Sprzedaj mi swoją biedę [Gadżetomaniak w podróży]

Sprzedaj mi swoją biedę [Gadżetomaniak w podróży]

Sprzedaj mi swoją biedę [Gadżetomaniak w podróży]
Piotr Gnyp
07.01.2014 12:53, aktualizacja: 25.01.2014 13:35

Płyniemy razem łódką. Poza mną jest dwóch Khmerów obsługujących łódź i śmieszny napis nad nimi. “Ja zadowolony z pokazywania tobie rzeka i pływająca wioska. Jeżeli ty zadowolony daj napiwek kierowcy” - czytam. Śmieję się w myślach. Na głos nie wypada.

Kambodża to biedny kraj. Jeden z najbiedniejszych w całej Azji. Wizyty w Hongkongu, Singapurze, Dubaju czy Bangkoku mogą u warszawiaka spowodować kompleks małej stolicy. Tu jest inaczej: czas się zatrzymał i szklanym okiem aparatu można zobaczyć sceny jak z programu National Geographic. Ludzie piorą ręcznie w rzekach, rybacy wypływają rano na połów, kobiety ścinają trzcinę cukrową. Słowo daję: Kambodża oferuje wszystko, co przeciętny Polak widzi oczyma wyobraźni po usłyszeniu frazy “daleka Azja”.

Biedę widać, czuć i - co ciekawe – również się nią handluje. Bezdomni, małe dzieci, handlarze, sprzedawcy czy kalecy chętnie pozują do zdjęć pokazujących ich niedostatki – za "łandolarpliz" oczywiście. Dzieci pracują tu od najmłodszych lat nie tylko wraz ze swoimi rodzicami, ale też uczą się sztuki sprzedawania swojej biedy. Jestem głodny, dasz mi dolara? – pyta mnie mały chłopczyk. Wcześniej widziałem, jak zsiadł z motoru wraz z bratem, przywieziony chyba przez swojego ojca, by naciągać turystów. Milczę. Dlaczego? – ponawia pytanie chłopiec. Widać, że wie, co robi. Serca białych kobiet miękną szybko, za chwilę dziecko wraca do swojego opiekuna z kilkoma dolarami.

A tutaj to sporo.

Jakby o tym pomyśleć, to lepsze to niż sprzedawanie dzieci pedofilom czy do burdeli. Dopiero teraz dojechałem do bardziej turystycznej części Kambodży. A tu wszędzie plakaty mówiące o tym, by dzieci chronić. A jest przed kim.

"A tu wszędzie plakaty mówiące o tym, by dzieci chronić"
"A tu wszędzie plakaty mówiące o tym, by dzieci chronić"

Okazuje się, że ta bieda to jedno z dóbr narodowych Kambodży. Wszyscy turyści z aparatami trzaskają foty ciężko pracujących ludzi, ruder służących za mieszkania czy ubogich strojów. Słowne współczucie, okrzyki niedowierzania czy opowieści o ekstremalnych warunkach Kambodżan to standard. I dobry icebreaker na wyjeździe. Zawsze jest o czym opowiedzieć nieznajomemu.

Turyści przyjeżdżają, dowiadują się o Czerwonych Khmerach, Polach Śmierci, komunizmie, biedzie i korupcji, będą zszokowani, porobią fotki, rozdadzą te parę dolarów i wrócą do swoich krajów z pakietem zachowanych na Instagramie wspomnień.

I w sumie nie mam nic przeciwko temu. Na świecie mamy mnóstwo organizacji, które chcą pomóc, banków udzielających pożyczek i tym podobnych. Jak ktoś chce, to może. Reszta niech płaci podatki i wspiera dany kraj, wydając tam swoje pieniądze.

Wkurza mnie jedynie to żerowanie biednych na biedniejszych.

Pływające wioski to jedna z atrakcji Kambodży. Na Tonle Sap (największym jeziorze Azji) i wpadających do niego rzekach osiedlili się Wietnamczycy. Żyją jak Cyganie. Zamiast wozów mają pływające domy. Zresztą to mało powiedziane – są tam całe wioski. Ze szkołami, sklepami, warsztatami i tym wszystkim, co ludziom do życia niezbędne. A mieszkają tam ludzie bardzo biedni. Ich jedyny posiłek to ryby i ryż. Codzienność to walka o przetrwanie: zdobyć pożywienie, nie utopić się podczas połowów, nie zostać pożartym przez krokodyle. Sierot tu dużo, mają nawet dla nich osobny internat.

Cambodia floating villages - Kompong Luong

Wpływamy do wioski. Silnik starej łódki wyje głośno. Zresztą innych turystów też słychać. A jest ich dużo. Robią zdjęcia, pokazują sobie mieszkańców palcami. No istne z kamerą wśród zwierząt. Przewodnik łamanym angielskim mówi mi, ile osób ginie co roku, jak jest tu ciężko. I że przy nich Kambodżanie są naprawdę zamożni. Czuję, że moja wizyta może przynieść coś dobrego, że z pieniędzy, które wydałem, część trafi do mieszkańców. Potrzeb mają dużo, więc każda kwota się im przyda.

  • Nie, oni nic nie dostają – uświadamia mnie przewodnik. Moja firma po prostu pokazuje ich turystom i zbiera całą kasę. Nie dzieli się z nimi.

Nic dziwnego, że wyglądali na wkurzonych. Mnie też to wkurza.

Dopiero masaż ukoił moje nerwy.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)