Sprzęt dla graczy – sposób na wyciąganie kasy od naiwnych czy narzędzia dla zawodowców?
Peryferia dedykowane graczom nie są zazwyczaj tanie. Nie dziwi mnie zatem gdy moi znajomi próbują dociec, jaki jest sens wydawania na myszkę 300 zł, kiedy im bez zarzutu działa taka za 30 zł? Na co komu klawiatura mechaniczna głośna niczym maszyna do pisania, kiedy zarówno grać jak i pracować można na najprostszym modelu kosztującym 5-10 proc. jej ceny? Już spieszę z odpowiedzią dla wszystkich zainteresowanych.
Gadżet czyni gracza?
Po lekturze wielu wątków na forach, analizie wypowiedzi pseudo-graczy uważających się za profesjonalistów, można dojść do wniosku, że to gadżet czyni gracza. W zasadzie granie bez ekwipunku kosztującego polską średnią krajową nie ma najmniejszego sensu.
Bez wypasionej klawiatury X firmy Y nie jest się graczem, a jedynie casualem, który nie ma czego szukać podczas starć online, bowiem zostanie zmasakrowany właśnie przez grających na high-endowych peryferiach zawodowców. Niestety, właśnie takie wypowiedzi bandy dzieci bogatych rodziców szargają opinię zarówno profesjonalnym graczom i e-sportowcom jak i samym peryferiom.
Fakty, niestety, są takie, że drogi sprzęt z nikogo nie zrobi wymiatacza. Mysz za 300 zł nie będzie sama nabijała fragów, mechaniczna klawiatura nie wygra za nikogo potyczki w League of Legends. Bo czy zakładając kask Sebastiana Vettela zyskuje się umiejętności pozwalające sięgnąć po mistrzostwo w Formule 1? Z odpowiedzią na to pytanie chyba nikt nie powinien mieć problemów.
Trening i tylko trening czyni mistrza, o czym mogą przekonać się bywalcy turniejów dla graczy. Na nich nie raz i nie dwa zdarzyło się, że dopiero zaczynający swoją karierę, przez nikogo niesponsorowany team z peryferiami za 50 zł dał wycisk zawodowcom dzierżącym sprzęt za parę tysięcy.
Zatem w czym rzecz? Na pewno w zrozumieniu tego, że najważniejsze są umiejętności. Wypasiony sprzęt ich nie zastąpi. Co nie oznacza, że jest on niepotrzebny. Typowemu casualowi wyposażona w 20 przycisków myszka przewagi raczej nie da, ale na pewno uprzyjemni tłuczenie w ulubione RPG, zawodowcowi zaś doda dodatkowych punktów. Ale najczęściej tylko wtedy, kiedy osiągnie on już granicę swoich umiejętności. Z peryferiami dla graczy jest podobnie jak z Viagrą. Nie kupuje się jej na starcie, w sile wieku, będąc zdrowym nasto- czy dwudziestoparolatkiem. Jest to specyfik wspomagający tych, którzy już osiągnęli granice swoich seksualnych możliwości.
Reasumując, gadżet nie czyni gracza. Gracza czynią jego umiejętności. Podobnie jak masa świecidełek nie czyni z myszy za 20 zł myszy dla wytrawnego e-sportowca. Bo choć gamingowy sprzęt jest zazwyczaj nafaszerowany mało potrzebnymi dodatkami, w tym diodami, dzięki którym może udawać choinkę, to jednak nie w tym tkwi jego siła. Czym się różni porządny sprzęt dla gracza od taniochy, którą znajdziecie na marketowych półkach, która być może wizualnie jest do niego bardzo podobna?
Peryferia dla graczy… ale czy tylko dla nich?
Większość moich znajomych (programistów, przedstawicieli handlowych, menedżerów) dziwi się, gdy mówię im, że pracuję na myszy kosztującej grubo ponad 200 zł (Logitech G600). Bo czy ona parzy kawę lub sprząta na biurku? Nie i nigdy nie miała tego robić. Zatem po co płacić za wskaźnik kilkaset złotych, skoro można mieć to samo za 20 zł? No właśnie, wcale nie to samo.
