To mnie wkurza. Paranoja w rezerwacie, czyli dlaczego Apple robi z klientów idiotów?
Miarą sukcesu jest podobno to, jak wielu ludzi cię nienawidzi. Gdyby było to prawdą, Apple byłby najbogatszą firmą na ziemi. Jest? No tak, teraz wszystko jasne. Tylko skąd wzięły się te tabuny hejterów?
18.06.2015 | aktual.: 02.09.2015 15:53
Mistrzowie iluzji
Lubię Apple. Cenię sobie wygodę, jaką zapewniają mi sprzęty tej firmy. Dostrzegam dopracowane detale i ergonomię. Podoba mi się charakterystyczne i namiętnie kopiowane przez resztę świata, jabłkowe wzornictwo. Zniosę nawet Jony’ego Ive’a, który ze wzrokiem spaniela i drżącym ze wzruszenia głosem opowiada o ponadczasowym, doskonałym kształcie przycisku na obudowie.
Ale nie mogę znieść jednego – wciskania klientom ordynarnej ściemy.
- Hej, po co robić najlepszy sprzęt na świecie, gdy wystarczy tylko mówić, że taki robimy! – nie wiem, kto w Cupertino powiedział te słowa, ale one z pewnością tam padły. Kiedy to było?
Do czego służy telefon?
Może wtedy, gdy najlepsi na świecie inżynierowie zapomnieli , że smartfon służy nie tylko do tego, by się w niego wpatrywać pełnym ekscytacji spojrzeniem, ale ktoś może użyć go do dzwonienia. Chwycić brudną, niegodną obcowania z absolutem dłonią. Złapać tak, jak łapie się telefon – za krawędź obudowy i zewrzeć poprowadzoną wzdłuż tej krawędzi, metalową antenę.
Gdy telefon był już prawie gotowy ktoś musiał się w tym połapać – aby zniechęcić ludzi do korzystania ze smartfonu postanowili obłożyć go z obu stron szkłem w nadziei, że nikt normalny nie będzie ryzykował upadku i malowniczego pajączka na obudowie.
Tak, antennagate była ściemą stulecia. Albo byłaby, gdyby nie kolejne bzdury, jakie zaserwowano nam dwie generacje iPhone’ow później. Po śmierci Steve’a ściema wzniosła się na nowy poziom.
Zmarli ciągle projektują!
Można było go lubić, można było krytykować, ale jednego nie można mu odmówić – był jak Midas, który gdyby dać mu do dyspozycji wyłącznie głębokie szambo i Jony’ego Ive’a, na drugi dzień przekonałby świat, że lekarstwem na raka, głód w Afryce i Putina jest codzienna dawka iGuana, sprzedawanego w śnieżnobiałej buteleczce po 200 dolarów za mililitr.
Dlatego właśnie zagotowałem się, gdy ponad rok po śmierci Jobsa iPhone’a 5 przedstawiano jako ostatni sprzęt, nad którym nieżyjący CEO firmy miał pracować przed śmiercią. Ot, biznesowa nekrofilia w czystym wydaniu.
Małpa z brzytwą
A może znajdzie się coś jeszcze gorszego od niej? Pozbawienie sprzętu kilku ważnych funkcji, dorzucenie do niego niekompatybilnych z niczym standardów i głośne stwierdzenie, że to nie bug, tylko ficzer?
Ape With AK-47
Ja rozumiem, że taka jest filozofia marki. Że im mniej klient może, tym mniej zepsuje. Dawne powiedzenie głosiło, że małpie nie daje się brzytwy. Czasy się zmieniły i tym razem można powiedzieć, że małpie nie daje się Kałasznikowa.
Ale gdy Jony Ive stwierdza w wywiadzie, że iPhone 6 rozładowuje się szybko, bo jest tak wspaniały, że ludzie nie mogą przestać się nim bawić, to znaczy, że czas na podejrzenia dobiegł już końca - zamiast nich mamy niezłomną pewność na temat tego, co Jony o nas sądzi.
Wyznawcy zamiast klientów
Użyta argumentacja nie pozostawia jednak złudzeń: ktoś, w którejś z sal konferencyjnych w budynku przy Infinite Loop postawił sprawę jasno: klienci są idiotami tak wielkimi, że już nawet nie musimy udawać. Łykną jak młode pelikany dowolną brednię, byle tylko ozdobić ją logo z wybrakowanym owocem.
Nie bez powodu rezonans magnetyczny mózgu wskazuje, że za postrzeganie Apple’a jako marki odpowiadają rejony, związane z przeżyciami religijnymi. Gdy widzisz nadgryzione jabłko, jesteś gotów uwierzyć we wszystko. Nawet w to, że nie potrzebujesz standardowej wtyczki, wymiennych kart pamięci i że 32 GB pamięci flash kosztuje tyle, co chiński smartfon z 32 GB pamięci.
Świadomość, że zarząd Apple’a doskonale zdaje sobie z tego sprawę, wkurza mnie chyba najbardziej. Bo wiedząc to, wiedzą również, że nie muszą się już starać. Gdy inne firmy mają klientów, oni mają wyznawców, którym – a przynajmniej jakiejś części z nich – można zaserwować dowolną bzdurę. I zamiast genialnych urządzeń sprzedawać pięknie opowiedzianą historię.