Sprawdziliśmy: Polacy bez zastanowienia dodają obce osoby na Facebooku
Fakt, że można pochwalić się tysiącem znajomych, jest ważniejszy niż prywatność. Na Facebooku niezwykle łatwo o znajomych. I co z tego, że często dodaje się obce osoby.
Poznajcie Grzegorza. Grzegorz na pierwszy rzut oka jest do bólu przeciętny. Z jego profilu na Facebooku możemy wyczytać, że lubi typowe polskie kabarety. Typową polską muzykę. Interesuje się też piłką nożną - w awatarze ma Cristiano Ronaldo.
Urodził się w Gdańsku, ma 26 lat. Poza tym niewiele więcej o nim wiadomo. Gdzie mieszka, czym się zajmuje, dlaczego założył konto przed kilkoma godzinami?
Nikogo to nie interesuje. Grzegorz ma już 68 znajomych. Grzegorz nikogo z nich nie zna. Nie widział ich, nie spotkał, nie znajdował się w ich okolicy.
Fikcyjne konto na Facebooku
Grzegorz nie istnieje.
Musiałem wzbudzać zaufanie, stąd piłkarz w awatarze. Bycie fanem Ronaldo wystarczy. Wchodzę na stronę rodzimych kibiców Realu, wybieram jakiegoś młodego chłopaka, klikam “dodaj do znajomych”.
Nie minęło pięć sekund - od razu przyjął.
Bez zastanowienia. Dlaczego 26-latek chce mieć w znajomych gimnazjalistę? Skąd znam gościa, który, owszem, lubi ten sam klub, ogląda polskie kabarety, ale poza tym nic o nim nie wiem?
Mój pierwszy internetowy znajomy nie pyta. Nie myśli. To nieważne. Ważne, że liczba znajomych podskoczyła.
Potem jest już z górki. Pojawiają się sugerowani znajomi. Pyk, pyk, pyk - liczba rośnie. Klikam, znamy się. “X wspólnych znajomych” otwiera furtkę. To wystarczy, nawet jeśli nie kojarzy się nazwiska, a po "tablicy" nie da się poznać, kim ten facet jest.
Prawo Facebooka: im więcej znajomych, tym lepiej
Liczba znajomych rośnie. Nie muszę ich dodawać, sami zapraszają. Skoro 20 znajomych go zna, to znaczy, że ja też.
Można byłoby znowu ponarzekać na bezmyślną młodzież. Ale w mojej grupie znajomych - myślę, że do końca tygodnia spokojnie dobiłbym do 500 - mam też starsze osoby. Matkę z dzieckiem. To jej główna facebookowa aktywność: wrzucanie zdjęć bobaska.
Zabawne są pozory. Jest moda na ukrywanie nazwiska. Niektórzy piszą "xD", inni "kmwtw" - czyli kto ma wiedzieć ten wie. "Wiedzieć" w tym przypadku oznacza "chce". Kto chce, ten od razu jest zapraszany. Tyle z maskowania.
To nie tak, że dzięki bezmyślności odkryłem tajemnice młodzieży. Na Facebooka wrzucają same głupotki. “Co jest zadane”, “jestem w związku”, “hahaha, ale beka”, “wesołych świąt”, “lubisz mnie - lajk, uwielbiasz - komentarz”.
Ale jest też dużo zdjęć. Bardzo dużo zdjęć. Wiem, gdzie ci ludzie mieszkają, jak spędzają wolny czas. Jak wyglądają. Dla niektórych mających problem z głową takie treści to spełnienie marzeń. Mają je na wyciągnięcie ręki. Od ich chorej psychiki zależy, co z tymi informacjami zrobią.
Pewnie odkrycie tego nie wymaga założenia fikcyjnego konta na Facebooku. Wystarczy przelecieć po blogach, ask.fm i innych takich, by dostać podobny obraz. Wszyscy sami się wystawiają.
Facebook: publiczny pamiętnik
To jednak przerażające. Jakby dostęp do klasowych złotych myśli czy dziennika miał każdy. Naprawdę nie trzeba się maskować. Nie trzeba stwarzać pozorów. “Prywatność” dla wielu młodych to zupełnie obce słowo.
Nie obwiniam Facebooka, nowej generacji. To nie jest nawet wina tych młodych, wybaczcie, ale to chyba najlepsze określenie, trochę głupiutkich ludzi. Dostali narzędzie, którego nie rozumieją.
Mama wytłumaczyła im, że nie otwiera się obcym ludziom, a od pana dającego cukierka szybko się ucieka. Ale zapomniała dodać, że nieznajomych odrzuca się też na Facebooku. Nie jest się fajnym, jeśli ma się 800 przyjaciół, z czego rozmawia z pięcioma.
Może o tym nie wie, bo sama ma tysiąc znajomych. Wrzuca śmiesznie zdjęcia. Niech Bożena z pracy wie, jaka jestem towarzyska i jakie piękne jest moje dziecko. Moja chrześnica. Moja wnuczka.
Prywatność? Nie istnieje!
Niby nic, ale przecież kim ja jestem, żeby tego słuchać. Ludzie paplają, na poczcie, w kolejce, do sprzedawcy bułek, a dzieci podpatrują i nie widzą w odkrywaniu siebie nic nadzwyczajnego. Norma.
Jedziesz autobusem i znasz wszystkie problemy dziewczyny z chłopakiem. Że tamten pije, że ona z przyjemnością go zdradza, że Kaśka się wyprowadziła po tym, jak jej facet ją uderzył. Nie musisz dodawać do znajomych z fikcyjnego konta, żeby mieć dostęp do teoretycznie prywatnych sekretów. Wszystko jest na wyciągnięcie ręki, wystarczy słuchać.
Naprawdę fajnie byłoby zrzucić winę na Facebooka. Ale problem jest dużo poważniejszy. Jak widać nie radzą sobie z tym rodzice, nie pomaga też szkoła. Może po prostu tak musi być?
Może lubimy być obserwowani. Nie tylko przez rząd.