Światowy dzień czytania Tolkiena. A może czas na polski dzień czytania Wiedźmina?
Dziś w Polsce, tak jak i na całym świecie, obchodzi się dzień czytania Tolkiena. Dlaczego jeszcze nie mamy własnej podobnej imprezy, na przykład z Geraltem w roli głównej?
Światowy dzień czytania Tolkiena
Skoro to “światowy dzień”, to odbywa się także w Polsce. W Poznaniu “Władca Pierścieni” analizowany jest przez historyków, antropologów i językoznawców z UAM. W Zielonej Górze fragmenty trylogii czytać będą znani zielonogórzanie. Podobnie będzie w Opolu, gdzie od godziny 10:00 chętni czytają na głos “Hobbita” i podają go sobie dalej, jeśli już się zmęczą - w ten sposób chcą skończyć całą książkę.
Łódź także zaczyna świętować dziś, ale najciekawiej będzie w sobotę, kiedy to “odsłonięty zostanie pomnik zwycięstwa Gandalfa Szarego, przedstawiający walkę Gandalfa z Balrogiem.” Sam Gandalf ma wygłosić też orędzie do łodzian.
Czytam o tych wszystkich atrakcjach i od razu nasuwa się pytanie: a właściwie to czemu nie ma jeszcze “Ogólnopolskiego dnia czytania Wiedźmina”?
Serio, czemu? Jest jakiś sensowny argument przeciwko takiemu wydarzeniu?
Bo impreza jest niepotrzebna? Skoro spotykają się fani Tolkiena, to śmiało możemy założyć, że miłośników Sapkowskiego też by nie zabrakło. Pewnie i tak mają jakieś spotkania, ale porozrzucane po całym kraju, w różnych terminach, a wiedzą tylko zainteresowani.
Fajnie byłoby to spiąć w jedno, ogólnopolskie wydarzenie. Czytanie Wiedźmina w szkołach, granie w planszówki w pubach, być może - dla śmiechu - oglądanie filmu i serialu. Jest w czym wybierać.
Bo Sapkowski to nie Tolkien, a Geralt to nie Frodo? Bez przesady, Wiedźmina na pewno kojarzy większość. Nawet jeśli nie z książki, to z gry. W końcu Wiedźmin 2 trafił do Obamy, Geralt wylądował na okładce Polityki, o sukcesach CD Projekt RED często mówi się w biznesowych programach telewizyjnych.
Teoretycznie - nie ma przeszkód.
Jest jednak powód, dla którego w Polsce obchodzi się “Światowy dzień czytania Tolkiena”, ale “dnia czytania Wiedźmina” nie ma. Bardzo prosty. Pierwsza impreza przyszła do nas z zachodu, a tę drugą musielibyśmy sami sobie wymyślić i wypromować.
A my, jak wiadomo, tego nie umiemy.
Prosty przykład - “Ida”. Kiedy film dostał Oscara, Łódź od razu stworzyła promocyjny spot, w którym chwali się filmami, zaś jedna z łódzkich cukierni zaczęła sprzedawać ciastko “Ida”.
Czegoś nie rozumiem - czy w Łodzi dopiero po Oscarze zrozumieli, że film jest jednak świetny i warto wykorzystać go do promocji miasta? Nikt nie wpadł na to, że to dobre dzieło i warto chwalić się nim od razu, podkreślać, że był produkowany w Łodzi? Potrzeba było zapewnienia z Ameryki: “tak, cieszcie się Polacy, udało wam się”? Dopiero po dwóch latach stało się to jasne? Śmieszne.
Ulica Geralta w Polsce?
Czytam, że w Wałbrzychu swoją ulicę ma Ayrton Senna, brazylijski kierowca F1. Co wspólnego ma z Wałbrzychem, poza tym, że w mieście jest muzeum sportów motorowych? Może zawsze chciał tu przyjechać? Nie mam pojęcia. No ale ulica Senny jest.
Wyobraźcie sobie, co by się działo, gdyby ktoś wpadł na pomysł: zróbmy ulicę Geralta. Albo dajmy go na patrona szkoły. Bo czemu nie? Pierwszy od dawien dawna “nasz” superbohater, na dodatek postać, dzięki Sapkowskiemu, przez którą wiele osób zaczęło czytać książki. Nie mówiąc już o pewnej reklamie naszego kraju za sprawą książek i gier.
Fajnie, że czytelnicy Tolkiena mogą się spotkać. Tylko całe te wydarzenia mnie smucą. Owszem, obchodźmy i takie “święta”, jeśli są chętni, proszę bardzo. Ale czemu nie mamy własnych, jeszcze huczniejszych? Też mamy kogo czytać i kim się chwalić.
Przykre jest to, że w Łodzi, mieście Sapkowskiego, odsłania się pomniki Gandalfa, a o Geralcie - cisza. Może to i głupota, ale mam wrażenie, że jakoś to o nas świadczy.