Co właściwie zyskałem inwestując kilka lat temu taką sumę w urządzenie, które pozornie tylko porusza kursorem na ekranie i nic więcej nie robi? Na pewno nie dodatkowe punkty podczas sieciowych potyczek, bo zagorzałym graczem nie jestem.
Logitecha G600 MMO kupiłem… do pracy. Pierwsze, co zyskałem, to niesamowita wprost ergonomia. Owszem, na początku musiałem się chwilę przyzwyczajać do wielkiej myszy, na której spoczywają nie dwa lecz trzy palce. Ale opłacało się. Przy paru godzinach dziennie spędzonych przy komputerze czuć różnicę. Dłoń jest znacznie mniej zmęczona.
A wydawałoby się, że jako redaktor i programista zajmuję się głównie pisaniem. Otóż nie i nawet sam nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak dużo korzystam z myszy. Dopiero te wyposażone w oprogramowanie zliczające przebyty dystans i kliknięcia uświadomiły mi, jak często korzystam ze wskaźnika.
Mysz dla gracza – jaką wybrać?
Mysz dla gracza to otoczony szczególną opieką producentów gatunek klikającego gryzonia. Panoszy się na biurkach zapaleńców, rzadko spotykany w korporacjach, gdzie budzi zdziwienie. Ubóstwiany za szybkość i precyzję imponuje możliwościami, stanowiąc jedność z ręką wytrawnego gracza. Zainteresowany kupnem jednego z nich? Nie wiesz, na którego się zdecydować? Pomożemy!
I to mimo, że operuję jednak głównie klawiaturą, posługując się często skrótami (i makrami, ale o tym później). Znakomity profil, niesamowita precyzja i płynność ruchu, dzięki teflonowym ślizgaczom, to coś, czego nie dają myszy za 20 a nawet 50 zł. Do tego dochodzi funkcjonalność, z której korzystam.
Pod kciukiem mam na co dzień pod kciukiem mam np. klawisze Page Up i Down, sterowanie multimediami (głośność, odtwórz/pauza, kolejny i poprzedni utwór), przełączanie między zakładkami w przeglądarce. Pierdoły? Niekoniecznie. Przeglądając strony internetowe i w międzyczasie słuchając muzyki bardzo zyskuję na ergonomii.
Mogę wprost błyskawicznie przejść w dół strony, znacznie szybciej niż rolką. Mogę też, bez jakiegokolwiek ruchu ręką przejść do innej karty w przeglądarce, czy zmienić utwór. Normalnie musiałbym skorzystać ze skrótu klawiszowego, gdzieś kliknąć (niekiedy nie tylko 1 raz), czy sięgnąć ręką. Dzierżąc Logitecha G600 nie muszę tego robić, przerywać aktualnie wykonywanej czynności. Po prostu wciskam klawisz, który i tak mam pod ręką. W praktyce do wygody oferowanej przez tą 20-przyciskową mysz tak się przyzwyczaiłem, że nie mam najmniejszej ochoty pracować na innych gryzoniach. A muszę, niestety.
Ponadto zyskałem wprost niesamowitą precyzję, którą doceniam podczas prac graficznych i... trwałość. Przy tak intensywnym użytkowaniu niedrogie myszki, które miałem wcześniej, wytrzymywały góra kilka miesięcy. Po tym czasie albo padało kółko, albo miałem dwu- a nawet trójklik, niekiedy też łamał się kabel. Aktualna mysz służy mi już 2,5 roku. W dalszym ciągu działa jak nowa. Nie ma problemów z przełącznikami (żywotność 20 milionów kliknięć), przewodem, ślizgaczami czy rolką. Nie dzieje się absolutnie nic. Nawet grzbiet się nie powycierał. I teraz, choć podczas zakupu miałem wątpliwości (300 zł to dla mnie duży wydatek), nie żałuję swojej decyzji.
