Robotyczna pokojówka, listonosz i ochroniarz. Co się z nami stanie w świecie bez pracy?
Czy maszyny zabiorą pracę ludziom? Obawy różnych neoluddystów wydają się zazwyczaj bezpodstawne, ale załóżmy przez chwilę, że mogą mieć rację. Co czeka ludzi w świecie, w którym roboty wyręczą nas w niemal wszystkich, związanych z praca, czynnościach?
22.09.2015 | aktual.: 10.03.2022 10:05
Pracujące maszyny, leniwi ludzie
Jedną z popularnych w SF wizji przyszłości jest świat, w którym ludzie nie muszą pracować. Związany z pracą, albo nawet jakikolwiek wysiłek fizyczny nie jest już potrzebny, bo przedłużeniem naszych kończyn i zmysłów są różne maszyny, pracujące dla i za nas.
Rezultat takiej sytuacji z humorem, ale dobitnie został pokazany choćby w kreskówce Wall-E, gdzie ludzie po eksodusie ze zdewastowanej, macierzystej planety żyli sobie w kosmicznej kolonii w błogim spokoju, obsługiwani przez zmyślne maszyny.
Jak nietrudno zgadnąć, życie w takich warunkach doprowadziło do degeneracji ludzkości, której przedstawiciele szybko zaczęli przypominać wielkie, plażowe piłki, z gracją i dostojeństwem przemieszczające swoje obfite, falujące ciała.
Human dystopia
Od mocno eksploatowanego przez popkulturę motywu ciekawsze wydaje się mi jednak coś innego. Wizja świata z pracującymi robotami i leniuchującymi ludźmi przedstawiana jest zazwyczaj jako dość odległa przyszłość. Okazuje się jednak, że – gdy rozejrzymy się uważnie po świecie technologii – poszczególne elementy tej układanki już istnieją.
Gdyby tylko zebrać istniejące już maszyny w jednym miejscu i dostosować do nich istniejącą infrastrukturę, to okaże się, że przyszłość z filmów SF jest już – przynajmniej w niektórych aspektach - naszą teraźniejszością.
Co potrafią maszyny?
Roboty sprzątające, z których uroczo podśmiechują się twórcy różnych retrofoturystycznych dzieł, towarzyszą nam przecież od lat. Choć nie wyglądają jak humanoidy ze zmiotką w mechanicznych dłoniach, pełnią podobną rolę – w postaci nowoczesnych odkurzaczy pracowicie przemierzają nasze podłogi, choć nie zawsze są w stanie sensownie reagować na różne, nieprzewidziane przez twórców sytuacje.
Na tym jednak ich możliwości się nie kończą – Volvo zaprezentowało niedawno projekt robota o nazwie ROAR (Robot-based Autonomous Refuse handling), który będzie przypominał Segwaya z ramionami. Maszyna, kontrolowana przez kierowcę śmieciarki (o ile w ogóle potrzebny będzie kierowca), ma na jego polecenie samodzielnie podjechać do pojemnika na śmieci i opróżnić go do śmieciarki.
Wątpliwa obecność kierowcy również nie jest zaskoczeniem – pojazdy autonomiczne są już na tyle dopracowane, że radzą sobie w większości sytuacji na drodze. To jednak nic wielkiego w porównaniu z maszynami, które w niektórych szpitalach potrafią już wspomagać personel szpitalny w opiece nad chorymi. Albo – przeciwnie – są w stanie samodzielnie działać może jeszcze nie na polu bitwy, ale np. przy ochronie granic.
Takie przykłady można mnożyć, ale największe wrażenie zrobiły na mnie ostatnio nie jakieś wyjątkowo skomplikowane maszyny, ale prawie zwykłe, odpowiednio zaprogramowane wielowirnikowce. To, że mogą latać w szyku i wykonywać manewry zbyt szybkie i skomplikowane dla człowieka, nie jest niczym nowym. Tym razem pokazano jednak kolejną ciekawą możliwość – drony, samodzielnie budujące most linowy.
Człowiek nie musiał nimi sterować – wydał polecenie, zapewnił warunki do jego wykonania, a maszyny same (no dobrze, nie odmawiajmy zasług programistom!) zajęły się opracowaniem planu budowy i jego realizacją. Efekt okazał się wyśmienity, o czym można przekonać się na poniższym filmie.
Building a rope bridge with flying machines
Praca dla maszyn, kreatywność dla ludzi?
Daruję sobie w tym miejscu jałowe rozważania w stylu „dokąd nas to zaprowadzi”, bo zaprowadzi nas tam, gdzie będziemy chcieli. Choć straszenie buntem maszyn czy złowrogą, sztuczną inteligencją weszło niedawno na nowy poziom, przy wsparciu takich autorytetów, jak Elon Musk czy Stephen Hawking, to możliwości coraz doskonalszych maszyn wydają się mi raczej szansą, niż zagrożeniem dla naszego gatunku.
Dochód podstawowy
model finansów publicznych zakładający, że każdy obywatel, niezależnie od swojej sytuacji materialnej, otrzymuje od państwa jednakową, określoną ustawowo, kwotę pieniędzy. Dochód ten, bez innych form zarobku czy pomocy społecznej, zapewniałby możliwość minimum egzystencji.
Myślę, że ten wariant raczej nam nie grozi. Nawet, jeśli (co wcale nie jest pewne) doczekamy kiedyś świata dobrobytu, w którym wszyscy będziemy mieli zagwarantowany tzw. dochód podstawowy to, jak pokazują różne eksperymenty, zamiast rozleniwienia może nas czekać eksplozja kreatywności.
To przywilej tych, którzy mając zagwarantowane przetrwanie niczego już nie muszą, mogąc w zamian poświęcić swój czas i pomysłowość na tworzenie ryzykownych czy szalonych, ale niekiedy również genialnych pomysłów. Może zatem przymusowe bezrobocie, na które według niektórych mają wysłać nas w przyszłości maszyny, wcale nie będzie takie złe i katastrofalne w skutkach?