"Schudłem dzięki aplikacjom". To działa - fitnessowe gadżety zachęcają do ruchu!
Tymczasem wśród wielu osób wciąż popularna jest opinia, że tego typu dodatki używane są wyłącznie przez szpanerów. Neoluddyzm największym problemem sportowców? Jedno jest pewne: fitnessowe aplikacje i sportowe gadżety naprawdę pomagają!
18.02.2015 08:31
Gadżety dla sportowców
Nie wszyscy rzucili się na fitnessowe opaski, nie wszyscy korzystają z Endomondo. No bo po co: w sporcie liczy się przecież ruch, aktywność, a im więcej dodatków, tym ponoć gorzej. Najlepsi afrykańscy biegacze nie mają butów, trenują w upale i właśnie dlatego wszyscy zazdroszczą im wyników!
A gadżety? Zwykły szpan. Nie biega się dla przyjemności, dla zdrowia, tylko dla fotki na Facebooku i lajków od znajomych, którzy śledzą nasze postępy i klikają “lubię to” gdy przebiegniemy ileś tam kilometrów.
Brzmi znajomo. Tego typu wypowiedzi, których wśród aktywnych nie brakuje, idealnie pasują do terminu neoluddyzm. Tak na naszych łamach pisał o tym pojęciu Mariusz Kamiński:
Technologia jest w tej chwili na wskroś zła. Nie służy już niczemu dobremu (poza medycyną, choć nie do końca) i jest ślepą uliczką ludzkości. Ludzie mieli się o wiele lepiej przed wschodem wielkich technologii i w tej chwili zatracają się w gadżetach, zapominając o człowieczeństwie. Technologia jest praktycznie w całości zaangażowana w rozrywkę, a świat zabawia się na śmierć.
Zaliczacie się do tego grona? Też uważacie, że gadżety i fitnessowe aplikacje szkodą? Jesteście w błędzie.
Aleksy Uchański na swoim facebookowym profilu napisał ostatnio, że aplikacje i sportowe gadżety w dużym stopniu przyczyniły się do zrzucenia zbędnych kilogramów. Zwykłe smartfonowe wyzwania zmusiły do ruchu:
Zaparkować samochód kawałek dalej i pójść z buta. Wejść po schodach. Iść do sklepu 10 min w jedną stronę, a nie jechać autem (mieszkam 1 km od sklepu, przez 9 lat ANI RAZU nie poszedłem do niego na piechotę "bo daleko"). Itd. Nagle się okazuje, że można i że się z tym fajnie żyje
Wypełnianie zadań, wyznaczanie celów, a przede wszystkim rywalizacja: dzięki temu chce nam się ruszać. Przy okazji widzimy, że można być aktywnym tam, gdzie wcześniej nie przyszłoby do głowy. Schodzenie po schodach, zahaczenie o sklep położony ulicę dalej czy wysiadanie przystanek wcześniej - to właśnie dzięki aplikacjom jest motywacja, żeby szukać ruchu.
Osiągnięcia motywują
Oczywiście chce się to robić chętniej, bo dostaje się nagrody. I porównuje wyniki z innymi. “Ja od połowy października CODZIENNIE robię target 10.000 kroków, mam średnią około 13000, a community Jawbonowe ma 7700. To na mnie działa” - dodał Aleksy . Zgadza się z tym jeden z wykopowiczów, który swego czasu najlepiej podsumował, o co w tym wszystkim chodzi: “nic tak nie motywuje jak mail o treningu kolegi, z którym się ścigasz :)”
Ale jest jeszcze jedna i chyba najważniejsza rzecz. “Gdyby nie programy typu endomondo wiele osób by nie biegało lub szybko przestało biegać” - zwraca uwagę tombzd74 na forum bieganie.pl. Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta:
Motywuje to do dalszego poprawiania swoich możliwości, komentarze i lajki umacniają nas w przekonaniu, że nasza praca i postęp jest zauważalny. Poza tym mamy tam informację kiedy ustanowiliśmy swój rekord, a często nie jest to zapamiętywane.
Zgadza się z tym Irena, biegaczka-amatorka, chociaż podkreśla, że gadżety i aplikacje raczej nie wpływają na to, czy ktoś nagle zacznie biegać: “Nie wyjdę biegać na mrozie dlatego, że mam super telefon z milionem sportowych aplikacji, ale w trakcie biegu i już po nim lubię sprawdzać, jak mi poszło” - mówi mi.
Pomiary, śledzenie wyników, rekordy, kontrolowanie organizmu, rywalizacja - to oczywiste zalety aplikacji czy biegowych gadżetów. Ale nie oszukujmy się: to wszystko może skończyć się źle, wbrew powiedzeniu “sport to zdrowie”.
Endomondo szkodzi?
Bo niektórzy zbyt poważnie biorą się za trening z Endomondo czy fitnessowymi aplikacjami. Nie zawsze więcej równa się lepiej. Aplikacje czasami pozwalają o tym zapomnieć. Zamiast treningu jest wyścig, który często prowadzi do kontuzji:
Endomondo listuje wasze najszybsze osiągnięte na treningach czasy na popularnych dystansach i prezentuje je jako życiówki. Myślenie jest takie, skoro wczoraj zrobiłem życiówkę to dzisiaj zrobię kolejną. Początkujący biegacz uzyskuje zatem przekonanie, że tak się właśnie trenuje, że to jest najbardziej właściwa metoda treningowa. (...) Każdy człowiek działa tak samo. Każdy ma serce, naczynia krwionośne, mięśnie, u każdego wysiłek fizyczny wywołuje podobne procesy adaptacyjne. Dlatego pewne ogólne zasady treningowe są stałe. Jedną z tych zasad jest ta, że nie można z każdego treningu robić zawodów
Ale to jak ze wszystkim - łatwo przeholować, nie wolno nadużywać. Dlaczego z treningiem miałoby być inaczej?
Tym bardziej nie rozumiem więc narzekań na sportowe aplikacje czy fitnessowe gadżety. Owszem, trzeba piętnować firmy, które w pogoni za łatwmy zyskiem produkują szmelc, licząc na to, że ktoś nie zaznajomiony z tematem wpadnie w pułapkę. Ale że ludzie chcą z tego korzystać? Co w tym złego?!
Wręcz przeciwnie - korzyści jest wiele. Może i “marchewka” w postaci osiągnięcia jest banalna, ale skoro działa, to znaczy, że swoje zadanie spełnia. Róbmy użytek z tego, co daje nam technologia i cieszmy się, że zachęca do ruchu.