawdę parę wpisów w różnych miejscach Sieci i kilkanaście filmów, na których widać, jak różne osoby próbują – zazwyczaj z sukcesem – zgiąć telefon Apple’a. Problem w tym, że wartość informacyjna tych materiałów jest zerowa.

Aby takie testy miały sens, konieczna jest ich powtarzalność, przeprowadzanie w różnych warunkach, z różnymi modelami różnych producentów, a przy testach „polowych” próba większa, niż jeden wideobloger wkładający telefon do kieszeni i próbujący siadać.

Problem w tym, że takie – wiarygodne testy – byłyby prawdopodobnie nie dość, że drogie do zorganizowania, to na dodatek śmiertelnie nudne. Zamiast rozdygotanego z emocji osobnika, krzyczącego do kamery „Paczta, a jednak się zgina!”, oglądalibyśmy serię podobnych prób, w których istotne różnice sprowadzałyby się do mało efektownych zmian w wygięciu czy uszkodzeniu sprzętu.

Takie, rzecz jasna również przeprowadzono, wykazując, że iPhone, podobnie jak inne telefony, da się zgiąć.

iPhone Bending: Consumer Reports' Lab Results | Consumer Reports

Pozwy dla oszustów

W walce o wiarygodność internetowych opinii pojawił się właśnie ważny sojusznik - do ponad 1000 osób, które korzystając z serwisu Fiverr.com proponowały sprzedaż fałszywych opinii na temat oferowanych za pośrednictwem Amazonu produktów, trafiły właśnie pozwy sądowe.

To nie pierwszy przypadek, kiedy Amazon idzie na wojnę z internetowymi oszustami. W kwietniu koncern złożył wniosek przeciwko kilku portalom przeznaczonym do handlu fałszywymi opiniami produktów. Zostały one zamknięte. Ale teraz firma zamierza złożyć pozew przeciwko każdemu oszustowi z osobna.

Takie działania, choć ważne, mają jednak przede wszystkim znacznie symboliczne, bo nie mam żadnych złudzeń, że cokolwiek zmienią. Dlatego czytając w Sieci różne opinie warto zadać sobie odrobinę trudu, by sprawdzić, do kogo należą i zweryfikować ich wiarygodność.

I zawsze, niezależnie od tego, kto wyraża jakąś opinię, warto pozwolić sobie na komfort posiadania wątpliwości. Pytajmy sprawdzajmy, weryfikujmy. Nie wierzmy w jakąś opinię tylko dlatego, że ktoś wyraził ją w Internecie, a Google wypluł na pierwszym miejscu listy wyników wyszukiwania. Dla naszego własnego dobra.

Łona i Webber - Miej wątpliwość

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (14)