Podobnie rzecz ma się z klawiaturą. Od kilku lat pracuję na Razerze BlackWidow Ultimate. Jednym i tym samym, który uparcie działa jak po wyjęciu z pudełka. Wcześniej, biorąc pod uwagę fakt, ile milionów znaków piszę rocznie, po nową klawiaturę musiałem sięgać średnio nawet co 3-6 miesięcy. Wymiękały zarówno te tanie (20-50 zł), jak i te droższe (ok. 200 zł). Klawisze wycierały się (to akurat mało istotne, i tak piszę bezwzrokowo) i przestawały łączyć lub blokowały. Teraz nie mam tego problemu. Co więcej piszę zdecydowanie szybciej. Mechaniczna klawiatura jest jak brzytwa, z którą nie może się równać żadna elektryczna maszynka.
Klawiatura dla gracza – jaką wybrać? Co trzeba wiedzieć? [poradnik i przegląd]
Klawiatura dla gracza to dla wielu tylko absurdalnie drogi gadżet, dla innych zaś narzędzie warte każdych pieniędzy. I z jednymi, i z drugimi można się częściowo zgodzić. Dobra klawiatura dla gracza kosztuje sporo, ale nie da się ukryć, że dobry refleks, instynkt i umiejętności to często za mało, by wygrać. Z niniejszego poradnika dowiecie się, na co zwrócić uwagę, wybierając zestaw klawiszy, i które urządzenia są godne uwagi.
Reaguje na moje polecenia błyskawicznie, nie straszne są jej wieloklawiszowe kombinacje, a ja dostaję znakomity feedback. Po zmianie klawiatury membranowej na mechaniczną czuję się jak po przesiadce z tatusiowatego Opla Astry Kombi do Audi RS6 Avant. Jedno i drugie auto ma kufer, ale nie znam nikogo, kto po jednej przejażdżce RS6 chciałby oddać kluczyki. Ja też nie chcę i, na szczęście, nie muszę. I podobnie jak mysz, klawiatura mechaniczna służy mi głównie do pracy. Na co dzień jednak procentuje jej ergonomia, funkcjonalność i wytrzymałość. Po ponad 2 latach w dalszym ciągu wygląda i pracuje jak nowa.
Ja natomiast, dzięki możliwości programowania przycisków, mam najpotrzebniejsze kombinacje zawsze pod ręką. Nie muszę szukać 3 czy 4 przycisków na klawiaturze, wystarczy jedno stuknięcie. Może nie zaoszczędzam przez to godziny dziennie, ale na pewno zyskuję na komforcie pracy. Ale dzięki znakomitej ergonomii, świetnej odpowiedzi klawiszy i chirurgicznej precyzji działania pracuję zarówno wygodniej, jak i szybciej. Oczywiście na pewno znajdzie się ktoś, kto pobije moje tempo nawet na membranówce. Tyle tylko, że praktycznie mogę się założyć, że na mechanicznej będzie jeszcze szybszy i to bez wielkiego wysiłku. Proste.
Sprzęt dla graczy – skok na kasę? Nic z tych rzeczy!
O tym, że większość amatorskich graczy z głębszymi kieszeniami z lubością wydaje setki złotych na drogie, świecące się gadżety myśląc, że uczynią z nich prawdziwych pro-gamerów wiadomo nie od dziś. Nie zmienia to jednak faktu, że dedykowane miłośnikom wirtualnej rozrywki urządzenia są zazwyczaj naprawdę dobre. Na pewno nie raz i nie dwa płacimy ekstra za markę, ale tak to już w obecnych czasach działa. Dobra myszka czy klawiatura dla gracza, kosztująca nierzadko kilkaset złotych, to jednak bardzo często dobra inwestycja i to nie tylko z perspektywy gracza, ale i kogoś, kto sprzętu będzie używał głównie do pracy.
Najczęściej zyskujemy nie tylko kiczowate podświetlenie, które na szczęście można wyłączyć, lecz przede wszystkim wygodę, trwałość i funkcjonalność. Sprzęt dla tych, którzy godzinami rypią w gry i nierzadko są agresywni i niezadowoleni (np. z powodu porażek) jest zazwyczaj dobrze zaprojektowany i przemyślany. Nie tylko działa precyzyjnie i zgodnie z oczekiwaniami, ale jest w stanie wiele znieść i oferuje funkcje, które przydać się mogą nie tylko podczas gry, ale i na co dzień. Oczywiście należy pamiętać, że wydanie kilkuset złotych nie jest receptą na sukces, a i w dziale dla graczy nie brakuje bubli niewartych swojej ceny.