Tanio i słabo. Czekam na nową wersję Chromebooków: tanio i potężnie!
Chromebooki to komputery, które mają zapewniać podstawy w niskiej cenie. Tylko czy to właściwa droga? Gdzie tu miejsce na rozwój?
06.08.2015 | aktual.: 10.03.2022 10:09
Chromebooki i – już niebawem – Cloudbooki wydają się lepiej trafiać w swój czas, wsparte przez usługi działające w chmurze - przewiduje Łukasz, pisząc o kolejnym tanim sprzęcie, tym razem z Windows 10 na pokładzie.
Dla użytkowników, skupiających się na przeglądaniu Sieci, serwisach społecznościowych, YouTube czy podstawowej pracy z dokumentami to całkiem sensowna alternatywa dla droższych urządzeń i płacenia za możliwości, które i tak nie zostaną wykorzystane.
“Moda” na tani sprzęt spełniający podstawowe potrzeby jest ciekawa. Wygląda na to, że to rynek z coraz większym potencjałem, bo kolejne firmy tworzą swoje modele. Teoretycznie to dobrze. Im większa konkurencja, tym lepiej.
Tylko czy w przypadku tanich sprzętów możemy w ogóle używać określenia “lepiej”?
Przyznam szczerze, że zachwyciłem się ideą tanich, małych komputerów. Takich jak Intel Compute Stick - urządzenie wygląda jak pendrive, tymczasem to kieszonkowy komputer.
Minituryzacja komputerów to według mnie postęp. Dobry kierunek. Dostajemy sprzęt, z którego możemy korzystać w pracy i w domu. Chcemy obejrzeć serial na dużym telewizorze? Proszę bardzo. Chcemy popracować przy biurku - nic nie stoi na przeszkodzie, podłączamy komputer bezpośrednio do monitora. Przenosimy go nie w torbie czy plecaku, a po prostu w kieszeni. Fajne, wygodne, ciekawe, nietypowe.
Tanio? Skądże!
Natomiast nie rozumiem za bardzo zalet Chromebooków i im podobnych urządzeń. Dobrze, są tanie. Choć należy zadać sobie pytanie, czy 169 dolarów (niecałe 650 zł) to faktycznie mało. Mam wrażenie, że nie. Wręcz przeciwnie! Cena jest dość spora, skoro mówimy o urządzeniu, które spełnia funkcje starego komputera sprzed lat. Czy Chromebooki nie są więc dowodem na pewną patologię - mało funkcji, ograniczenia, mimo wszystko wysoka cena?
Podobnie jak w przypadku “tanich telefonów”, tak i teraz mamieni jesteśmy niską ceną. Ale tłumaczy się, że to jest w porządku. Robi się z tego zaletę. W końcu “podstawowe potrzeby” są zapewnione.
I w tym rzecz - podstawowe potrzeby. Zastanawiam się czy skręciło to w odpowiednią stronę. Skupiamy się na tym, żeby było “w sam raz”. “Tanio”. Celowo nie piszę tanio, bo uważam, że w tym przypadku to bardzo dyskusyjne określenie.
Trochę smuci mnie fakt, że nie postawiono na inny wyścig, w którym producenci by ze sobą rywalizowali. Tanio, ale z dobrymi i mocnymi podzespołami. Owszem, możemy powiedzieć, że to naiwne życzenie, ale przecież na tym właśnie polega rozwój. Coś, co kiedyś było drogie i dla nielicznych, z czasem staje się tańsze i ogólnodostępne.
Dobrym przykładem na to, że to działa, są konsole. Kiedyś Xbox 360 czy PlayStation 3 - nie mówiąc o poprzednich generacjach - kosztowały naprawdę dużo. W wspominkowym tekście o PlayStation w Polsce Piotr Gnyp ciekawie zauważył: PS4 to pierwsza konsola, za którą w dniu premiery zapłacił mniej niż 2 tysiące złotych!
Mierzmy wysoko
Natomiast w mniejszych komputerach do tego się nie dąży. Bo i po co, skoro można sprzedać sprzęt o skromnych możliwościach. Wmówić, że jest tani - a tak naprawdę chodzi tylko o to, że jest tańszy niż mocniejsza konkurencja - i w ten sposób nakręcać popularność.
A mnie się marzy, że jakaś firma, zamiast kolejnego taniego laptopika z systemem operacyjnym, pokaże tani mini-komputer, który poradzi sobie z grami. Albo zaawansowanymi programami. Zamiast zadowalać się podstawami, znowu dążmy do czegoś więcej! Tanio i dobrze.
Tym bardziej że w dobie tabletów, które nie tylko zapewniają podstawowe funkcje (i, coraz częściej mam wrażenie, robią to dużo lepiej i wygodniej), ale też oferują coś ponadto. Można je łatwiej zabrać ze sobą, korzystać w wielu miejscach. I nagle - a raczej: znowu - próbuje wcisnąć się nam produkt pod płaszczykiem “taniości” i praktyczności. Tyle że, o czym pisał wczoraj także Łukasz, to już było.
Ale może tego właśnie ludzie potrzebują? Prostoty, za którą, paradoksalnie, mogą zapłacić dużo, ale pociesza ich fakt, że to i tak mniej niż zwykły, tradycyjny laptop. Na to samo wychodzi w przypadku telefonów. Ba, pojawiają się modele z klapką, które wyglądają tak, jak przed laty. LG Wine Smart, mimo naprawdę skromnych podzespołów, kosztuje w Korei Południowej około 650 zł!
Szkoda, że płacimy dużo za podstawowe potrzeby, a nie mało za spore możliwości. Tego spodziewałbym się po rozwoju i postępie.